Imię: Keira
Nazwisko: Leider
Rasa: Półelf
Wiek: 65
Pochodzenie: Arius
Gang: Harpie
Funkcja: Najemnik
Zdolności: specjalizacja w walce z magami, ekspert
- karabiny snajperskie oraz sztylety
Keira niechętnie wspomina o swoim życiu przed
wstąpieniem do Harpii. Z dzieciństwa pozostało jej niewiele wspomnień –
wychowywała się na przedmieściach Ariusu, w mieszanej rodzinie. Ze względu na
elfią matkę, która była obdarzona magicznymi zdolnościami, rodzina często
zmieniała miejsce zamieszkania, w obawie przed organizacją STAR. Jednak
szczęście w końcu ich opuściło – ktoś, Keirze nigdy nie udało się ustalić kto,
doniósł na nich do władz, a ci natychmiast nasłali swych łapaczy. Brianna,
ojca półelfki, rozstrzelano na miejscu, kiedy próbował umożliwić żonie oraz córkom,
Keirze i jej o trzy lata starszej siostrze Jolenie, ucieczkę. Layla, dzięki
poświęceniu swojego męża, zdołała utworzyć wokół dzieci barierę, która
wytrzymała ostrzał. Dziewczynki oszczędzono ze względu na ich wiek – uznano, iż
ich umysły są jeszcze na tyle podatne, że można je wychować ku "chwale władz".
Jolenę, która odziedziczyła po matce zdolności magiczne, wpisano w rejestr i
oddano magom, zaś Keirę zostawiono STARowi. Choć nie potrafiła posługiwać się
magią, jednak z racji pochodzenia posiadała większą odporność na obrażenia tego
typu. Uznano ją za doskonały materiał na łowczynię zbuntowanych magów.
O latach szkolenia oraz służby w STARze kobieta
prawie wcale nie rozmawia. Nawet jej przyjaciele znają jedynie strzępki
informacji, zebranych od różnych osób. Keira okazała się być jedną z
najlepszych inwestycji organizacji. Mordercze treningi uczyniły z niej
prawdziwą maszynę do zabijania, a pranie mózgu, jakiemu była poddawana od
dzieciństwa, stworzyły z niej lojalnego żołnierza, fanatycznie oddanemu
ideologii swych „twórców”. Półelfka nienawidziła każdego rodzaju magii i wszystkich,
którzy się nią posługiwali z całego serca. Sama obecnie z goryczą wspomina ten
okres w życiu. Z jej rąk padło wielu magów, a do niej samej przylgnęło
przezwisko „Inkwizytorka”. Pewnie wciąż tkwiłaby w szeregach STARu, gdyby nie
przypadek, przez który na jednej z rutynowych misji, mającej na celu rozbicie
grupy magów, parających się rzekomo nekromancją, nie natknęła się na swoją
siostrę. Jolena, która kilka lat temu uciekła do podziemia, by walczyć o
wolność magów, rozpoznała instynktownie siostrę, mimo upływu lat. Keira jednak
w szale walki zupełnie nie zwracała uwagi na krzyki starszej Leider. Półelfka
osobiście wykonała na niej wyrok. Jednak po tym jak ochłonęła, w jej umyśle
zakiełkowało ziarno podejrzenia. Jako dość wpływowa osoba w organizacji, po
cichu zaczęła prywatne dochodzenie związane z jej rodziną oraz tym, jak
właściwie trafiła do STARu. Do tej pory wierzyła w to, iż jej rodzinę
zamordował mag krwi, a ją samą w ostatniej chwili uratowali członkowie
organizacji. W ten sposób nawiązała kontakt z krasnoludzkim inżynierem, Gornem
Stoneheadem, który podał się za przyjaciela jej ojca i przekonał ją do
spotkania. Krasnolud przedstawił kobiecie niezbite dowody świadczące o tym, iż
przez cały czas była jedynie marionetką w rękach STARu. Dla Keiry świadomość
tego, iż z zimną krwią zamordowała własną siostrę, stała się kroplą, która
przechyliła czarę. Wróciła do siedziby organizacji by dokonać zemsty. Jednak
nikt nie odchodzi ze STARu bezkarnie. Choć Keira pozbawiła tego dnia życia
wielu żołnierzy, ten, którego obwiniała najbardziej, wymknął się z jej rąk,
sama zaś półelfka straciła w walce prawe oko. Ledwo co ratując życie udało jej
się uciec i skryć w slumsach. Tam odnalazł ją Gorn, który zaopiekował się
kobietą, udzielając jej schronienia oraz pożyczając pieniądze na implant oka
i operację. Za głowę Leider wyznaczono nagrodę, toteż kobieta nie mogła
zająć się żadnym legalnym zajęciem. Potrzebowała zaś pilnie pieniędzy na
uzbrojenie oraz zwrot długu, gdyż chwilowe niepowodzenie nie sprawiło, iż
poniechała zemsty. Dla Keiry, która potrafiła wyłącznie zabijać, jedynym
wyjściem okazały się gangi. Z pomocą Gorna udało jej się nawiązać kontakt z
Harpiami, które
chętnie przyjęły w swe szeregi wyszkoloną najemniczkę.
Keira przez kolejne lata pracowała na swoją
reputację w gangu. Dzięki szkoleniu STARu zyskała opinię najlepszej osoby,
jeśli chodzi o wytropienie i zabicie maga. Wiele członkiń Harpii uważa, iż
Leider gdyby chciała, mogłaby daleko zajść w hierarchii gangu, jednak sama
półelfka wydaje się być zupełnie usatysfakcjonowana swoją pozycją. Harpie
traktuje raczej jako środek, dzięki któremu zamierza osiągnąć swój cel, przez
co czasami dochodzi między nią, a wyższymi rangą kobietami do starć. Choć Keira
stara się, by jej działania nie przynosiły grupie szkód, czasami przedkłada
własne cele nad dobro gangu. Jednak powierzone jej odgórnie misje wykonuje
bezbłędnie, co nie raz ratowało jej tyłek przed gniewem Harpii.
Leider jest przykładem na to, iż nie należy nikogo
oceniać po wyglądzie. Keira na pierwszy rzut oka nie wygląda na najemnika –
jest zgrabną, niskiego wzrostu blondynką, o dużych, zielonych oczach ( sztuczne
oko niczym nie różni się od prawdziwego ). Jednak lata ciężkich
treningów oraz niebezpieczny tryb życia odcisnęły na niej widoczne piętno. Nie
licząc sztucznego oka, Keira ma na ciele wiele innych pamiątek w postaci blizn.
Podczas walki z Arymanem doznała rozległych oparzeń – mag oszczędził specjalnie
jedynie jej twarz. Kobieta przeszła wiele operacji przeszczepu skóry. Część
osób wówczas doradzało jej, by uszkodzone organiczne „części” zastąpiła
sztucznymi, co oszczędziłoby jej bólu, jednak półelfka nie wyraziła na to zgody,
nie chcąc przemienić się w cyborga. Choć rany się zagoiły, zostały jej paskudne
blizny, przez co Keira nie lubi odsłaniać swojego ciała. Najczęściej ubiera się
w kombinezony, a na misję zakłada specjalny pancerz, wykonany przez Gorna,
który zwiększa jej odporność na magiczne ataki. Włosy najczęściej związuje w
kucyk, by nie przeszkadzały jej w czasie walki, zaś ostro zakończone uszy
ukrywa pod słuchawkami.
Jeśli chodzi o charakter, Keira jest osobą dość
skomplikowaną. W przełomowym momencie swojego życia całą swą nienawiść, jaką darzyła
magów, w jednej chwili przeniosła na członków STARu, jednak to i wcześniejsze
doświadczenia bardzo mocno odbiły się na jej psychice. Nawet teraz podświadomie
stara się unikać towarzystwa osób władających magią, a zlecenia na nie
sprawiają jej w jakiś sposób chorą satysfakcję. Keira później takie misje
zawsze odreagowuje, zalewając się w trupa. Jako półelfka, czuje się obco
zarówno w obecności ludzi, jak i elfów, ale chętnie przebywa w towarzystwie innych
mieszańców, krasnoludów, cyborgów czy nawet mutantów. Na co dzień opanowana i
spokojna, swoją postawą roztacza wokół siebie aurę szacunku. Pomimo tego, iż
dla pozostałych członkiń Harpii stara się być w miarę możliwości pomocna, jej
przeszłość sprawia, iż trudno jej zdobyć czyjeś zaufanie. Sama w pełni ufa
wyłącznie Gornowi, który w jakiś sposób zastąpił jej rodzinę. Keira, pomimo
tego, iż jasno określiła sobie cel w życiu, często czuje się zagubiona. Bywa,
iż na misjach traci nad sobą panowanie, zmieniając cel w krwawą miazgę. Dlatego
najczęściej pracuje sama.
Lata służby w STARze uczyniły z Keiry zawodową
łowczynię magów. I choć teraz rzadziej korzysta ze swych umiejętności nie
zmienia to faktu, iż jest dla nich niebezpieczną przeciwniczką. Leider woli
posługiwać się bronią dystansową, dlatego intensywnie szkoliła się w
posługiwaniu się karabinem snajperskim. Kiedy jednak jest zmuszona do walki w
zwarciu, korzysta z prototypowych sztyletów, których ostrze składa się z wiązki
elektrycznej. Jako półelfka jest słabsza fizycznie od przeciętnego ludzkiego
żołnierza, nadrabia to jednak swoją szybkością oraz wytrzymałością. Keira w
pojedynkach stawia na technikę, nie na siłę. Elfia krew daje jej jeszcze jedną
przewagę – jej zmysły są bardziej wyostrzone, niż u przeciętnego człowieka,
choć i tak nie dorównują tym, które posiadają elfy czystej krwi.
[ Witam wszystkich bardzo serdecznie :) Mam nadzieję, iż moja bohaterka Wam się spodoba i wspólnie z nią będziecie chcieli odkrywać tajemnice Ariusa. Jestem otwarta na wątki i najróżniejsze pomysły, co do ich prowadzenia.]
[Edit: 03.09.2014 - do "Powiązań" dodano opis Flaviusa Dalley]
[Witam cię w takim razie bardzo serdecznie na blogu :)
OdpowiedzUsuńKartę czytałam wcześniej, jest cacy! Nie mogę się doczekać, aż dodasz powiązania (chciałabym zobaczyć Arymana, choć zrobił wiele złego Keirze! >w<)
Cóż wątek trzeba u nas zacząć od spotkania w STAR, tudzież mogą się tam znać, widzieć, itp. mimo, iż Aaron stara się tam jak najmniej bywać.
Więc kto u nas zaczyna? Mogę ja jeśli ci to nie przeszkadza, za 20 minutek powinien być początek naszego wątku :)]
Aaron Cross
Choć współpraca ze STAR kryje w sobie cały ogrom korzyści było coś czego Aaron Cross szczerze nienawidził - tego jak go ta organizacja traktuje.
OdpowiedzUsuńOwszem wiedział, że był dla nich tylko marnym pionkiem od którego można wyciągnąć informacje, ale czekanie w poczekalni jak byle petent było doprawdy poniżej jego pozycji w całym tym konflikcie. Nie mówiąc już, że Cyber Warfare może tu mieć jakiś szpiegów, a przyuważenie ich hakera u najgorszych wrogów gangów nie byłoby mu na rękę. Ledwo by wyszedł z budynku STAR, a jego cybernetyczny system zostałby spalony do tego stopnia, że stałby się bezmyślnym warzywem.
Aaron odetchnął z ulgą i wyciągnął swój podręczny deck do wchodzenia w system Zipnetu. Musiał dać sobie chwilę odpoczynku.
Wstał, otrzepał długi skórzany płaszcz i wyszedł do palarni. Miejsce to znajdowało się za ogromnymi szklanymi drzwiami, na czymś w rodzaju wielkiego, kwadratowego balkonu. Miało się doskonały widok na całe Arius, błyszczące i tętniące życiem. Wszystkie światełka zdawały się opowiadać własną historię, nęcąc i kusząc tych, co nie zdawali sobie sprawy z prawdziwego oblicza tego miasta. Brudnego, złego i niebezpiecznego... Metropolii, gdzie wejście w nieodpowiednią uliczkę może cię kosztować zdrowie, pieniądze, a nawet życie, jeśli trafisz na jakiegoś świra. STAR kreowało Arius na miasto dobrobytu . Cóż mogło tak być, ale to było jak posypywanie tęczowej posypki na wpół spalony tort. Niby wszystko ładnie wyglądało, ale jak zjadłeś kawałek - widzisz, że ciasto nie wyszło.
Crossa nie obchodziła walka STAR. Póki mu płacili wszystko było na odpowiednim miejscu.
Mężczyzna usiadł na jednej z ławek i odpalił papierosa zaciągając się nim. Ciepły obłoczek dymu wydobył się z jego ust i zanikał w ciężkim powietrzu Arius. Spokojnie i bez pośpiechu Aaron zalogował się do systemu. Jego zabezpieczenia powinny go ochronić przed programami szpiegowskimi STARu, ale większość z nich i tak musiał wyłączyć, by móc zapewnić sobie strzał impulsu, którego teraz tak pragnął. Haker wszedł do własnoręcznie napisanego programu hakerskiego i wybrał losowe konto, by móc się na nie włamać. Absolutnie nie dla zysku.
Dla spokojności nerwów.
Świadomość Crossa odłączyła się jakby od ciała i podążała po jaśniejących ścieżkach danych, próbując odnaleźć drogę do wnętrza systemu. Ledwo dotknął głównych złączy przez jego ciało przebiegł krótkotrwały impuls elektryczny, gładzący boleśnie implanty wszczepione do jego mózgu. To jednak nie wystarczyło Aaronowi. Grzebał dalej w koncie, fundując sobie jeszcze kilka takich "atrakcji" od programów antywłamaniowych. Czuł coraz przyjemniejsze zwiotczenie mięśni i rozluźnienie organizmu, a także ciepło dochodzące z cybernetycznych części organizmu. Była to dość cierpiętnicza rozkosz, ale Aaron był od niej uzależniony.
Wylogował się z programu drżącymi dłońmi wodząc po decku.
Rozłożył się swobodnie na ławce, oddychając ciężko jak po długotrwałym wysiłku. Uśmiechał się jednak.
- Tego mi było trzeba... - mruknął do siebie zadowolony.
Odwrócił leniwie głowę słysząc cichutki zgrzyt odsuwających się elektrycznych drzwi. Kogóż tutaj pchało?
Aaron Cross
Aaron nie odzywając się nawet słowem, patrzył jak do palarni wchodzi kobieta. Przymykając odrobinę powieki, jakby miał zaraz zasnąć, próbował skupić wzrok na niej. Chyba za dużo impulsów przeszło przez jego system, był odrobinę otępiały.
OdpowiedzUsuńWyprostował się i przeciągnął, próbując rozruszać zastałe mięśnie. Dziewczyna chyba usłyszała hałas, bo odwróciła się ku mężczyźnie. Dopiero teraz Cross miał możliwość przyjrzenia się bliżej tajemniczej nieznajomej.
Czy jednak naprawdę aż tak enigmatycznej?
Nie znał jej dokładniej, ale kilka razy mijali się na korytarzu, nawet wymienili zdania czy dwa. Hmmm... Nawet więcej.
Keira Leider, bo chyba tak się nazywała, raz przyłapała go na strzałach z Zipnetu. Wyglądał wtedy mniej więcej jak teraz, zmarnowany i rozluźniony. Wtedy nieostrożnie zrobił to w poczekalni STARu. Musiał! Nie mógł już wytrzymać. Na dodatek był na głodzie dyoru zbyt długo, jego diler nie wywiązał się z umowy. Dochodziły do tego lekkie problemy z Cyber Warfare. Nowy haker próbował wygryźć go z interesu, który wtedy prowadził. Nerwy miał jak postronki, musiał się jakoś uspokoić. Padło, że kryzys naszedł go w siedzibie STAR. Było to cholernie niebezpieczne, ale... Co mógł zrobić?
Półelfka na szczęście nie okazała się kablem. Nie powiedziała nawet słowa, jedynie "karcąco" na niego spojrzała. Cóż... A może coś mówiła? Ciężko mu było sobie przypomnieć, działał wtedy jak we śnie. Dobrze, że zimna woda pomogła mu otrzeźwieć przed spotkaniem z zarządem STARu.
Aaron spojrzał na deck który swobodnie leżał na jego kolanie. Zamknął klapkę sprzętu i schował go w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nie musiał tego robić, kobieta i tak pewnie domyśliła się po co był mu potrzebny.
Cross nie był typem rozmownego człowieka, ale miał jeszcze zbyt dużo czasu do spotkania z zarządem. Być może musiał się upewnić, że półelfka go tym razem nie wyda?
Haker zadarł głowę i spojrzał prosto na Keirę, uśmiechając się szelmowsko pod nosem. Podniósł się i podszedł do niej, opierając się o barierkę oddzielającą taras od przepaści i sieci ulic pod nimi.
- Piękna noc, czyż nie? - spytał jak gdyby nigdy nic.
Aaron Cross
Aaron nie odwrócił się ku Keirze, gdy ta odpowiedziała na jego pytanie. Mimo to słuchał jej dość uważnie. Cóż, przynajmniej na tyle na ile pozwalał mu lekko otępiały umysł. Potrząsnął głową, przeczesując metalowymi palcami krótkie włosy.
OdpowiedzUsuń- Racja... Nie umywają się wcale - odparł po chwili, przypominając sobie lata spędzone poza Arius. Na "podróżach", tak to nazywał. Ile wtedy widział rzeczy, choćby czyste niebo pełne gwiazd. Widok nieskalany dymem oraz sztucznym światłem. Jednak i to piękno kryło w sobie pełno niebezpieczeństw. Arius, jakkolwiek złe samo w sobie nie było, lepsze się wydawało aniżeli świat na zewnątrz. Dziki, spalony przez legendarne wojny i oczadziały szaleństwem istot, które już przestały przypominać dawnych siebie. Tak... Arius pod pewnymi względami nie było tak piękne, ale Cross wolał już mieszkać w cywilizowanej metropolii niż na pustkowiu.
Haker odwrócił się w stronę półelfki, patrząc na nią swymi nienaturalnie złoto-zielonymi oczyma, ulepszonymi cybernetycznie. Jednak żaden mięsień nie drgnął na jego twarzy. Chyba musiałby się walnąć porządnie pięścią, by otrzeźwieć.
- Dlaczego by nie podziwiać widoków? W końcu każdy na mieście wie, że lepszych niż z piramidy STAR nie znajdziesz. Jeśli już tutaj gnije to przynajmniej popatrzę.
Cross jednak wiedział, że Leider nie chodziło o ten aspekt jego obecności tutaj. Szybko połączyła fakty, widok prędko schowanego decku oraz jego dość wiotki krok. Dobrze jednak, że agentka najwidoczniej miała inne sprawy na głowie, bo inaczej Aaron znalazłby się już na bruku przed siedzibą STAR. Lub w kostnicy... Jak kto woli.
- Pochlebiasz mi Leider - mężczyzna wzruszył ramionami, nie uciekając wzrokiem choćby na chwilę. Kolejny papieros wylądował w kąciku jego ust, oświetlając na ułamek sekundy twarz dość ciepłym, czerwonawym płomyczkiem. Uśmiechnął się do siebie, czując komizm tej sytuacji. On - nie do końca lojalny członek społeczeństwa Arius i ona - również nie do końca posłuszna pracownica STARu. Cyrk na kółkach, choć dość często spotykany w "klejnocie Europy".
Aaron odetchnął i kontynuował
- Uwielbiam pluć w twarz prawu i takim organizacjom. Po to oferuje im swoją tak bardzo hojną pomoc. Nie zauważyłaś tego? To dziwne... Wydawało mi się, że każdy agent STAR to mistrz wywiadu i szpiegostwa - Cross pogrywał sobie oraz tańczył na bardzo cienkiej linie. Keirze mogła bardzo szybko skończyć się cierpliwość i nadać w końcu na niego, czego dotychczas nie zrobiła. Choć nie będzie mu to na rękę, może zdąży się wydostać z budynku nim jej słowa dojdą do odpowiednich osób. Dlaczego? Heh... Organizacje rządowe... Tak bardzo zagubione w biurokracji . Nim dojdzie rozkaz będzie musiał przejść przez tone restrykcji i papierków.
- A ty półelfko? Nie wyglądasz na palącą. Przyszłaś podziwiać widoki czy odetchnąć świeżym powietrzem?- zapytał równie swobodnie, jak ona jego.
Aaron Cross
Półelfka przerwała przez chwilę potok słów, jakby zatapiając się we własnych myślach. Wspomnieniach, które wywołała zupełnie niewinnym zdaniem. Cross pojął te słowa w lot. Wszyscy, którzy wiedzą za dużo - giną. W gangach zdarza się to nagminnie. Sam ze dwa czy trzy razy odłączył hakera, który postanowił grzebać zbyt głęboko. Wszystko z rozkazu zastępców przywódcy Cyber Warfare. W tak "ułożonej" i hermetycznej organizacji jak STAR musiało się to dziać o wiele częściej. Być może Leider była uczestnikiem czegoś takiego?
OdpowiedzUsuńMógł tylko zgadywać, a i tak pewnie zapomni o tym jak opuści palarnie i towarzystwo żołnierki rządowego ugrupowania.
Uśmiechnął się do siebie, słysząc, że dobrze, iż nie przyszedł odkupywać swoich win. Miał jakieś? Cóż jego sumienie śnieżnobiałe nie było, ale mało których czynów żałował. W Arius nie było miejsca na świętość, jakkolwiek mocno by się nie próbowało. Przynajmniej taki obraz spraw miał przed oczyma Aaron. Owszem spotykał prawdziwie dobre istoty, ale były to zaledwie kropelki w całym morzu kryminału i samolubnych celów.
Szczerze?
Czasami podziwiał takie osoby. Ich siłę, że są w stanie tak się odróżnić, tak nie dać otoczeniu.
- A już się nie wali? Naprawdę żadne z was nie zagląda partnerowi przez ramię, zastanawiając się czy nie strzeli ci w plecy podczas akcji, bo zarząd tak nakazał? Nie chce mi się wierzyć Leider - wzruszył ramionami, opierając się swobodnie na łokciach o barierkę - Strzał w głowę mówisz... Czystsze jest wypalenie systemu przeciwnika tak, że nikt niczego nie zauważy. O ile mniej krwi, praktycznie wcale.
Spojrzał na nią zadziornie, rzucając niedopałek zza balkon. Zniknął on bardzo szybko w migoczących światełkach piramidy. Niczym ledwo zapalona iskierka.
Aaron poczuł lekkie drgnięcie barierki, gdy Keira mocniej się o nią oparła. Czyżby ktoś miał ciężki dzień? Wydawało mu się zawsze, że agenci STAR to maszyny nie do zdarcia. Wiecznie gotowi do wymierzenia sprawiedliwości, czy to na magach czy zwykłych szarakach jak on. Ahh, Cross... Jakiś ty czasem naiwny.
Odwrócił się sztucznie zdziwiony w stronę półelfki, gdy ta wyrzuciła swoje wątpliwości na temat jego strzałów z impulsów. Jakby nie wiedział o co chodzi. Z każdym kolejnym słowem na jego twarzy rozkwitał szyderczo-litościwy uśmiech. Naprawdę? Sądziła, że jest tak głupi, że sprzedałby trefne informacje tak potężnej organizacji jak STAR? Jeszcze lubił swoje życie i wolał nie żegnać się z nim zbyt wcześniej.
Dyor czy inne używki nie miały tu nic do rzeczy. Zawsze doprowadzał się do porządku przed spotkaniem z "szefami". Trzeba było, co zrobisz?
Owszem, większość tych "istotnych" informacji chował głęboko w systemach swojego umysłu. Przed ciekawskimi istotami. Nie lubił dzielić się z innymi czymś, co może być zwycięską dla hakera kartą w przyszłych konfliktach.
Aaron oparł się jednym ramieniem o barierkę, pochylając się w stronę Keiry. Jego twarz była niebezpiecznie blisko jej, zaledwie kilka centymetrów przyjemnej odległości. Rozbawiony sytuacją, nie przerywał patrzenia w dziko lśniące oczy.
- Martwisz się o mnie Leider? To urocze, naprawdę. Zwłaszcza, że ze mnie tylko prosty pies szpiegowski STARu - mruknął cicho, ledwie słyszalnie. Wiedział jednak, że czułe uszy półelfki wszystko wyłapią.
Ta gierka go niejako bawiła.
UsuńOwszem był czasami idiotą, jak teraz, gdy dał się opanować przez głód pod wpływem nerwów. Musiał zacząć to kontrolować albo nadrobić przed wyruszeniem do siedziby STARu. Zdobywanie dyoru robi się jednak coraz trudniejsze, nawet dla kogoś z jednego z gangów "rządzących". Impulsy też nie są już tak dobre jak kiedyś. Aaron zauważył, że potrzebuje ich albo coraz więcej albo tych zdecydowanie mocniejszych. Nie mógł jednak porywać się na zbyt wielkie konta dla swojej prostej przyjemności - było to zbyt niebezpieczne.
Cross odetchnął ciężko, jakby zrozumiał ciężar swoich win. Uśmiechnął się jednak ponownie i pochylił do ucha kobiety.
- Jestem ci w takim razie winny przysługę Leider. Dziękuję... - szybko pocałował gładki policzek Keiry, tym bezczelnym gestem kończąc ich dyskusję na temat jego zażywania impulsów w siedzibie STARu. Wiedział, że Leider go nie wyda. Przynajmniej jego wielka, pod tym względem, nadzieja pozwoliła mu w to wierzyć. Obietnica przysługi, choć niebezpieczna, mogła mu teraz uratować tyłek.
Haker odsunął się od kobiety, na lekko bezpieczną odległość, jakby nagle postanowiła wepchnąć jego buńczuczność głęboko w jego gardło.
- Dobrze ją wykorzystaj. Rzadko kiedy komuś coś obiecuje. - powiedział po chwili, a jego głos teraz brzmiał poważnie - Nie masz przypadkiem teraz pracy, Leider? Żadnego gangstera do zabicia?
Aaron Cross
Cross zaśmiał się cicho na słowa Keiry i odsunął się subtelnie od barierki.
OdpowiedzUsuń- Dobrze mamo, już idę. Postaram się nie napsuć twoim pracodawcom krwi... Zbyt mocno - mruknął zadowolony i oddalił się w stronę elektrycznych drzwi - Obiecuje.
Chwilę później zniknął w korytarzach piramidy STAR zmierzając na spotkanie z zarządem. Czy to było jego ostatnie spotkanie z Keirą Leider?
Kto wie, los potrafi być przewrotny.
*****
Aaron Cross przeciągnął się swobodnie, przecierając zmęczone ciągłym gapieniem się w ekran oczy. Pomimo iż cybernetycznie ulepszone, nawet one nie dały rady tygodniowej harówce. Jakiej mianowicie? Gang Cyber Warfare znalazł sposób jak przechytrzyć STAR i wyrwać z samego serca rządu drogocenne dane. Aaron został oddelegowany do pracy nad wirusem, który miał przeżreć główny odbiornik Arius. Szybki i nieuchwytny atak.
Problem jednak leżał w samej broni wykorzystanej przez przywódców Cyber Warfare. Program był, delikatnie mówiąc, strasznie kapryśny. Nie potrafił dostosować się do sygnałów wysyłanych z odbiornika, atakując je na oślep. Musieli wprowadzić komendę ataku celowanego, a przy takiej objętości wirusa pojawiały się problemy samorzutności, która również była ważna i...
Cross pokręcił głową. Nie będzie teraz myślał o robocie. Czekało go jeszcze sporo pracy, a dzisiaj wyszedł się rozerwać. Jakkolwiek.
Miał spotkać się z dilerem dyoru w barze ukrytym w najciemniejszej alejce slumsów metropolii. Pomoże mu to się rozluźnić, a może i nielegalnego piwa się napije. Co prawda nie dostanie pewnie czegoś lepszego od popłuczyn zmieszanych z moczem, ale lepsze to niż nic. "Strzały z Zipnetu" odpadały. Zbyt często to robił i jego kod stanie się łatwo wykrywalny. Musiał odczekać, ale coraz bardziej trzęsły mu się dłonie. Był ćpunem... I to najsłabszym z możliwych.
Psia krew! Nie! Dość rozmyślań.
Haker sięgnął ręką do okularów, które miał umieszczone na skroniach. Wcisnął przycisk, a szkła wysunęły się z cichym zgrzytem. Ruszył w stronę baru, przechodząc przez ruchliwą Dzielnicę Wschodzącego Słońca. Ludzie, półorki, elfy, krasnoludy... Wszyscy dzisiaj pragnęli rozrywki, niczym pożądliwa, jednomyślna masa.
Aaron gładził palcami deck, który trzymał w kieszeni płaszcza. Kilkoma przyciskami był w stanie wyłączyć każdego kto go zaatakuje. A tutaj nie było mało takich osób. Świdrujące, świńskie oczka spoglądały na niego z mrocznych uliczek. Ogorzałe, przepite mordy dookoła świadczyły o "pięknie" slumsów. Uwagi rzucane do pojawiających się gdzieniegdzie kobiet były tak wysokiego poziomu, że poeta mógłby z tego korzystać, naprawdę. Leżący dookoła biedacy, pijacy, narkomani dopełniali uroku obrzeży. Dziwne, jak takie miejsce mogło wykreować się pod nosem "rozwiniętej, kulturalnej i bogatej" metropolii stawiającej na naukę i rozwój. Widać każdy diament ma swoją skazę.
Migające gdzieniegdzie diody i szyldy zachwycały jedynie brudem i tanizną. Cross jednak stanął pod jednym ze znaków przyglądając mu się z uwagą.
"Titty Pippy"... Cóż za pięknie tandetna nazwa. Gorszego baru haker chyba nie znał. Miał jednak jedną pozytywną stronę - jeśli coś w nim załatwiałeś, mogłeś być pewien: "co dzieje się w Titty Pippy, zostaje w Titty Pippy". Aaron minął rosłego bramkarza i wszedł do środka.
Bar powitał go atmosferą typową dla prawdziwej dziury oraz mocną rockową muzyką. Na scenie wyginała się jakaś młoda gwiazdeczka, śpiewając coraz głośniej i głośniej. Dym oraz wyraźny zapach spirytusu były duszące. "Titty Pippy" było bezczelne pod tym względem i wprost śmiało się w twraz prohibicji. Jakim cudem ich jeszcze nie zamknęli? Nikt nie wie.
Cross zszedł po schodach do głównej sali. Widział jak obserwuje go barman, zastanawiając się czy haker należy do niebezpiecznych typów wychodzących z takich miejsc po dzikiej burdzie. Aaron nie zwracał jednak uwagi rozglądając się dookoła. Gdzieś tu musiał być ten knur...
Nagle wzrok Crossa zatrzymał się na jednym stoliku. Stoliku, który absolutnie nie był wolny, ale zajęty. I to przez kogo!
Aaron chciał zaśmiać się najgłośniej jak tylko mógł, ale zamiast tego uśmiechnął się cynicznie. No proszę, kogo jego piękne oczy widzą. Czyżby to była ta nieustraszona kobieta? Ta, która pouczała, a teraz sama leży wśród, nielegalnych, butelek i, biokomputer tylko wie, czego jeszcze. Dziwne, że żaden z tutejszych się do niej nie dobrał. Widać kilka tyłków musiała już skopać, bo dookoła niej leżały połamane krzesła.
UsuńAaron jednak się tym nie przejął. Hardo i odważnie skierował kroki w stronę starej, dobrej znajomej. Wziął jedno krzesło i postawił prosto, siadając. Oparł się na łokciach, przyglądając śpiącej półelfce. Może by tak zrobić jej małą pobudkę?
Haker wyciągnął swój podręczny deck z kieszeni, sunąc palcami po klawiaturze. Wystukał kilka cyfr, parę kodów i przystawił bliżej kobiety. Musiał mieć połączenie z jej systemem Zipnet.
Choć Aaron nie mógł tego słyszeć, sygnał nastrojony był dla agentki, to wiedział co czeka półelfkę. Głośny, przeraźliwy pisk odbijający się nieustannie po wszystkich kątach głowy. Narastał on z każdą milisekundą, stając się wprost nie do zniesienia. Było to bolesne normalnie, a jeśli jesteś pijany impuls ten będzie jak najgorsze tortury
Cross zaśmiał się widząc, jak półelfka poderwała się jak rażona prądem. Mężczyzna schował deck urywając swój drobny żart. Poczekał, aż kobieta zwróci na niego swój wzrok, po czym uśmiechnął się najbardziej uroczo i niewinnie jak potrafił.
- Cześć Leider, kopę lat. Od kiedy to odwiedzasz takie miejsca? Wiesz, kobieta na twoim poziomie nie powinna się tak ślinić pod siebie. I te rozwalone włosy... - westchnął, machając swobodnie dłonią - Ciężki dzień czy kobiece sprawy? Może dyoru na rozluźnienie, chyba coś mi jeszcze
Aaron Cross
[Dokładny opis baru zostawiłam tobie, jeśli jeszcze chcesz się tym bawić :D]
Aaron swobodnie podparł policzek na otwartej dłoni, przyglądając się zdenerwowanej półelfce. Prawda, nie sądził, że ujrzy kogoś jej pokroju zalanego w trupa, w najgorszym barze w całym Arius. Owszem, już przy pierwszym spotkaniu absolutnie nie wydawała mu się stuprocentowo święta, ale takie rzeczy? Nie to, żeby bronił ludziom tu przychodzić czy chlać na umór, każdy sam kieruje swoim życiem, jednak miał trochę inne mniemanie o Keirze. Te jej przemowy na balkonie i karcący wzrok jakim na niego spoglądała, gdy chował deck po "Strzale...". Teraz on mógł na nią patrzeć tak samo.
OdpowiedzUsuńNo, gdyby nadal nie był pospolitym narkomanem..
Haker zaśmiał się głośno na groźby agentki. W jej stanie pewnie wywaliłaby się z pięć razy zanim by go dogoniła, a on tu i zaraz mógłby ją wyłączyć z systemu czy usmażyć obwody i ulepszenia.
- Przykro mi Leider. Dzisiaj jesteś na przegranej pozycji pączuszku, ale dziękuję za komplement - powiedział, a jego głos, jak rzadko kiedy, brzmiał prawdziwym rozbawieniem.
Proszę, nie sądził, że ta znajomość wyciągnie z niego coś takiego. Czasem, gdy siedział w swoim mieszkaniu, spodziewał się, że mało co go jeszcze dobrego w życiu spotka. Od tej emocjonalnej strony, bo "kariera' szła mu całkiem dobrze. Nie chodziło tu o coś tak prostego, jak to lekkie ukłucie radości, gdy włamiesz się do silnego konta lub zniszczysz cybernetycznie jakiegoś zabijakę. Nie... Chodziło o...
A zresztą nieważne. Zaczął się roztkliwiać jak wtedy, gdy był dzieciakiem. Nie powinien. Nie w takim miejscu, nie w takim mieście.
Nie w tych czasach.
Haker ponownie zwrócił się do potrząsającej głową półelfki.
- Nie pochlebiaj sobie Leider. Nie szukałem cię. Nie jesteś jedyną interesującą i atrakcyjną kobietą w Arius. Choć w tym stanie trudno nazwać cię atrakcyjną - uśmiechnął się do niej wrednie widząc przeszywający, morderczy wzrok Keiry. Grabisz sobie Aaron, oj grabisz. Kiedyś na pewno urwie ci głowę za twoje uwagi. Prędzej czy później, pewnie nawet jeśli miałaby postawić na nogi połowę metropolii - Przyszedłem tu w interesach, a spotkanie z tobą to zwykły zbieg okoliczności. Co do szlachetnych frazesów... Czy ćpun dobrze by wyglądał prawiąc morały alkoholiczce? Nie wydaje mi się. Byłoby to równie zabawne jak nasze spotkanie.
Keira bablała coś jeszcze, lecz Aaron nie mógł niczego już zrozumieć. Przyglądał się, jak niemrawymi gestami przetrząsa kolejne butelki w poszukiwaniu choć kropelki alkoholu. Śmieszna syt...
Aaron skrzywił się nieznacznie czując ból z tyłu głowy. Ćmiący, narastający z każdą sekundą. Sięgnął jedną ręką, by rozmasować potylicę, jednak poczuł, że i ramiona zaczynają go również piec. Widok rozpływał mu się przed oczyma coraz bardziej, jakby kluczył w niekończącej się mgle. Cholera... Zaczyna się.
Objawy zbyt długiego odstawienia dyoru.
Nie spodziewał się ich tak szybko. Miał nadzieję, że wytrzyma do spotkania z kontaktem, ale widać jego organizm lubił płatać mu figle. Ostatnio zbyt często. Przetarł czoło, powoli pokrywające się kropelkami potu.. Nieciekawa sytuacja. Będzie jeszcze gorzej, gdy kompletnie odetnie go od systemu przez skokowe zachowania impulsów cybernetycznych. Było to niebezpieczne biorąc pod uwagę "niesforne" protezy hakera. Mogło skończyć się śmiercią, powolną lub nie zależy od wytrzymałości układu.
UsuńChoć Cross o tym wiedział nadal brał, by dać sobie masochistyczną przyjemność. Może lubił igrać ze śmiercią?
Aaron sięgnął do kieszeni płaszcza, ukrytej i dobrze schowanej przed jakimikolwiek kontrolami. Wyciągnął z niej miniaturową fioleczkę w której lśniło kilka kropelek złotawego płynu. Szlag, nie wystarczy mu nawet na jedną działkę. Może to jednak odrobinę uspokoi jego organizm.
Cross przyjął szklankę z alkoholem od Keiry i wlał do niej gęstą ciecz. Przez chwilę wstążeczki dyoru tańczyły w przezroczystym i mętnym płynie, by wymieszać się tworząc pszenicznie blady kolor. Haker nie czekając ani sekundy dłużej również wychylił duszkiem swoją porcję. Ciepło rozlało się po jego ciele natychmiastowo. Poczuł w mózgu coś jakby uczucie implozji, zasysania się do środka. Jęknął cicho z bólu, chwytając się za skroń. Potrząsnął głową, starając się rozruszać obwody komputera w mózgu, by nie się nie wyłączał, nie teraz. Trwało to kilka minut, lecz mężczyzna odczuł, że chyba pomogło, choć nie bez bólu. Ramiona były mniej zastałe, a krew pulsowała normalnie, nawet system się zharmonizował.
Mieszanie dyoru i alkoholu do rozsądnych nie należało, ale lepszego specyfiku na nagłe przypadki nie ma. Cross opadł na oparcie krzesła, przymykając odrobinę powieki. Poczuł lekkość i senność jednocześnie. Spojrzał przymglonymi oczyma na półelfkę.
- Za... Nasze... - przełknął ślinę i odetchnął ciężko, rozmasowując ramię - Kolejne spotkanie? Spodziewasz się następnych?
Cross zaśmiał sie zachrypniętym, niskim pomrukiem.
- Aż tak ci się spodobałem Leider? To miłe, biorąc pod uwagę ile mężczyzn już pobiłaś - Aaron rozpiął odrobinę guziki czarnej koszuli dając sobie dostęp do powietrza - Właściwie to co TY tu robisz? Masz jakąś tajną misję, by przyskrzynić tego debila, co jest tutaj właścicielem? Agenci STARu się tutaj nie zapuszczają, chyba, że coś się wydarzyło w tym temacie od ostatniego razu jak cię widziałem.
Aaron Cross
[Chęci znajdą się zawsze, gorzej jest z pomysłami. ;)]
OdpowiedzUsuńSalindra
Aaron przechylił lekko głowę spoglądając na opierającą się o stół Keirę. Uważnie śledził każdy jej ruch, a także wyłapywał większość istotnych informacji.
OdpowiedzUsuńNo... Oczywiście w miarę możliwości, gdyż sam nie był w najlepszym stanie po tej drobnej akcji sprzed chwili.
Proszę odeszła od STARu. Ciekawe co musiało się stać, że postanowiła porzucić tak "wspaniałą i opiekuńczą" organizację. Czyżby jednak to o czym wcześniej mówił, brak zaufania i degrengolada w środku rządu, było jednak prawdą? Faktem, który Keira próbowała przed nim ukryć, dalej próbując się przekonać, że może jednak nie jest tak źle?
Nieważne. Opuściła STAR i tylko to teraz było faktem autentycznym i ważnym.. Owszem podejrzewał, że rząd mści się na niej za ucieczkę. Nigdy nie wypuszcza, nigdy nie wybacza, a już na pewno nie pozwoli by ktoś wyniósł istotne dla nich informacje. Leider mogła mieć ich sporo, w końcu brała pewnie udział w większości akcji. Przeciwko magom czy innym "zwyrodnialcom". Widział to po jej ruchach, po sposobie w jaki napinała mięśnie czy spoglądała na wszystko dookoła. Takich odruchów nie wyrabia się siedząc za biurkiem.
Cross podjął wątek.
- Słyszałem o rozróbach w STARze, ale nie sądziłem, że ty byłaś w to zamieszana. Proszę, proszę, proszę... - gwizdnął z uznaniem - Kto by powiedział, że z ciebie taka kocica. Cóż, zapowiada się to na dłuższą rozmowę.
Haker podniósł się odrobinę chwiejnie, przytrzymując stołu jeszcze przez dłuższą chwilę. Póki nie upewnił się, że stoi w miarę prosto i reprezentuje sobą jako taki poziom wpatrywał się w pustą przestrzeń nad półelfką. Uśmiechnął się jednak po chwili i pochylił w jej stronę.
- Czekaj tu na mnie cierpliwie i nie zepsuj niczego - poklepał ją po głowie tak jak to się robi z niesfornym dzieciakiem - Zaraz coś nam przyniosę.
Mężczyzna oddalił się w stronę baru, mijając ludzi tłoczących się niedaleko, pod sceną.
Dlaczego tak się w to angażujesz Cross? Po co ci znajomość i spoufalanie się z renegatką, która na dodatek nie wiadomo co teraz robi? Przecież dobrze wiesz, że znajomości najlepiej mieć tylko w charakterze biznesowym.
Cóż... Kto powiedział, że ta taką nie jest? Haker wisi przysługę "agentce", toteż zadawać się z nią musi tak czy siak. Po drugie nigdy nie wiadomo kiedy ktoś pokroju Leider JEMU się przyda. Różne przypadki spotykają ludzi, a coś podpowiadało Aaronowi, że ta znajomość mu się opłaci. Nawet jeśli więcej on będzie musiał dać na początek niż jego piękna towarzyszka.
Cross oparł się o szklany bar przyglądając się światłom igrającym na sztucznej ścianie. Całość była "wytworem" cybernetycznym i jego oczy to doskonale widziały. Ktoś musiał tutaj wykonać kawał dobrej roboty, bo iluzja była idealna, co mogło dziwić w takiej dziurze jak "Titty Pippy". Nikt ze STARu tutaj nie zaglądał od bardzo dawna, ale widać Jake, właściciel i barman jednocześnie, postanowił dmuchać na zimne. W sumie jedyna oznaka rozsądku z jego strony...
Właśnie jeśli mowa o tym wieprzku...
- Zjeżdżaj stąd Cross! Nie obsłużę cię póki mi nie zapłacisz za ostatnią akcję z Rosie!
UsuńAaron przekręcił lekko głowę zauważając szczupłą, może nawet zbyt wychudzoną, i zniszczoną twarz "włodarza Titty Pippy". Mężczyzna świdrował hakera swoimi maleńkimi oczkami, podkreślając swoje zniesmaczenie dość krzywym uśmiechem. Cross zaśmiał się pod nosem, opierając się wygodniej i kiwając subtelnie głową w stronę sztucznej ściany, wprost na butelkę wódki.
- Nie jęcz Jake, zapłaciłem ci już dawno temu, a Rosie się podobało. Daj mi to cacko i będziemy kwita.
- Nie będę was obsługiwał. Ciebie i tej suki od Harpii. Ta dziwka zawsze przysparza mi problemów i nie daje jeszcze nic w zamian. Niewdzięczna franca.
Suka od Harpii? Aaron zerknął w stronę Keiry, która pogrążona była w myślach. Czyżby to prawda? I tu rozwiązywała się jedna zagadka - co półelfka robi po odejściu od STAR. Harpie... Cyber Warfare, choć walczy z nimi, nie utrzymuje tak zażartych stosunków, jak np. z The Buldogs. Proszę, zadaje się z wrogiem, a nie powinien tego robić. Leider jednak, póki co, nie podniosła na niego ręki przez coś większego niż głupia uwaga, a wie gdzie "pracuje" Aaron. Czyżby... Jej lojalność była równie krucha?
Z rozmyślań wyrwał hakera szorstki glos Jake'a.
- Spieprzaj stąd Cross albo powiem Buldogsom gdzie jesteś. Lub poproszę Kurebasha i Ilyidarka, by się was pozbyli - barman miał tu na myśli swojego ogromnego półorczego bramkarza i jego mniejszego elfiego towarzysza, zawsze skrytego w oszukańczych cieniach.
Brwi Crossa ściągnęły się w gniewnym wyrazie.
- Przestań nudzić... Sądzisz, że możesz po prostu się mnie pozbyć? - uśmiech nie złagodził jego rysów, lecz sprawił, że haker wyglądał jak szczwany lis gotowy do wyciągnięcia asów z rękawa. I tak właśnie zamierzał zrobić. Aaron pochylił się lekko, by tylko Jake go usłyszał - Uważaj z kim zadzierasz skurwielu. Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Co...? Chcesz, by pewien szanowany człowiek Buldogsów, którymi zamierzasz mnie poszczuć, dowiedział się o twoich malutkich spotkaniach z jego ulubioną kobietą? Tak Jake... Ja nie zajmuje się tylko "ważnymi" informacjami. Muszę dbać o swoich znajomych, takich jak ty. Nie chce by wpakowali się w coś głupiego.
Sytuacja zmieniła się diametralnie. Właściciel odsunął się na kroczek, a jego oczy rozszerzyły w niemym wyrazie zdziwienia. Patrzył na uśmiechniętego Aarona z niewypowiedzianym "nie zrobisz tego". Wiedział jednak, że Cross bez wahania mógłby podrzucić anonimowe informacje, nawet tu i teraz. Jake miał płacić taką cenę za butelkę wódki? Nie było warto.
Sięgnął po alkohol i szybko podał go hakerowi.
- Żebym cię tu więcej nie widział dziwkarzu...
- Cała przyjemność po mojej stronie - Aaron zapłacił, bo dlaczego nie, i odszedł w stronę Keiry.
Przysiadł się do kobiety z wyrazem tryumfu na twarzy. Postawił wódkę na stole odkręcając ją i napełniając odrobinę szklanice.
- Jake bywa bardzo gadatliwy. Jakie potrafi rozpuszczać nieprzyjemne plotki. Na przykład, że pewna cudowna półelfka, dzieląca dzisiaj czas z intrygującym i przystojnym hakerem, zadaje się z Harpiami. Wiesz coś o tym? - spytał mężczyzna przyglądając się uważnie Leider i podając jej szkło.
Aaron Cross
Cross patrzył z uwagą na Leider, która najwidoczniej lekko przestraszyła się słów, które do niej wypowiedział zaledwie kilka sekund temu. Najwidoczniej nie spodziewała się, że haker dowie się prawdy o jej obecnym położeniu. Cóż... Nawet jeśli Jake by mu tego nie wyjawił, zrobiłby to na pewno Zipnet. I to jeszcze tej nocy lub chwilowej nieobecności Keiry. Aaron nie mógł nic poradzić na to, że jeśli już to był dość ciekawskim człowiekiem. Przyznał jednak sam przed sobą, że nie dopatrzył jednej kwestii - owej rozróby w STAR w której, jak się okazało, brała udział i półelfka. Przeczucie oraz doświadczenie zawsze mu jednak podpowiadały, że czasami nie warto pchać się głębiej w sprawy STARu. Tylko tyle ile trzeba.
OdpowiedzUsuńGdyby jednak wiedział jak wygląda los Keiry bez wahania postawiłby na to, że prędzej czy później wyląduje w jakimś gangu. Czy to właśnie w Harpiach czy The Buldogs. Nie znał jej tak dobrze, to zaledwie dwa może trzy spotkania, ale było w niej coś wojowniczego. Jakiś zadzior, którego nic nie mogłoby złamać nawet rozległe obrażenia ciała czy ból psychiczny na jaki narażał ją STAR podczas "wymierzania kary". Chociaż jakby nie patrzeć może jego opinia była błędna? W końcu kto teraz siedzi przed nim opróżniając kolejne butelki alkoholi, w ogóle nic sobie nie robiąc ze swojego stanu? Może jednak Leider nie była taka twarda na jaką pozowała?
Cross sięgnął po swój kieliszek i wychylił go szybko. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się wygodniej o krzesło. Heh... Dziwaczne to wszystko, a biorąc pod uwagę gdzie się znajdują wszystko nabiera jeszcze bardziej komicznej formy.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, ponownie spoglądając na półelfkę.
- Co zrobi? Najpierw poprosi, by pijana najemniczka przestała strzelać tak patetyczne przemowy. To wygląda zabawnie biorąc pod uwagę jej stan - haker nalał kobiecie i sobie kolejną porcję wódki. Wzniósł lekko szklanicę i wypił duszkiem - Co dalej? Zachowa informacje do swojego użytku, jak to robi zawsze. Od czasu kiedy pracuje niczym kundel dla STARu, od czasu gdy najął się do Cyber Warfare i od czasu gdy opuścił m...
Aaron ugryzł się w język, przerywając swój potok słów. Odwrócił lekko głowę na bok, potrząsając nią. Zaraz jednak uśmiechnął się ponownie do Keiry.
- Nieważne.
Nie lubił rozpowiadać o swojej przeszłości, tej która była przed jego cudownym powrotem na łono matki rzeczywistości - metropolii Arius. Poza bezpiecznymi murami poznał pełno nieciekawych zjawisk, nieprzyjemnych ludzi i jeszcze gorsze bestie. Zapłacił za to nie tylko dłońmi, które zostały boleśnie zmiażdżone podczas jednej z akcji, ale też częścią zdrowej psychiki. Nikt nie powinien oglądać rzeczy, które rozczyniają się w rozjątrzonej i zapylonej Europie. Tam rządzi prawo dżungli o wiele gorsze niż tutaj, choć Cross naiwnie z początku myślał, iż tam znajdzie schronienie. Jak młodzieniaszek o mentalności żółtodzioba może się tak bardzo mylić? Wszystko to powracało w koszmarach , snach na jawie i rozmytych przywidzeniach. Tysiąckroć wzmocnione przez niespokojny i przestraszony umysł. Tak... Cross bał się. Bał się niesamowicie. To dlatego co noc budził się zlany potem, drżącymi dłońmi próbując odgonić demony, łkając w głos by zostawiły go w spokoju.
UsuńDlatego, między innymi, zaczął brać dyor. Dzięki niemu spał spokojnie, bo naćpany nim umysł nie ma snów, jest rozluźniony i spokojny. Bezwiedny niczym szmaciana laleczka. Jakkolwiek mocno nie nadwyrężałby on organizmu hakera, musiał go brać - tu nie chodziło nawet o przyjemność, ale o spokój. Czysty, niczym nie zmącony spokój.
- Póki półelfka go nie zdradzi, a Harpie nie dowiedzą się o ich malutkiej umowie może być pewna swojej nietykalności. Informacje jednak zostają w świadomości hakera - ponownie obdarzył Leider swoim buntowniczym uśmiechem, jakby on był tu panem sytuacji. Może był? W końcu handel informacjami to podstawa dzisiejszego świata. Cross, choć nie chwalił się tym zbytnio chyba, że w kryzysowych sytuacjach, posiadał ich naprawdę sporo. I to tych do użytku własnego. W końcu pracowanie na dwóch frontach przynosi ci ich zdecydowanie więcej. Może teraz kontakty na aż trzech frontach przyniosą mu jeszcze więcej danych? Kto wie.
- Kontynuując... - mruknął i pochylił się w stronę półelfki, szepcząc - Co to za zlecenie kochanie? Może wolisz opowiedzieć o nim w bardziej "kameralnej" atmosferze to nie będę miał nic przeciwko. Kobietom się nie odmawia.
Śmiech wydobył się z jego zabliźnionych ust. Uwielbiał się z nią drażnić w ten sposób.
Aaron Cross
[Biedna moja Salindra, ma samych psychofanów. Pomysł całkiem niezły, ale brakuje mi weny na zaczęcie. Zaczęłabyś więc? Chyba że czekamy na mój przypływ weny, ale nie wiem, kiedy będzie miało takie zjawisko miejsce.]
OdpowiedzUsuńSalindra
[Pomyśleć, że też chciałam być piosenkarką. Dobrze, że się skończyło na operze. ;p
OdpowiedzUsuńJasne, pasuje mi. ;)]
Salindra
Nie... Keira absolutnie nie mogła się czuć bezpieczna. Na pewno nie w towarzystwie hakera. Takiej osoby jaką był Aaron. Mógł się wydawać czasami zupełnie nieszkodliwy, zwłaszcza w starciu z kimś tak obeznanym ze śmiercią jak Leider. Jednak postawiony pod ścianą po prostu sprzedawał ludzi. Tak, było to niehonorowe i zniżało Crossa do poziomu pospolitej wszy żywiącej się innymi, ale... Taki był ten świat. Tutaj należało przetrwać w każdy możliwy sposób. Nawet jeśli coś się wcześniej obiecało.
OdpowiedzUsuńŻycie.
Życie w Arius nigdy nie należało do łatwych. Wszyscy o tym wiedzą. Wie o tym Keira, wie o tym haker i wie o tym nawet, z pozoru niewinne, dziecko.
Keira nie powinna się czuć bezpieczna. Owszem nie sprzeda jej jeśli nie zajdzie taka potrzeba lub ona go nie zdradzi. Potrzeby niestety są różne i pojawiają się bardzo, bardzo szybko. Czy nagle za tydzień nie zabraknie mu na działkę dyoru? Cross nie spał na pieniądzach. Może w głodzie sprzeda połowę swoich informacji, by tylko zapewnić sobie spokojny sen i chwilę ulotnego oddechu? Nikt tego nie wiedział. Nawet on sam.
Dlatego często sobie nie ufał. Po prostu... Z bezpieczeństwa.
Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Uśmiechnął się na słowa półelfki, że chciałaby pogadać w bardziej dyskretnym miejscu. Proszę, chyba przed nim budziła się dawna agentka. Ostrożna i przewidująca każdy krok czy kwestię. To mu się z jednej strony podobało z drugiej nie. Dlaczego? Cóż... Myśląca trzeźwo Keira zapewniała mu bezpieczeństwo. Zbyt przezorna jednak mogła zacząć i w nim widzieć jakiś defekt, który prowadziłby go do zdrady. Wtedy misja z miejsca może iść do kosza, jeśli będzie śledzić każdy jego krok. Nie wymagał od niej stuprocentowego zaufania, czegoś takiego nie ma, ale bez przesady...
- Zgoda. Ty tu dyktujesz warunki - Cross ponownie rozlał im do kieliszków - I miło, że się tak, między innymi o mnie, martwisz. Widać, że masz głowę na karku. Mniej boję się ruszać na misję z taką renegatką jak ty.
Heh... Jakież to ironiczne. Renegatka.
A ty kim jesteś Cross?
Uciekinierem
Aaron westchnął rozejrzawszy się po knajpie. Kilka drągali spoglądało w kierunku ich stolika szepcząc coś między sobą. Tak... Nawet w takim plugawym miejscu jak "Titty Pippy" nie do końca można było czuć się bezpiecznym. Szpiedzy nie śpią, a dwójka osób szepcząca do siebie nawzajem już kawał czasu zawsze zwiastuje coś grubszego. Może warto by podsłuchać i sprzedać informacje jakiemuś gangowi? Ot tak dla zysku?
Mężczyzna zwrócił się ponownie do najemniczki.
- Skoro szukasz spokojnego miejsca... - zamyślił się, pocierając brodę dłonią - Znam jedno takie. Na obrzeżach Arius. Na skrzyżowaniu Wiecznej i Friedersa Tuora. Opuszczony budynek korporacji, która wolała przenieść się bliżej centrum, jak miasto się rozrosło i ich wpływy również. Całkiem bezpieczna miejscówka. Często tam... Testuje różne rzeczy.
Haker uśmiechnął się tajemniczo, a w jego oczach błyszczała zagadka. Co takiego mógł tam robić? Czyżby znowu zdradzał? Na trzeci front?
Kto wie, kto wie... Ta informacja była teraz jeszcze zbyt świeża i tajna, by z kimkolwiek dzielić się najmniejszym nawet szczegółem.
- Nie martw się jednak. To nie pułapka. Żadnych posłuchów czy nieprzyjemności. Zawarliśmy przecież umowę.
Cross poczuł drgnięcie w kieszeni, a jego deck wydał cichutki, krótki dźwięk. Haker sięgnął po niego, wyciągając go i otwierając. Niebieska łuna oświetliła jego twarz, gdy z uwagą spoglądał na wiadomość, która do niego przyszła. Przesuwał palcami po klawiszach, otwierając programy antywirusowe i sprawdzające. Każda notka która przychodziła na jego prywatny deck musiała być sprawdzana. Nie potrzebował wrogiego spięcia w systemie.
UsuńChwilę później mężczyzna odetchnął z ulgą. Przekaz był bezpieczny. Małe literki zaczęły pojawiać się na ciemnym ekranie, a złoto-zielone oczy śledziły każdą linijkę. Nareszcie...
Jego diler w końcu raczył się zjawić
Aaron schował deck i wstał, przysuwając do połowy opróżnioną butelkę Keirze.
- Wypij za mnie jeszcze kilka kolejek. Lub za nasza nową umowę, jak wolisz. Ja muszę się zbierać - Cross już chciał iść, gdy nagle zatrzymał się i odwrócił ponownie - Nie szukaj mnie. Zgłoszę się do ciebie za kilka dni.
Agent wyszeptał cicho.
- I zapamiętuj dokładnie swoje sny Leider.
To krótkie zdanie, ledwie prosta uwaga, kryło w sobie bardzo dużo informacji. Skrzętnych i tajemniczych, ale nadal w bardzo dużej ilości. Jak bowiem Cross zamierzał skontaktować się z półelfką nie mając nawet na nią namiarów?
Ohh... To bardzo proste.
Leider, upijając się, sama niejako strzeliła sobie w stopę. I dużo bardziej niż myślała. Zwłaszcza jeśli robi to przy kimś takim jak Cross.
Haker sczytał unikalny kod jaki generuje się każdej osobie przy pierwszym podpięciu do Zipnetu, a nieprzytomność Keiry bardzo mu to ułatwiła.
Stworzył niedawno pewien program pozwalający mu na taką sztuczkę. Jeden z wielu nad którymi obecnie w ukryciu pracuje. Dzięki niemu Aaron, nie bez trudu, mógł wniknąć w system cybernetyczny półelfki zmieniając go po swojemu. Są oczywiście bardzo duże ograniczenia, nawet bardzo dużo - to dopiero próbka -, ale pojawia się jedna, bardzo ciekawa sprawa. Zainstalowana specjalnie na potrzeby tego programu.
Aaron miał możliwość wnikania w tą partię systemu odpowiadającą za nagrywanie snów. Tak. Choć mało kto o tym wiedział, każdy mieszkaniec Arius miał wszczepiany taki chip. Niewiele on dawał, ale został po poprzedniej aktualizacji, a STAR, nie widząc w nim zagrożenia, po prostu zostawił go w spokoju. Mało przewidujący są, oj mało...
Dzięki temu Cross będzie miał możliwość wpłynięcia w niewielkim stopniu na sny Keiry, zostawiając jej coś w rodzaju sennej wiadomości. O ile oczywiście ją zapamięta, ale o poprawne jej zarejestrowanie i nagranie już on zadba. Ona tylko... Musi spać
Było to dużo bezpieczniejsze niż normalny przekaz deck-deck. Zostawiało znikome ślady, praktycznie żadne, jednak wiadomość również musiała być stosunkowo krótka.
- Do zobaczenia... - Cross ukłonił się i ucałował Keirę w dłoń, drapiąc jej delikatną skórkę lekkim zarostem. Uśmiechnął się do niej i zaraz zniknął w tłumie coraz bardziej gęstniejącym w "Titty Pippy".
Aaron Cross
Cross niewiele już pamiętał z dnia w którym spotkał pijaną Leider. Brak u niego było myśli o "Titty Pippy". Po spotkaniu z dilerem było mu to już zupełnie niepotrzebne. Aaron zaszył się w swoim mieszkaniu na obrzeżach Arius, dziurze którą zwał domem, i pogrążył się w spokojnych, leniwych myślach pachnących dyorem.
OdpowiedzUsuńDeck, wyjący głośno niczym alarmy STARu, przypomniał mu jednak, że haker podjął się pewnej gry. Misji, która podszyta była obietnicą z przeszłości. Musiał się otrząsnąć, choć przez te następne kilka tygodni. Dać sobie radę z własnym niestabilnym umysłem i niespokojnymi snami.
Dowiedzieć się do czego Keira tak bardzo potrzebuje kogoś takiego jak on.
*****
Dni mijały, lecz absolutnie nie zlewały się w jedno. Cross czuwał, nadal zdobywał informacje i rozpisywał wirusa, którego tak bardzo pożąda Cyber Warfare.
W międzyczasie mężczyzna poświęcał się nadal temu, co absolutnie powinien chować w tajemnicy - przed pewnymi bądź co bądź osobnikami. Dlaczego ktoś miałby patrzeć mu na ręce podczas wprowadzania nowych programów i ulepszeń w życie? Dodatków, którymi nie zamierzał się dzielić z nikim, chyba że w ramach sprzedaży po bardzo lukratywnej cenie?
Wszystko jednak nadal było w powijakach. Pomysły pojawiały się, lecz też bardzo szybko niknęły w gąszczu okablowania i mrokach cyberprzestrzeni.
Dodatkowo jego umysł i deck wypełniały informacje, które zdobywał jednocześnie z zapałem i ostrożnością. Wiadomości dotyczące jego uroczej półelfiej towarzyszki mającą zjawić się w umówionym miejscu - o ile dobrze odczytała informacje.
Aaron nie mógł być pewien jak umysł Keiry przetworzył dane, które haker nieustannie mu podrzucał. Czy pojawiały się jako data w ciemnościach, fragment przyjemnego snu czy najgorszego koszmaru? Nie wiedział. Program, choć rokujący dobrze i mający przynieść niesamowite zyski, był bardzo, ale to bardzo nieprzewidywalny. Owszem Cross miał pewność, że informacje dotarły, ale jak? Musi się spytać Leider jak go już tu odwiedzi.
O ile wcześniej nie przyłoży mu za dobieranie się do jej głowy.
Aaron przeciągnął się leniwie i położył na miękkiej wykładzinie położonej w obszernym, biurowym pomieszczeniu. Już dawno nikt jej nie czyścił, toteż lepiła się od brudu i grubej warstwy kurzu. Haker utkwił swój wzrok w sufit, praktycznie obskrobany z farby. Jasna, niebieska łuna rozlewała się po całym pokoju, dochodząc z rozłożonych gdzieniegdzie decków, ekranów i komputerów. Na każdym z nich znajdowały się inne dane, inne eksperymenty i plany nad którymi obecnie pracował Cross. Między nim, niczym w gnieździe węgorzy, wiły się światłowody i leżały rozrzucone śrubokręty oraz inne narzędzia. Idealne miejsce do pracy, gdzie nikt mu nie przeszkadzał, a nawet jeśli jakiś punk będzie próbował się tu dostać... Cóż...
Lepiej żeby nie próbował.
Aaron uśmiechnął się do siebie, wyciągając ręce do przodu, by się przeciągnąć. Spojrzał na stal, która lśniła w nikłym cybernetycznym świetle. Zdążył się już przyzwyczaić do widoku swoich protez, zwłaszcza gdy jak dzisiaj chodził w czarnej koszulce bez rękawów, co więcej - sam je ulepsza. Dzisiaj też nad nimi pracował, kilka nowych śrubek wyróżniało się na metalowych płytkach, a przewody schowane pod ochronką świeciły leciutko. Cross zacisnął palce i szybki impuls, wysłany do urządzenia skrytego w łokciu, wysunął ostrze z ramienia hakera. Było cienkie, prawie niewidoczne, jednak niebezpieczne niczym największa brzytwa. Ciekawa broń na nieciekawe sytuacje.
Z leniwych rozmyślań wyrwało Crossa ciche pikanie w jednym z decków. Aaron zerwał się i ukucnął przy nim. Przesuwając palcami po klawiaturze połączył się z "nieczynną" siecią tego budynku. Miał dostęp do sfatygowanych serwerów, które udało mu się cichcem uruchomić, tak samo jak i do kamer. Jedna z nich, przy bocznym wejściu, ukazała hakerowi ledwo wyraźny obraz ulicy. Niedaleko drzwi stała jakaś osoba. Aaron zaklął cicho, naprędce oczyszczając przekaz z szumu. Nie mógł sobie pozwolić na żadnych niespodziewanych gościu, zwłaszcza, że dzisiaj dzień spotkania z najemniczką
UsuńMężczyzna odetchnął jednak z ulgą, gdy zauważył, że tą tajemniczą personą jest nikt inny jak Keira Leider. Cóż, bardzo dobrze, że udało jej się tutaj trafić. Trudno chyba nie było, zwłaszcza, że haker zadał sobie na tyle trudu, by przesyłać do umysłu Leider także wyraźny obraz budynku. Niezbyt wysokiego, mającego zaledwie 5 pięter w tym 3 zawalone dokumentnie. Obdrapanego na zewnątrz z wszelkiej dawnej dostojności, o jazgocących elektrycznych oraz zwyczajnych drzwiach. Niewiele okien posiadało już szkło, a ściany "udekorowane" były graffiti czy to niektórych gangów czy autorstwa młodocianych buntowników. Gdzieniegdzie zawaliska były ogromne, w innych miejscach, jak biuro w którym znajdował się Cross, znikome. Okolica jednak zapewniała bardzo dobrą ochronę, bo rzadko kto na takich obrzeżach interesował się na wpół zawalonym budynkiem. Nawet jeśli czasem widać w nim nikłe światło i słychać szum maszyn. Żebracy się boją, nałogowcy omijają szerokim łukiem, a ci ciekawscy... Nigdy nie wracają.
Aaron wpuścił Leider do środka budynku, zamykając za nią automatyczne drzwi. Przełączył się również na kamery wewnętrzne, obserwując każdy mniej lub bardziej pewny ruch półelfki. Wcisnął jeden przycisk na swoim decku, a przegłos przebił się cicho do uszu. Pochyliwszy się w stronę mini mikrofonu w decku, Cross zwrócił się do najemniczki.
- 3 piętro Leider. Ostatnie drzwi na lewo - powiedział powoli, by wśród szumu słychać było informacje. Miał już się odłączyć, gdy nagle coś mu zaświtało - Aha i jeszcze jedno. Nie denerwuj dronów, są bardzo wrażliwe na widok broni.
Aaron nie zostawiał tego miejsca bez opieki. Wszystko było bardzo dobrze zaprogramowane, by w razie czego bronić informacji swego stwórcy. Cross rozstawiał po budynku pułapki, konstruował drony obronne, a decki ochronił tak, że w razie ataku kasują wszystkie dane nieodwracalnie. Haker uśpił trochę system na wizytę renegatki STARu, jednak "przezorny zawsze ubezpieczony". Nie wiadomo czy jakiś wariat nie śledził Keiry.
Aaron Cross
Aaron obserwował poczynania Keiry przez kamery umieszczone w budynku. Wiedział, iż Leider domyśliła się, że panuje on nad całą "zatraconą" elektroniką tego budynku. Kobieta zgrabnie mijała poszczególne pułapki, idąc cicho niczym kot. Dochodziła właśnie do trzeciego piętra, zmierzając w stronę pokoju w którym siedział. Cross dla bezpieczeństwa wyłączył komputery z ważniejszymi danymi. Nie to, że nie ufał... W sumie to szczerze? Nadal nie zawierzał półelfce i prędko raczej nie będzie.
OdpowiedzUsuńUsłyszawszy skrzypnięcie drzwi, mężczyzna obrócił się na krześle do nowoprzybyłego gościa. Nie uśmiechnął się, gdy zauważył dość nerwowy krok najemniczki. Zbliżała się do niego ułudnie spokojnie, ale też niebezpiecznie szybko. Po chwili wyciągnęła nóż z rękawa kurtki. Cross zmarszczył brwi i chciał sięgnąć po osobisty deck leżący na stole, lecz półelfka wyprzedziła go. Brutalnie chwyciła hakera i przyciągnęła go do siebie, przystawiając nóż do szyi. Aaron syknął z bólu, czując jak krew powolutku płynęła z nacięcia. Choć przez chwilę w oczach grał mu strach, zaraz jednak zastąpił go gniew. Co ta Keira odpierdala? Czyżby nasłały ja Harpie?
Leider niemalże świdrowała go wzrokiem. Możliwe iż poczuła ostrze na brzuchu, które to haker wysunął ze swojej stalowej protezy, a także zauważyła bota bojowego czającego się w kącie. Czerwona kropka mierzyła w potylicę kobiety, czekając na sygnał swojego stwórcy. Keira jednak nie wykonywała dalszych gwałtownych ruchów, tylko zaczęła mówić - upiornie zimnym głosem. Aaron gestem dłoni powstrzymał machinę przed strzałem w stronę najemniczki.
Usta mężczyzny wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu.
- Jesteś idiotką Leider... - powiedział powoli, mierząc ją równie zimnym spojrzeniem.
Pólelfka puściła go, odsuwając się odrobinę i przysuwając sobie krzesło. Aaron patrzył na nią jeszcze chwilę, po czym podciągnął kawałek koszulki do góry i przyłożył ją do krwawiącej rany. Tak jak przewidywał. Dosłownie jak przewidywał...
- Dlaczego? - haker usiadł na krześle, opierając łokieć o kolano i pochylając się lekko. W niskim głosie nie było tych samych nut co podczas spotkania w barze. Był teraz wyprany, ponury i poważny - Bo właśnie pozbawiasz się szansy na tak drogocenną pomoc. Proszę, zabij mnie za nie zostawianie śladów o naszej akcji w Zipnecie. Zabij mnie za ciche załatwienie nam spotkania i nie ściągnięcie agentów STARu.
Przerwał, by odetchnąć i sprawdzić czy krew przestała lecieć.
- Bądź jednak pewna Leider... Nie wyszłabyś żywa z tego pokoju, jakkolwiek dobrze rząd cię nie wyszkolił.
Aaron mógł być jednak pewien tego, że program działa jak należy. Nadal słabo, ale działał. Nie brał słów Keiry o grzebaniu w całym umyśle zbyt poważnie. Eksperyment nie miał jeszcze na tyle zsynchronizowanych połączeń, by wziąć we władzę cały mózg "zainfekowanego". Musiał jednak ruszyć coś mocnego. Na razie testowa wersja nie potrafiła jeszcze wybrać, gdzie umieścić informacje - robił to sam mózg. Widać to Leider ma problemy z którymi nie potrafi sobie poradzić, nie program.
Cross odsunął kawałek koszulki od szyi czując nieprzyjemne pieczenie. Keira wyciągnęła zdjęcie i podała mu ze spokojem, jakby sytuacja przed chwilą nie miała miejsca.
Aaron przyjrzał się mu uważnie. Na zdjęciu znajdował się powoli siwiejący mężczyzna w mundurze STARu. Miał prawdziwie wojskową, dumną postawę i wzrok pełen dyscypliny. Coś jednak hakerowi w nim nie pasowało. Podświadomość mówiła Crossowi, że taki mężczyzna jest gotowy na wszystko by osiągnąć swój cel. nawet jeśli miałby podążać po trupach nie tylko swoich wrogów. Mężczyzna przyjrzał się uważniej zdjęciu po chwili dopiero przypominając sobie dlaczego wydawała mu się odrobinę znajoma.
Flavius Dalley... Zdobywał kiedyś o nim informacje dla Cyber Warfare. Niektóre zachował tylko dla siebie, jak zawsze. Po kątach nazywali go Rzeźnikiem Magii. Był bezlitosny dla magów wszelkiego rodzaju. Powiadali, że nawet dla tych "legalnych", oddanych zaklęciom leczenia, był nieprzyjemny. Ha... To za mało powiedziane. Ponoć ten mężczyzna był twórca szeregu innowacyjnych strategii przeciwko czarownikom. Bractwo Błekitu wyznaczyło sporą kwotę za głowę tego typka. Sypali pieniędzmi nawet, gdy dowiedziałeś się czegokolwiek o taktykach maszyny STARu. Aaron swego czasu sprzedał na wpół anonimowo im dwie czy trzy informacje, by mieć czym zapłacić za dyor. Haker musiał jednak przyznać, że na równi Flavius był sławny i tajemniczy. Cross pamiętał ile zachodu kosztowało go zdobycie wieści o nim.
UsuńMężczyzna z uwagą słuchał słów półelfki, odwracając się w stronę komputera. Wystukał hasło i połączył się zdalnie z systemem ukrytym w głębokich cieniach Zipnetu. Na ekranie zawidniała baza danych Aarona, którą gromadził od dawna. Wyszukał odpowiedni plik, a na ekranie wyświetliło się coś w postaci akt Dalleya. Cross obrócił monitor w stronę Keiry, gdy ta na chwilę przestała mówić.
- Ten gość to niezła szycha, ale co nam do niego? - zapytał, a półelfka podjęła przerwany wątek.
W miarę dalszych słów Aaron nie potrafił ukryć na twarzy wyrazu zdziwienia i lekkiej konsternacji. To wszystko było... Chore! Niewiarygodne. Owszem wiedział, że STAR prowadzi jakieś szemrane interesy. I to nawet całkiem sporo, ale... Wspieranie magicznej sterylizacji?
Cross oparł się wygodniej o krzesło. Cóż... To miało sens. Czarownicy sprawiali dużo problemów STARowi. Ba nawet więcej niż inne gangi razem wzięte. Byli trudni w kontrolowaniu, a ich moce sprawiały, że czasami bywali... Dość niestabilni. Charakternicy, dumni przywódcy i byty, które uważały się za lepsze od innych. Tacy byli magowie. Zdziwaczali degeneraci.
Jakby eksperyment Flaviusa doszedł do skutku, STAR pozbyłby się ich za jednym zamachem. Arius dostałoby nie tylko "bezpieczeństwo", ale znaczy zastrzyk siły roboczej, która była teraz bardzo potrzebna. Proszę, proszę... Gospodarczo do tego podeszli, nie ma co.
Aaron uśmiechnął się do siebie, w głowie dziękując Keirze za te informacje. Choć obowiązywała ich umowa, kobieta nawet nie wiedziała jak bardzo pomaga teraz hakerowi, sprzedawcy wszystkich drogocennych wieści. Kto wie, ile pieniędzy zaproponuje mu Cyber Warfare za te dane? Kto wie ILE Bractwo Błękitu za nie zapłaci!?
Było jednak kilka małych "ale". Dość poważnych, małych "ale".
- Powiedz mi Leider... Dlaczego mówisz mi o szczepionce? Chcesz żebym przejął się losem magów i z dobroci serca im pomógł? Dlaczego ty przejmujesz się losem czarowników. Nie oszukujmy się, wiem o tobie całkiem sporo. Nie ma informacji nie do zatuszowania dla sprawnego hakera. Dlaczego ktoś o twoim wyszkoleniu i historii chce im tak bardzo pomóc? - Aaron przerwał, gdy jednak myśl nagle zaświtała mu w głowie. Uśmiechnął się okrutnie - Może nie chodzi o sam eksperyment... Chcesz dopiec Flaviusowi? On jest cierniem w oku czyż nie?
Cross wstał z krzesła, odwróciwszy się od Leider, i sięgnął po fajki. Jedną z ich szybko odpalił, zaciągając się dymem. Ta sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna, a Keira nadal kontynuowała.
Że co!?
Czego mają się podjąć?
Dostanie informacji, których tak bardzo pożąda półelfka będzie kłopotliwe. Problem leży w tym, iż z takiej odległości Aaron ich nie dostanie. Nie bez wykrycia przez "oko STARu" - wielki biokomputer. Nie był aż takim geniuszem. By je zdobyć będą musieli dostać się do źródła. Do głównego serwera, strzeżonego lepiej niż wszelkie zasoby niklu na tej zapomnianej przez boga planecie. Nawet jeśli im się to uda, haker nie mógł zagwarantować ile zajmie mu złamanie barier i antywirusów. Nie mógł być nawet pewny czy mu się to w ogóle uda! Biokomputer, choć nie tak potężny jak ten "chroniący" Arius, nadal był jedną z najdoskonalszych maszyn miasta. Nikt tak naprawdę nie wiedział jakie cudeńka kryją się w tym systemie. Cyber Warfare od dawna próbuje się tam włamać, ale agenci giną jeden po drugim z usmażonymi dokumentnie wszczepami.
UsuńCo jeśli STAR ich wykryje? Aaron nie chciał tracić tak lukratywnego dla siebie kontraktu tylko dlatego, że obiecał coś półelfce. Jakim musiałby być baranem, by wyskoczyć z uśmiechem na twarzy i zdaniem "Ohhh oczywiście Leider, dla ciebie wszystko! Bierzmy się za to, byle szybciej!".
To było zadanie dla wariatów. Kompletnych idiotów!
- Czy ty masz mnie za szaleńca Leider? Ta "misja" wykracza dużo za dużo poza zwykłą przysługę, którą jestem ci winien - odwrócił się od niej, mierząc ją krytycznym wzrokiem - Wiesz na co chcesz się pisać? Sądzisz, że teraz tak po prostu siądę do komputera, podążę za tropem tych transakcji i za niedługo dam ci lokalizację?
Cross wycelował wskazujący palec w stronę półelfki, a jego głos był ostry niczym brzytwa.
- Otóż kurwa nie, Leider! Nie jestem aż takim geniuszem! Chcesz wiedzieć co musimy zrobić, by twoja mała zemsta się spełniła? Włamać się do głównej siedziby STARu, do ich głównego serwera. Sama pewnie wiesz jak silnie jest on pilnowany, jak sama baza jest strzeżona. Nawet wtedy nie możesz być pewna, że wyrwę te pieprzone dane z systemu! Ten komputer stworzyła banda geniusza, która usmażyła mózgi najlepszym hakerom w Cyber Warfare. I my we dwójkę mamy tam się po prostu dostać i ot tak ukraść informacje... Komiczna jesteś.
Cross wypalił do końca papierosa, próbując uspokoić się choć odrobinę. Rzadko dawał się ponieść emocjom, ale nie sądził, że Keira sprzeda mu taką bombę.
- Nie potrafisz mi zagwarantować, że wszystko się uda. To byłoby głupie jakbyś potrafiła - westchnął wyrzucając niedopałek do popielnicy - Nawet gdyby jakimś cudem przymknąć oko na to, że ta misja to samobójstwo to jest jeszcze jedna rzecz... Mam dla zwykłej prośby, darmowej prośby co więcej, stracić największa część swoich zarobków? Jeśli STAR nas wykryje będziemy mieć ich na głowie, a mi zbyt bardzo zależy na pieniądzach rządu, by stać się ich wrogiem tylko dlatego, że ty postanowiłaś zabić ich agenta dla zwykłej wendetty. I nawet informacje, które domniemanie tam zdobędziemy będą wątpliwą nagrodą, bo szczerze powiedziawszy nie wiesz co dodatkowo znajdziemy w systemie, prawda?
Aaron usiadł na krześle wpatrując się w Keirę. Oczekiwał odpowiedzi i argumentów, dlaczego miałby dać się zabić dla kuriozalnej obietnicy.
Aaron Cross
Aaron skrzyżował ręce na piersi patrząc na Keirę z chłodnym oczekiwaniem. Spodziewał się racjonalnych argumentów i jakiejkolwiek logiki w tym co będą robić. Odrobiny rozsądku w całym tym popieprzonym bagnie.
OdpowiedzUsuńNie dostał niczego. Zamiast tego słuchał słów Leider. Ostrych, chaotycznych... Szaleńczych. Haker nie potrafił ukryć wyrazu dezaprobaty, gdy półelfka opowiadała dlaczego tak bardzo chce pozbyć się Flaviusa. Jej słowa były przesiąknięte takim jadem, że mogłaby nimi zabić z łatwością.
To wyznanie, choć wydawało się szczere, było dla Aarona bełkotem maniaka. Rozumiał... Zemsta. To coś, co spotyka się na ulicach Arius bardzo często. Istoty tu mieszkające wprost lubują się mścić. Urządzanie wendett weszło im tak w krew, że pobiłyby w tej sztuce kogokolwiek spoza granic metropolii. Cywilizacyjny postęp tylko to nakręcał.
Cross wstał, opierając się o stół. Odetchnął ciężko, walcząc z myślami. W co za układ się wpakował!? I za co? Za ciszę. Błąd z własnej głupoty. Jednak to prawda, że bezmyślne czyny powracają w jeszcze gorszych skutkach.
- Jesteś chora Leider... - powiedział odwracając głowę w jej kierunku. Spoglądał na nią bez jakiegokolwiek zrozumienia.
Zemsta jest czynem, który był mu znany. Nie negował tego, w końcu był przestępcą, ale...
Odwet Keiry napędzany był wariacką furią, która mogła zaszkodzić również jemu. A on jeszcze zamierzał pocieszyć się swoją pozycją.
Nie wierzył w jej słowa, że zapewni mu bezpieczeństwo. Jak sobie to niby wyobrażała? STAR mógł sprzątnąć go w każdym momencie. Chodziłby na ulicy i mogliby go zestrzelić lub zabrać na "przesłuchanie". Czy ktoś by go bronił?
Nie.
Czy Leider dałaby radę oddziałowi kasty rządzącej Arius?
Nie.
- I jak to niby zrobisz? Będziesz chodziła za mną niczym tresowany piesek i gryzła wszystkich tych, którzy postanowią mnie zaatakować? Nie możesz być w każdym miejscu w którym ja będę. Jeden zły krok, chwila nieuwagi i wpakują mi kulkę w łeb jeśli powiążą mnie z tą sprawą. Twój plan się kruszy Leider i to bardzo - Aaron zapalił kolejnego papierosa, spoglądając w pustą już paczkę. Cisnął tekturą w kąt, drugą dłonią drapiąc się po głowie.
Nadal go nie przekonała.
Mężczyzna spojrzał na plik banknotów, który podsunęła mu półelfka. Teraz w końcu rozmawiają na poważnie. Cross ściągnął gumkę z pieniędzy i, liznąwszy metalowy palec, zaczął przeliczać pieniądze. Nie ufał nikomu jeśli chodzi o zapłatę. Ilość się zgadzała. Równie osiem tysięcy krest.
Czy za takie pieniądze gotów był zaryzykować kontrakt ze STARem?
- Dorzucisz jeszcze kolejne siedem i będziemy kwita, mścicielko - Cross położył pieniądze obok osobistego decku - To potraktuje jako zaliczkę.
Wiedział, że elfka nie śmierdzi groszem, ale czuł, że w tej kwestii jest choć odrobinę honorowa. Jeśli zadanie pójdzie gładko to odda mu resztę forsy. To był nawet uczciwy układ, bo nawet te osiem mu się nie przyda, jeśli zginie gdzieś na korytarzach STARu.
I tu zaczynała się najtrudniejsza część pracy. Włamanie do serwerów STARu.
UsuńNie było to proste. Zwykłym programem wirusowym nie mógł zaatakować tak potężnego cacka. Musiał zadziałać sprytnie. Od środka wpuścić psa, który wgryzie się w odpowiednie partycje. Najlepiej, by jego zwierzak zarażony był wścieklizną.
Cross słuchał Leider dopalając papierosa. Zaśmiał się po chwili wyrzucając niedopałek.
- Twoje metody są przestarzałe i to już od bardzo dawna. Tak działają dzieciaki, by wyrwać z konta rodziców kilka krest. My potrzebujemy czegoś większego. Bardziej precyzyjnego.
Właśnie. To było słowo klucz. Ich atak musiał nie dość, że być skoordynowany to jeszcze precyzyjny. Nie mogli strzelać na oślep, a w starciu z tak ogromnym systemem nie mogli tego uniknąć. Ktoś musiał działać w samym sercu. To wymagało czasu, a włamanie się do komputera w STAR nie dawało tego czynnika. Bezpieczeństwo wtedy było wykluczone, ktoś mógłby zauważyć majstrującego hakera.
Cross przeszedł się po pokoju, od czasu do czasu spoglądając na komputery.
Dało się usłyszeć pikanie przerywające ciszę, a jeden z ekranów rozbłysł, miękko rozjaśniając pokój. Aaron odwrócił się na dźwięk sygnału.
AFRYT ZOSTAŁ ZAKTUALIZOWANY
Oczy Crossa rozszerzyły się, jakby właśnie coś sobie uświadomił.
- Duch... - spojrzał w stronę Keiry, po czym zaśmiał się do siebie, kucając przy jednym z komputerów i wciskając sekwencję klawiszy. Zielone litery zaczęły pojawiać się na jednolicie czarnym tle.
WPROWADŹ LOGIN
Login: SiriusBETA
WPROWADŹ HASŁO
Hasło: ******************
..............................................................................
WCZYTYWANIE...
PORZĄDKOWANIE DANYCH....
AKTUALIZACJA ANALIZ...
WCZYTYWANIE...
WITAJ AARON. WPROWADŹ KOMENDĘ
Kontynuuj analizę
ANALIZA KONTYNUOWANA. ZAKOŃCZENIE ZA...........
11 GODZIN 29 MINUT 45 SEKUND
Cross wstał z kucek odwracając się w stronę Keiry, której twarz wyrażała co najmniej zdezorientowanie.
Aaron szukał po kieszeniach obszernych bojówek papierosów. Znalazł kolejną paczkę. Odpalił następną już dzisiaj fajkę. Musiał jednak znowu się uspokoić jeśli miał wyjaśnić najemniczce cały plan.
- Już ci tłumaczę Leider. Wejdziemy do biokomputera nie musząc pchać się do siedziby STARu. Oczywiście nie za pierwszym razem. Ostatnio pracuje nad czymś... Niezwykłym, choć nie jest to odpowiednie słowo.
Aaron usiadł na krześle, patrząc na kobietę uważnie.
- Wierzysz w duszę Leider? W pewną materię, która opuszcza twój organizm wraz ze śmiercią? Ja nie wierzyłem do czasu. Przeczytałem kiedyś pracę niezwykłego naukowca, Hobsona, który odkrył, iż naprawdę istnieje coś takiego. Jest to prosty sygnał elektromagnetyczny o niespotykanej częstotliwości, wysyłany przez nasz mózg wraz z ostatnim oddechem. Nie zainteresowałbym się tym, gdyby nie jeden prosty fakt - czy można naszą duszę wykorzystać także wtedy, gdy jesteśmy jeszcze całkiem żywi? Czy może ona zostać działać zupełnie naturalnie? Powiem ci Leider - może.
UsuńCross spojrzał w okno, jakby próbował ułożyć własne myśli.
- Od miesięcy próbuję wysączyć ten sygnał i wszczepić go w program komputerowy. Nie jest to proste, choć wszystkie testy wskazują, że jest on w stanie pomieścić na odpowiednich partycjach twoją dokładną kopię, dając jej pełny i nieograniczony dostęp do Zipnetu. Wyobraź sobie to Leider. Nieograniczone możliwości! Owszem teraz utalentowani hakerzy też to robią, ale zauważyłaś jak wolni są, jak muszą polegać na tym by nie usmażyli decków? Dzięki temu, że przeniesiesz duszę do środka jesteś wielokrotnie szybszy, przetwarzasz dane z prędkością światła i wyczuwasz niebezpieczeństwa zanim te jeszcze zdążą się uformować. To o wiele doskonalsza forma SI. To już trudno nawet nazwać SI! To ty w kodzie zerojedynkowym!
Aaron próbował uspokoić swój głos, który brzmiał ledwo ukrywanym podnieceniem.
- Niestety, jak zawsze... Jest jedno "ale". Nie mam odpowiedniego sprzętu to po pierwsze. Po drugie... Nie wiem co się dzieje z człowiekiem, gdy ta dusza zginie w starciu z zaporami i gdy zostanie przeniesiona. Czy to w jakiś sposób cię dotknie? Czy zgnijesz jak warzywo? Ile masz tam czasu. Nie wiem - haker westchnął ciężko - Niestety nie mam królików doświadczalnych, brak mi też sprzętu by zacząć jakiekolwiek testy na obiekcie. Mam tylko program nic więcej. Słyszałem jednak o pewnym elfim naukowcu, profesorze Sildarilu, który próbował tworzyć doskonałe kopie żywych istot i przenosić ich zachowania na odpowiednie programy testowe. Jeśli zmienić ten sprzęt odrobinę, dostosować go do kopiowania tego jednego sygnału... Może udałoby nam się przenieść duszę do Zipnetu!
Cross odwrócił się ponownie do Keiry.
- Wtedy, jeśli podepniemy się pod komputery STARu w ich głównej siedzibie, będziemy mogli przesiewać terabajty informacji ot tak. Z łatwością odnajdziemy poszukiwane dane, a i być może przechytrzymy biokomputer. Nie jest przygotowany na taki atak, to w końcu będzie starcie maszyny z myślącym człowiekiem o zdolnościach zbliżonych do niej. Potrzebujemy jednak sprzętu profesora, a wątpię, żeby oddał nam ją po dobroci. I tu zaczynają się schody mścicielko.
Wiedział jednak, że być może dla Keiry to nie będzie żadną przeszkodą. Widział jak bardzo jest zażarta jeśli chodzi o zniszczenie życia Flaviusowi.
Być może teraz pomogą sobie nawzajem?
Aaron Cross
Cross chciał mówić dalej, gdy nagle Leider przerwała mu opierając się o krzesło i pocierając skroń. Nie wyglądała zbyt dobrze. Najwidoczniej, pomimo najszczerszych chęci, haker nieźle namieszał jej w głowie. Cóż... Mógł w tym momencie właśnie zmiażdżyć cały jej światopogląd. Zapewne każdy by tak zareagował.
OdpowiedzUsuńAaron dopalił papierosa uśmiechając się na komentarz półelfki.
- Hobson to geniusz! Choć nie jestem bezpośrednio powiązany z dziedziną, jaką on się zajmuje jego odkrycie zrewolucjonizuje wszystko. Dosłownie wszystko! - próbował powstrzymać się od zbytniego gestykulowania. Rzadko kiedy taki był - Oczywiście jeśli to szybko opatentuje.
Wcześniej interesował się tym zjawiskiem i eksperymentem przenoszenia duszy, ale nie miał odpowiedniej... Siły ognia. Sam niewiele mógł zrobić, nie był człowiekiem wojny tylko kimś w rodzaju szpiega tylko od informacji. Działał cicho i po kryjomu, a tu w grę wchodził skryty transport naprawdę dużego sprzętu. Kiedy na horyzoncie pojawiła się Keira i jej "niezwykłe zdolności" to cóż...
Wszystko nabierało nowych kształtów.
Nadal jednak było bardzo wiele niewiadomych, ale kto nie próbuje ten nie wygrywa, czyż nie?
- Nie mówmy jeszcze hop, Leider. To wszystko tylko moje gdybania. Może nawet nie uda nam się przenieść duszy, ale... Przynajmniej wykreślę kolejny nieudany test z mojej listy - wzruszył ramionami, wyrzucając niedopałek - O ile nie zamienię się w bezmyślne warzywo.
Haker pokiwał głową na pytanie Keiry.
- Tak, tylko jego sprzęt może nam pomóc. Jest jednak pewne zastrzeżenie Leider. I to nawet kilka, całkiem sporych - Cross usiadł przy głównym komputerze wyświetlając dane na temat profesora Sildaril. Ukazało się kilka zdjęć z Arius News oraz konferencji naukowych. Na każdym z nich widniał wysoki i smukły elf o zimnym spojrzeniu oraz długich, srebrzystych włosach. Bogaty, ubrany w dobrze skrojony garnitur. Z daleka jednak czuć było, że nie jest jakimś biznesmanem, ale naukowcem. Teksty przemówień również pojawiły się obok fotografii elfa. Haker jednak prędko zamknął to okno. Na razie było im to niepotrzebne.
Tak jak większość danych.
Na tym polegała ta praca - zbierać wszystko, bo tak jest bezpieczniej. Może informacje, które teraz Aaron tak ochoczo odrzuci, przydadzą się za kilka czy kilkadziesiąt lat? Nikt tego nie wie.
- Profesor Aaroayne Sildaril. Elf. 690 lat. Wybitny naukowiec, absolwent Rządowej Akademii Nauk w Arius. Ukończył studia z wyróżnieniem. Później dołączył do tego cztery dodatkowe doktoraty. Uczestnik większości konferencji naukowych dotyczących kreowania cyberświata. Obecnie pracuje nad eksperymentem o którym wspominałem ci wcześniej - przeczytał przesuwając palcem po klawiaturze. Ukazała się mapa miasta z lotu ptaka. Cross postukał w punkt na ekranie - Tutaj Aaroayne ma swoją siedzibę, na obrzeżach miasta. Niemalże pod samymi granicami. Wieżowiec Sildaril CA, firmy zajmującej się badaniem cyberprzestrzeni oraz technologii. Wszystko finansowane z ramienia STARu, a dokładniej Agencji Badań i Rozwoju.
UsuńCross oparł się o krzesło, wychylając się do tyłu. Obejrzał się w stronę Harpii.
- O mapę budynku i szczegóły położenia sprzętu się nie martw. Podam ci także dokładną rozpiskę tego, co musimy stamtąd wynieść. Są jednak te warunki o których ci mówiłem, a z którymi powinnaś dać sobie radę. Po pierwsze - musimy to załatwić po cichu. Nie chcemy, by STAR siedziało nam na ogonie, a zlikwidowanie strażników czy uszkodzenie kogokolwiek tam może się skończyć dla nas bardzo źle. Po drugie - musi to wyglądać na kradzież nie z naszego ramienia. Wplączmy w to inną grupę, na przykład Błękitnych, byleby tylko nie zaczęli węszyć przy żadnym z naszych gangów. Obydwoje nie mamy zbyt dobrej opinii. Obawiam się, że jak przyjdą kłopoty, oskarżenia mogą paść również na nas, a tego nie potrzebujemy. Do tego weź pod uwagę, że maszyny są sporawe. Przyda się jakaś furgonetka, chyba, że znasz inne sposoby. Magię, zmniejszanie przedmiotów czy coś w ten deseń.
Aaron znowu odpalił papierosa, nie biorąc pod uwagi tego, że zgasił jednego zaledwie kilka minut temu. W takich warunkach palił jak smok. Weszło mu to już w krew, a ulepszone cybernetycznie ciało pozwalało na ciutkę więcej. Nie patrzył też czy Keirze to przeszkadza. Nie zawsze był dżentelmenem. Wstał z krzesła podchodząc do kąta pokoju i kucając. Uniósł wykładzinę, odkrywając sprytnie ukryty schowek. Wystukał kod i wyciągnął butelkę ciemnego alkoholu, najprawdopodobniej bimbru. Nalepka była już prawie zdarta, ale na pewno nie odpowiadała zawartości flaszki.
- Nie mam szklanek więc musimy pić z gwinta. Twoje zdrowie - Cross postawił alkohol na biurku i ponownie podjął wątek - Kontynuując... O ile wszystkie informacje, które zdobyłem jakiś czas temu, są nadal aktualne to możemy się spodziewać kilku pewnych rzeczy. Kamer bezpieczeństwa na każdym rogu, ochroniarzy STARu z eksperymentalnymi spluwami i dronów wszelkiej maści. Czytałem gdzieś, że po korytarzach Sildaril SA chodzą... Eksperymenty genetyczne jego znajomego profesora. Dlaczego? Nie wiem, może to tylko plotka. Nie wygląda na człowieka, który ryzykowałby zdenerwowanie opinii publicznej, ale naukowcy są naprawdę dziwni.Nie ma co jednak polegać na "starych" danych. Będziesz musiała dać mi dzień... Nie, czekaj. Dwa dni, bym wszystko sprawdził jeszcze raz. Dla naszego bezpieczeństwa... Wspólniczko.
Haker nie znosił korzystać ze starych informacji. Tego rodzaju nie aktualizował tak często jak reszty, ponieważ nie przewidział, że sytuacja będzie tego wymagać. Do włamania się, niejako też pod nos STARu, potrzebować będą stuprocentowo pewnych wieści.
- Wiem, że to na razie ochłapy, ale wolę byś przygotowywała się na realne niebezpieczeństwo i kilka potencjalnych niż fałszywe, zupełnie nieodpowiadające rzeczywistości. Twoje zdrowie - Aaron uniósł butelkę i wychylił łyk - Chcesz o coś jeszcze spytać?
Aaron Cross
Aaron słuchał Keiry z uwagą. W końcu to ona była tu specjalistką od dywersji, należała do bardziej „głośnego” gangu niż ten Crossa.
OdpowiedzUsuńJej pomysł ze zmieniaczami oraz zmniejszaczem jako awaryjny plan był idealny. Doskonale pasował do całej otoczki tajemnicy jaką zamierzali zarzucić na ten plan samobójców. Jeśli wszystko poszłoby idealnie wyszliby z budynku niezauważeni przez nikogo. I o to chodziło Aaronowi. Nie nadawał się do strzelanin, a i zabijać kulą z pistoletu nie lubił. Zdecydowanie bardziej wolał spalić układ nerwowy wroga. Po cichu i bez krwi.
Teraz lwia część skuteczności całego planu leżała po stronie hakera, a dokładniej informacji, które on dostarczy.
- Widać czekają mnie dwie nieprzespane noce... – mruknął do siebie odbierając od najemniczki butelkę i ponownie pociągnął zdrowy łyk cierpkiej, nieprzyjemnej cieczy. Nie żartował w tym momencie. W trakcie zdobywania informacji był nie lepszy niż drony, które go otaczały. Stawał się prawdziwą maszyną nastawioną tylko na jeden cel.
Zdobycie potrzebnych informacji.
Zdawał sobie jednak czasami sprawę, że taka postawa jest idiotyczna. W amoku bardzo łatwo umykają ci drobne, lecz istotne informacje. Właśnie dlatego Cross wspomagał się szeregiem cybernetycznych programów oraz WI, które odpowiednio zaprojektowane i tak ściągały to co Aaron mógł przeoczyć.
Bo trzeba sobie ułatwiać życie, czyż nie?
- Dowiem się czegoś o tych mutantach. Niestety też mnie niepokoją. Jestem pewien, że różnią się od tych spotykanych w ruinach poza Arius. Tamte są inne, wykreowane przez trujące środowisko oraz pył radioaktywny. Przez to wiele z nich dawno utraciła zmysły, polega tylko i wyłączenie na instynkcie. Te próbówkowe nadal muszą posiadać coś na kształt wolnej woli i... – w umyśle Crossa zapaliła się czerwona lampka. Znowu zaczął opowiadać o świecie „poza murami”. Nikt nie powinien o tym wiedzieć, zwłaszcza półelfka z przeciwnego gangu, choć Cross zdążył nawiązać z nią jakąś nić lojalności. Wiąże się z tym za dużo słabości, za dużo bólu. Haker przerwał, wracając do stukania w klawiaturę – Cóż... Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy tam byli. My możemy tylko zgadywać.
Aaron spojrzał na Keirę, gdy ta wspomniała o pancerzu. Uniósł lekko brew do góry.
- Ty chyba czasami masz mnie za idiotę Leider – mruknął wyraźnie rozbawiony, odsuwając się od biurka. Wyprostował się, odwracając w stronę Keiry i unosząc czarny podkoszulek. Pod spodem nie było jednak nagiej, bladej skóry poprzecinanej siateczką blizn, a lekki, dopasowany do ciała pancerz. Płytki układały się regularnie, jak gdyby wtopione klatkę piersiową hakera. Lśniły one czarnym, metalicznym blaskiem, obijając niebieskawą łunę ekranu komputera. Widać też było, że nie jest dziełem mechaników Arius. Gdzieniegdzie czas zostawił wgniecenia i zadrapania. Pancerz najwidoczniej swoje lata miał i przeżył niejedną walkę. Jak naprawdę ucierpiał na tym Cross? Można było tylko zgadywać.
- Nie jestem aż tak delikatny, Leider. Zbyt wiele osób łypie na moje życie, bym chodził tylko w „zwykłej kurtce” – uśmiechnął się czupurnie i ponownie ukrył pancerz.
Po chwili kontynuował wpisując odpowiednie hasła do bazy danych.
Usuń- Całkiem dobry pomysł. Tutaj mogę podać ci informacje od ręki. Śledzenie poczynań STARu to chleb powszedni dla takich pluskw jak ja – zauważył, wyświetlając informacje na ekranie.
Agencja Badań i Rozwoju była najprężniej działającą agendą STARu. Miliony krest przepływały przez łapy naukowców i badaczy, którym jakoś udało się podpiąć do tego „wspaniałego projektu Arius”. Agencja zajmowała się nie tylko finansowaniem eksperymentów czy badań, ale także kontrolą i ochroną patentową. Pomimo wielu przywilejów bycia pod skrzydłami ABiRu, trzeba było dostosować się do ścisłych zasad, które stosowała organizacja. Wiele z tych „zakazów” spowalniało co ambitniejszych naukowców, ale nie było barier nie do przejścia. Agencja znana była z łapówkarstwa i przekrętów. Oczywiście wszystko z kanałów nieoficjalnych, bo na zewnątrz to przykład tego jak bardzo miasto stawia na rozwój.
- Hmmm... – Cross podrapał się po brodzie wertując kolejne teki danych. Jego ręce jakby instynktownie sięgnęły po kolejną fajkę – Laboratorium Sildarila przypisane jest jednemu agentowi STARu. Agentce, jeśli chcemy uściślić. Swietłana Borysowna, major, a przy okazji szpieg jak widzę. 15 lat w wojsku, usunięta dyscyplinarnie, sprawa utajniona. No proszę... To dość intrygujące, że nie potrafiłem dokopać się do tych danych. Musiała być bardzo utalentowana, skoro STAR jej nie zabiło.
Cross sięgnął po dysk optyczny, by zacząć zgrywać informacje Keirze.
- Jest kontrolerem Agencji od 2192 roku. Dość krótko. Nieustępliwa, twarda, prawdziwa harpia. Cecha szczególna... Klnie jak szewc. Posiada silny przednuklearny akcent – Cross uśmiechnął się, pokazując Leider zdjęcie major Borysownej – Zacznij się uczyć, Leider.
Aaron wyciągnął cieniutką płytkę podając ją półelfce. Krzyżując ręce za głową rozluźnił się odrobinę, zagryzając końcówkę papierosa.
- Spotkamy się za dwa dni w pobliżu Czerwonej Dzielnicy. Znasz hotel Tulipan? Cóż... Ciężko to nazwać hotelem, ale jest znane w co gorszych partiach społeczności Arius jako dobre miejsce do... Co przyjemniejszych i skrytych schadzek. Możemy być pewni, że nikt nas tam nie zaczepi i nie podsłucha. Dbają o prywatność klientów, niezależnie z którego gangu są lub co robią, a o to teraz chodzi nam najbardziej. Spotkamy się tam też z moim kontaktem, powinna powiedzieć nam coś więcej. Wielu agentów ABiRu tam chodzi pomiziać się z prostytutkami.
Widząc zdziwiony wzrok Keiry na twarzy Aarona pojawił się wesoły grymas.
- Co, Leider? Boisz się o swoją reputację? – przeciągnął się swobodnie, masując kark zastały od zbyt długiego siedzenia przed komputerem – Nic ci się nie stanie. Bądź tam za dwa dni, bliżej północy.
Ostatnie słowa brzmiały jak mocno niedopowiedziany żart.
- I ubierz coś ładnego, nie chcesz się chyba wyróżniać.
Aaron Cross
Aaron uśmiechnął się pod nosem, nie odwracając wzroku od komputera.
OdpowiedzUsuń- Cieszę się, że masz się na czym oprzeć. Przedwojenny akcent bywa ciężki w odtworzeniu zwłaszcza w tej całej mieszaninie gatunkowej. Przy wcielaniu się w Borysową skup się głównie na tym. Jeśli zawiedziesz na tym polu wpadniemy i to grubo... - powiedział haker poważnie, kładąc nacisk na słowo "wpadniemy". Swietłana słynęła z języka, przynajmniej tak twierdziły notatki STARu. Wybuchowy charakter i niewiadoma reputacja przysporzyły jej rozgłosu wśród większości agentów ABiRu. Każdy z nich rozpozna fuszerkę, lecz najbardziej wyczuleni będą na to ludzie z laboratorium. Półelfkę czekało naprawdę trudne zadanie.
Cross jednak był dziwnie spokojny. Nie ufał Keirze w pełni, bo to byłoby idiotyczne na jego pozycji, ale wiedział, że to profesjonalistka. Ciężko będzie jej spartolić robotę, której się podjęła, nawet jeśli bardzo mocno się postara. U mężczyzny występowało to dziwne uczucie bezpieczeństwa, gdy miał wyruszyć na misję z Leider.
Zauważył jednak kątem oka, choć mogła to być tylko iluzja, jak na twarzy Keiry pojawił się nieprzyjemny grymas. Czerwona Dzielnica...
Tak, wyprawa tam była ryzykowna. I to bardzo, biorąc pod uwagę ostatnie wiadomości o agentach STARu infiltrujących dzielnicę. Rząd wypowiedział wojnę Harpiom, próbując zmienić Czerwoną Dzielnicę w miejsce odpowiednie władzom. Zapewne burdele i hoteliki pozostałyby w tych samych miejscach - chodzi jednak o to, kto czerpałby z tego interesu profity. Obecnie cały ten teren leży pod jurysdykcją Harpii, jak będzie za kilka dni?
Aaron nie spodziewał się tutaj sensacji. STAR było ogromne, ale mierzyło się z kimś równie zajadłym. Mężczyzna, jako dość dociekliwy haker, wiedział jak duże pieniądze płyną z Czerwonej Dzielnicy. Wojowniczki Harpii nie oddadzą tego terenu tak łatwo. Wiedziały o ataku rządu, toteż i STAR musiał działać wyjątkowo ostrożnie. Dla Crossa ta walka z góry była zwycięstwem Harpii.
Jednak jak to mówią "najciemniej jest pod latarnią". Cross pakując się w towarzystwie najemniczki wrogiego gangu na jej teren był samobójcą, któremu najwyraźniej wygodnie jest dostać kulką w łeb. Kto jednak zna wszystkich hakerów Cyber Warfare? Ba... Kto w ogóle widział więcej niż kilku z nich? Tacy kryli się w cieniach, infiltrując z bazy, z bezpiecznego miejsca. Mieli takie możliwości, nie muszą bezpośrednio uczestniczyć w akcjach.
Tego wieczoru może się okazać, że jest po prostu "zwykłym kochankiem najemniczki", nawet jeśli ktokolwiek rozpozna Keirę. Nie bardzo uśmiechała mu się ta rola, ale... Czego się nie robi dla pieniędzy zaoferowanych mu przez Leider. Potrzebowali informacji, a pewna nad wyraz ochocza dama była gotowa im je zaoferować.
Do tego czasu musiał pozbierać informacje. I znaleźć odpowiedni garnitur.
Aaron odprowadził Keirę wzrokiem i odsalutował jej miękko, odwracając szybko głowę w kierunku komputera. Zdalnie uruchomił drony, gdy najemniczka wyszła z budynku.
Czas działać...
*****
UsuńAaron przejrzał się w lustrze w swoim mieszkaniu na obrzeżach Arius. Wczoraj kupił garnitur, który leżał na nim jak ulał - czarny, w prążki, ze zdobioną podszewką. Mężczyzna nałożył do tego białą koszulę oraz ciemnoszary, prosty krawat w prążki. Ściągnął soczewki, kładąc je na niewielkim, wysłużonym stoliku. Włosy pozostawił w charakterystycznym nieładzie, chcąc choć trochę przypominać siebie.
Nigdy nie nosił garnituru, nie było mu to potrzebne po powrocie do Arius. Okazje do eleganckich wyjść dla hakerów zdarzały się niezwykle rzadko, jeśli nie "nigdy". W brutalnej wojnie gangów nie było miejsca na przebieranki.
Widać niestety było jak zmęczenie odbija się na twarzy hakera.
Pracował niemalże bez przerwy, zdobywając coraz to nowe informacje na temat odkrycia sygnału duszy, przeniesienia jej do Zipnetu, laboratorium Sildarila... Wiele terabajtów informacji wypełniało poszczególne partycje pamięci komputerów Crossa. On sam wysączał co ciekawsze i zapamiętywał je lub zgrywał na decka. Odtwarzał je na okrągło: jedząc, śpiąc czy przechadzając się ulicami. Komputery pracowały na zwiększonych obrotach, dwa z nich Aaron usmażył.
I po co?
By móc zrobić to o czym wielu marzy.
Aaron zdał sobie sprawę, że nie robi tego nawet dla pieniędzy które zaoferowała mu Leider. Chciał sprawdzić, czy rzeczywiście dusza ludzka mogłaby zostać przeniesiona do Zipnetu. Czy dałoby się odtworzyć życie ludzkie w kodach. To zrewolucjonizowałoby wszystko! Dosłownie wszystko!
Haker potrząsnął głowa wyrywając się z chaotycznych myśli. Musiał się skupić, dzisiaj miał zadanie do wykonania. Podpytanie pewnej dziewczyny o agentów ABiRu. O pewnym szczególnym laboratorium.
Nie mógł tego jednak robić będąc półprzytomnym.
Aaron sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Ukryty tam był deck hakera oraz fiolka dyoru, którą zachował na specjalne okazje. Znowu miał problem z dostawcą. Został on zatrzymany przez agentów STARu kilka dni temu, gdy szedł na spotkanie z klientem. Cross będzie musiał poszukać nowego dilera, co ostatnio zaczynało robić się coraz cięższe. Niestety, rząd dość dokładnie czyścił wszelkie "plugastwo" podpisane pod hasłem "narkotyki".
Aaron sięgnął po szklankę z whiskey, którą pił na rozgrzanie. Wlał tam porcję dyoru, przyglądając się jak wstążeczka miesza się z płynem.
*****
UsuńCross szedł wyraźnie spóźniony przez Czerwoną Dzielnicę, trzymając na zgiętym ramieniu płaszcz. Rozpoznawał znaki Harpii, które niczym zimne ostrzeżenie widniały na skórze mijających go kobiet. Atmosfera na ulicy była cierpka i ciężka, wyraźny sygnał wojny ze STARem. Dla niewprawnego oka było to niezauważalne, ale te ulepszone Crossa wychwytywały zarysy broni pod ubraniami. Każdy był gotowy na potencjalny atak.
Takim prawem rządziło się Arius.
Aaron wszedł w brudną alejkę, która zaprowadziła go do hotelu Tulipan, a dokładniej boku budynku. "Rezydencja" była średniej wielkości, jednak wyróżniała się spośród innych bloków Czerwonej Dzielnicy. Zdobienia budynku przypominały te z rycin historii dużo dalszej niż wojna nuklearna i krach komputerowy. Były bielone specjalnym wapnem, by zanieczyszczenie fabryk oraz pył zza muru ich nie zabrudził. Okna były wąskie, niewielkie, z, typowym dla dzielnicy, czerwonym światłem wydobywającym się z wnętrza budynku. Trzypiętrowy, był dość niskim budynkiem biorąc pod uwagę jakie drapacze chmur znajdowały się w centrum.
Cóż... Nie byli jednak w centrum.
Aaron zauważył Keirę stojącą na chodniku przy dość ruchliwej ulicy. Stukała nerwowo obcasem, rozglądając się za hakerem. Kilku typków przechodzących obok zagwizdało na jej widok. Cóż... Sam Cross musiał przyznać, że było na czym oko zawiesić. Leider wyglądała zupełnie inaczej niż te dwa dni temu lub przy ich spotkaniu w barze. Teraz prezentowała sobą prawdziwie elficką elegancję i klasę. Biła od niej duma i pewność, a także dość pokaźne piękno, mimo iż całe ciało miała zakryte kreacją.
Widać jednak było, że jak na elficką krew przystało, nie musiała zbyt wiele odsłaniać, by zachwycić.
Cross jednak nie przyszedł tu by zachwycać się "nowym wyglądem" Keiry, a wykonać robotę. Wejść w rolę, którą wbijał sobie do głowy. Kilkakrotnie próbował się nie roześmiać, gdy przestawiał wszystkie scenariusze w głowie. Nie powiedział również nic najemniczce. Wiedział, że ta rozjuszy się jak wściekła kotka, gdy tylko haker wprowadzi plan w życie. Zabije go, gdy to wszystko się skończy.
Teraz jednak i ona będzie musiała grać.
Mężczyzna podszedł do kobiety cicho, choć gwar roznoszący się dookoła zagłuszyłby nawet najgłośniejsze kroki. Cross przybliżył się do Keiry, powoli oplatając jej talię swoim ramieniem. Ucałował ją czule w policzek, przysuwając do siebie mocniej. Delikatny, kobiecy zapach zmieszał się z ciężką wodą kolońską mężczyzny.
Nim jednak najemniczka zdążyła mu przywalić, haker wyszeptał jej do ucha.
- Wejdź w rolę Leider i to dobrze - powiedział szybko, uśmiechając się do niej. Podał jej bukiecik konwalii, które z naturalnością tych sprzed wojny niewiele miały wspólnego - Mi też ona bardzo nie leży, ale miejsce tego wymaga...
Cross leniwie przeniósł wzrok na ludzi dookoła, chcąc by i Leider się im przyjrzała. Co niektórzy wpatrywali się w nich ze zdziwieniem, inni z zaciekawieniem. Choć "związki" ludzko-elfie były na porządku dziennym w Arius, ta dwójka wyglądała dość nietypowo.
- Więc jak... Keiro? - odparł głośniej Aaron, odsuwając się odrobinę od półelfki. Wziął jej dłoń, ucałował ją i zaoferował swoje ramię jako oparcie - Będziesz mi dzisiaj towarzyszyć?
Czekał na odpowiedź. Być może Leider zrezygnuje, a Cross będzie musiał radzić sobie sam.
Aaron Cross
Aaron spojrzał na Keirę uśmiechając się tajemniczo. Wyglądało na to, że jednak, choć z trudem, wejdzie w tę jego małą grę. Swobodnym, cierpiętniczym jednakowoż, ruchem poprawiła mu krawat. Niczym troskliwa kobieta dbająca o wygląd swojego mężczyzny.
OdpowiedzUsuń- Skąd wiesz, że nie jest mi to bliższe niż pancerz i kurta?
Stali przed drogim hotelem, który z pięknem nie miał nic wspólnego. Nie przychodzi się tu bawić i tańczyć, czy jadać kawior na pozłacanej tacy. Pary, „takie jak ta tu”, zmierzają do Tulipana w jednym tylko celu i być może dobrze, że Leider i Cross do tego punktu nie dojdą.
Jego imię w jej ustach brzmiało sztucznie. Nie przyzwyczaił się do tego, iż woła na niego per „Aaron” zamiast zwyczajowego „Cross”. Najwidoczniej ich relacje już takie miały pozostać, a hakerowi zbytnio to nie przeszkadzało. Podobało mu się tak jak jest – dzisiaj to tylko przedstawienie, gdzie mógł wypróbować cierpliwość tajemniczki, bawiąc się przy tym setnie.
Cóż przynajmniej teraz… Kto wie, czy Harpia nie urwie mu głowy jak się to wszystko skończy.
- Chodźmy w takim razie.
*****
Aaron był kilka razy w Tulipanie. Głównie po to, by dostać się do swoich kontaktów – uroczych pań do towarzystwa wiedzących więcej niż niejeden haker. Pomimo, iż teren ewidentnie należał do Harpii i większość kobiet powinna być im posłuszna, cóż… Zysk zawsze przoduje jeśli chodzi o przeżycie tutaj.
Oczy Crossa powitał znajomy hol, pełen blichtru i sztucznego złota. Fałszywych kryształów i bogactwa przepłaconego krwią. Aaron odwrócił się w stronę Keiry, by zaobserwować jej reakcje na cały ten przepych.
Haker szybko jednak przestał, mierząc wzrokiem obsługę, która, niczym cienie, wałęsała się między kolumnami i grupkami gości: elfki przyozdobione w kwieciste wianki i przewiewne, przezroczyste szaty, krasnoludki starające się nie ustępować im kroku czy dziwnie eleganckie półorki jako ochrona budynku. Cała plejada różnych ras przybyła w jednym tylko celu – zapewnieniu sobie przyjemności.
Aaron poczuł zgrabny podbródek Keiry na swoim ramieniu, gdy zadała mu pytanie. Odwrócił się lekko, chwytając jej dłoń i zamykając w swojej lekkim uściskiem. Tłum wokół nich gęstniał, zupełnie jakby zaczynało się jakiegoś rodzaju przyjęcie. Cross specjalnie wybrał ten dzień na ich wizytę w Tulipanie – to właśnie we wtorki hotel oferował niezwykłego rodzaju „bal” ku chwale rozpusty i dzikiej przyjemności. Całkowicie darmowy, choć następuje nieoficjalna selekcja gości, którą szpiegowska para przeszła nawet o tym nie wiedząc. Brudy z ulicy bez odpowiedniego przygotowania nie miały tu wstępu. Wszystkie wyskoki były surowo traktowane. Zabawa miała być przede wszystkim bezpieczna… I obfitować w rozkosz.
Aaron stanął przed Keirą z szczerze troskliwym uśmiechem. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni garnituru wyciągając dwie maski karnawałowe: jedną czarną i gładką, drugą czerwoną i koronkową. Nałożył karminową na twarz półelfki, zawiązując delikatnie tasiemki. Przytrzymał dłużej dłoń na policzku kobiety, jakby dodając jej otuchy lub zapewniając, że nic jej się nie stanie. Niczym opiekuńczy narzeczony. Pochylił się i wyszeptał.
- Przestań zadawać pytania. Idź obok mnie i uśmiechaj się, nie przejmuj jeśli ludzie będą cię zaczepiać. Jako rycerz w lśniącej zbroi będę cię bronił – zaśmiał się pod nosem z tej uwagi wiedząc, że w wielu bojowych sytuacjach Leider poradziłaby sobie o wiele lepiej niż on.
Pewien człowiek przeszedł obok nich, przystając, by spojrzeć na uroczą półelfkę. Wpatrywał się pomimo tego, iż Aaron zwrócił na niego swój wzrok. Podsłuchiwał?
Cross uśmiechnął się do niego z wyższością i przytulił do Leider, odwracając do nieznajomego plecami. Był zbyt blisko kobiety, ale musiał. Przekazywał informacje tak szybko jak tylko mógł.
Usuń- Bądź ostrożna i trzymaj bukiecik na wierzchu. To nasz znak dla Viridiany. Wysoka elfka z protezą nogi. Zapyta „byłabyś cudownym dodatkiem do tego miejsca”. Odpowiedz jej, że znasz kilka interesujących sztuczek. Zaprosi nas do siebie i wtedy skończymy to przedstawienie. Gotowa? Więc uśmiechnij się i zachichotaj jakbym właśnie wyznał ci coś bardzo sprośnego.
Nie wiedział, czy Keira kiwnęła głową, ale wziął to za znak zgody. Haker nałożył własną maskę, poprawił się i ponownie wziął półelfkę pod rękę. Dwójka szła wyprostowana, dumna i elegancka do wielkiej, zaciemnionej sali. Mrok otulił ich, zmuszając do przyzwyczajenia się do ciemności. Niewielkie lampy przysłonięte materiałem dawały niewiele czerwonawego światła, jednak na tyle sporo by nie wpaść na drugą osobę.
Goście zaczepiali się, mniej lub bardziej bezpośrednio przechodząc do sedna sprawy. Aaron zmrużył brwi, trzymając Keirę blisko siebie, obserwując czy trzyma bukiecik na wierzchu. Biały kolor kwiatów wyróżniał się w czerniach. Zewsząd dobiegał do nich świst rozmów, delikatna i hipnotyzująca muzyka, ciężkie oddechy i nagłe sapnięcia oraz piski. Cross skupiał się na wyłapaniu w tłumie Viridiany. Znali się na tyle, że odnajdą drugą osobę nawet w takiej ciemności
Zauważył ją. Wysoko upięte włosy udekorowała świetlistym zestawem klejnotów, tęczowych kabelków i kwiatów. Tylko ona nosiła się w taki sposób, a ze względu na wzrost górowała nad niektórymi mężczyznami. Cross chciał podejść bliżej, elfka chyba też go zauważyła, jednak coś zatrzymało.
Ktoś szarpnął z drugiej strony. I to nie była Keira.
Jakiś typek uczepił się półlefki. Cholera, akurat teraz!?
Aaron Cross
[Ktoś musi dbać o porządek, a co! :D Z zaproszenia skorzystam bardzo chętnie, ale brakuje mi ostatnio pomysłów. Podrzuciłabyś coś?]
OdpowiedzUsuńJaina
Aaron poczuł szarpnięcie aż nadto wyraźnie, cofając się samemu kilka kroków. Nie wiedział, kto postanowił ich zaczepić, ale to zapaliło w głowie hakera czerwoną lampkę i roznieciło syrenę alarmową. Z początku wziął to za przypadkową zaczepkę, ale po chwili Aaron zdał sobie sprawę, że tu nic nie jest nieplanowane.
OdpowiedzUsuńOdwrócił się, by ujrzeć Keirę oraz jej napastnika. Wysokiego, barczystego mężczyznę o wyglądzie typowego wojskowego zabijaki. Przebity pysk, złamany nos i wzrok mogący zabić. Cross nim zdążył się cokolwiek odezwać usłyszał słowa mężczyzny. Cierpkie, o metalicznym pobrzęku, ale idealnie wyróżniające się z dźwięków ich otaczających. Dopiero po chwili mógł przyjrzeć się dokładniej dryblasowi w bladoczerwonym świetle. Zdecydowanie wyglądał jak ktoś, komu kilka razy w życiu się nie poszczęściło i był drugą nogą w grobie. Zauważył też drobny świecący punkt na jego skroni, dający znać, że paker ma na sobie co najmniej trzy domózgowe wszczepy: płatu skroniowego i być może obszaru Wernickiego, podejrzewał, że płat potyliczny oraz móżdżek. To były podstawowe działania przy odnawianiu fizycznym ofiar wypadków, a on zdecydowanie jak taka wyglądał. Przywracano podstawowe pojęcia ruchu, fonetyki i mowy, pamięć roboczą i wolę działania, a pomijano częstokroć uczucie dotyku, temperatury i innych wrażeń czuciowych z płata ciemieniowego. Były one zbędne takim wojskowym ja ten tu.
Gdyby Aaron nie potrafił kontrolować swoich emocji w tym delikatnym zadaniu z całą pewnością pobladłby. Tanker zdawał się kojarzyć skądś Keirę i to aż zbyt dobrze. Cross przeklął w umyśle.
„Jeśli to ktoś ze STARu, to koniec z naszym zadaniem”.
Odwrócił lekko głowę, zauważając coraz szybciej zmierzającą ku nim Viridianę. Kobieta zgarnęła ze sobą dwie dziewczyny, które z całą pewnością miały robić za sztuczne zbiegowisko, gdy elfka porwie ich ze sobą. Problem w tym, że tłum coraz bardziej gęstniał, a jej kroki zwalniały.
Nie dotrze tu na czas!
Aaron spojrzał ponownie na mężczyznę, marszcząc gniewnie brwi. Zacisnął dłoń w pięść, drugą chowając w kieszeń garnituru. Poczuł pod palcami gładką powierzchnię decka, którego delikatnie uruchomił.
Czyli jednak będzie musiał robić dzisiaj za księcia. Niech cię cholera, Leider. Ty i twoi znajomi!
- Łapy przy sobie – powiedział Aaron, stając między Keirą, a nieznajomym mężczyzną. Patrzył mu prosto w oczy, zdając sobie sprawę, że dryblas z całą pewnością mógłby go rozszarpać tu i teraz. Bez żadnego zawahania. Widział to w jego oczach.
Jakby w szoku, mężczyzna puścił pólefkę, skupiając swoją uwagę na Aaronie. Nie zauważył jednak drobnego faktu. Aaron wystukiwał właśnie koordynaty mające wypuścić krótki impuls zakłócający działanie wszczepów na krótkim dystansie, do 50 centymetrów. Wystarczająco, by na chwilę ogłuszyć tego byka.
Cross jednak postanowił dalej grać tak, by ten niczego się nie spodziewał. Ustawił licznik na pół minuty, wystarczająco by odegrać drobne przedstawienie.
Aaron chwycił mężczyznę za poły garnituru, czując jak on robi dosłownie to samo w kontrataku. Mała szarpanina dostarczy odrobinę akcji i odsunie podejrzenia od Keiry.
- Chyba pomyliłeś kobiety, gnojku - powiedział Aaron czując wściekłość bijącą ciepłem od wielkiego tankera. Haker wiedział, że w starciu siłowym nie ma najmniejszych szans z nim, z całą pewnością był specjalistycznie wyszkolonym wojskowym skoro znał Leider. Przeklęci marines, musisz ich pokonywać w nieczysty sposób skoro się proszą.
Aaron modlił się tylko, by nieznajomy nie rzucił nim w kąt pokoju niczym szmacianą lalkę. A był do tego zdolny, sama siła uścisku mówiła o tym Crossowi.
3...
2...
1...
Podprogowy dźwięk rozniósł się dokoła Aarona. Mężczyzna momentalnie puścił Crossa łapiąc się za skroń. Wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Chwiejącego się dryblasa zaraz chwyciły dwie kobiety, klepiąc go uspokajająco po plecach. Odsunęły się na bezpieczną odległość, by samym nie dostać udaru instalacji elektronicznych. Aaron oparł się o Keirę czując obosieczność tego cybernetycznego ataku. Drżącą dłonią sięgnął do decka i wyłączył nadawanie sygnału.
- Było blisko - powiedział, potrząsając głową by odgonić sprzed oczu mdłą mgiełkę. Czuł jak chce mu się wymiotować, gdy wczepy zaczęły ponownie sączyć swoje elektroniczne ciepło. To było zupełnie inne uczucie niż przy strzałach z Zipnetu. Tamto było delikatne, zamierzone i dało się do niego przygotować, tutaj czuł jakby atak wyrwał mu połowę mózgu, przemielił i wstawił taką krwawą papkę ponownie na miejsce.
UsuńViridiana stanęła obok nich dumna i wyprostowana. Zdecydowanie prezentowała się zjawiskowo, ale Cross nie miał teraz sił by podziwiać jej egzotyczną urodę i cudowną zapewne kreacje.
- Poszukajmy powietrza dla twojego narzeczonego - powiedziała elfka, chwytając Aarona pod rękę, nakazując półelfce wziąć go pod drugi bok. Viridiana pominęła kwestię hasła, gdyż nie było na to teraz czasu. Mężczyzna mógł wrócić lada moment, dlatego oni musieli zniknąć.
Dama w tęczowej otoczce poprowadziła ich korytarzami do swojego królestwa. Brudne i obdrapane ściany zakryto naprędce jakimś tanim materiałem mającym imitować atmosferę tajemnicy oraz niebezpiecznej erotyki. Wszystko byleby tylko przywołać choć odrobinę "elegancji" do tego kiczowatego w swej otoczce miejsca. Jakim cudem Harpie pozwalały na istnienie takiego miejsca w takim stanie?
Aaron czuł się już odrobinę lepiej, więc zrezygnował z pomocy kobiet. Szedł za Leider, a w głowie tłukła mu się setka myśli, Ich misja wisiała na włosku przez jedno tylko spotkanie starego dobrego znajomego półelfki. Jak to się mogło skończyć, gdyby nie miał przy sobie decka i Viridiany? Pewnie źle. Albo jeszcze gorzej.
- Zapraszam - odparła elfka swoim nienaturalnie śpiewnym i hipnotyzującym głosem. Wstukała odpowiedni kod w panel, a drzwi przed nimi rozstąpiły się z cichym, metalicznym sykiem. Sypialnia Viridiany wyglądała jak coś ze starych baśni czytanych w bibliotekach elfickich, o tysiącu i jednej nocy. Ciężki, otępiający zapach korzenny wgryzał się w nozdrza i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Wszędzie leżały sukienki Viridiany, a przy toaletce stał cudowny kwiatowy bukiet.
Elfka wzięła od Leider bukiecik, uśmiechając się uwodzicielsko. Położyła go na stoliku, po czym sama opadła na stos poduszek, wygodnie się rozciągając.
Aaronowi jednak nie było do żartów. Ściągnął maskę, rzucając ją na łóżko Viridiany i spojrzał na Keirę, krzyżując dłonie.
- Co to kurwa było, Leider!? Kim był ten dryblas? - zapytał odrobinę głośniej niż zamierzał - Śledził cię!?
Owszem był zdenerwowany i nawet mógł sobie zdawać, że to nie z winy Keiry go spotkali. Po prostu zły moment, ale w tak nieodpowiednim momencie, że potrafiło to zajść za skórę.
- Zapominasz się, Aaron - mruknęła sennie Viridiana, unosząc lekko dłoń by uciszyć niewdzięcznego hakera - Moje dziewczęta się nim zajmą.
- Co będzie jak wyjdziemy? Kim on jest, Leider? - ponowił swoje pytanie Aaron. O tak, żądał odpowiedzi choć wiedział, że nie będzie tak łatwo wydobyć ich od najemniczki. Była zdecydowanie zbyt twarda by ulec jemu, hakerowi z przedmieść. Takich osoby jak Keira nawet długotrwałe tortury nie zmusiłyby do piśnięcia czegokolwiek.
Zamierzał jednak spróbować.
Aaron obserwował Keirę uważnie. Nie, wróć… Piorunował ją ostrym i pełnym furii wzrokiem jakby miał nim siłą wyciągnąć od niej odpowiedzi jeśli nie będzie chciała ich udzielić. Choć mogło to wyglądać inaczej tak naprawdę nie był na nią zły w czystym tego słowa znaczeniu, wprost przeciwnie… Jedyne co teraz przewijało się przez jego myśli to ostrożność i to, że nie przewidział wszystkiego w swoim skrupulatnie szykowanym od kilku dni planie. Pytanie jednak – czy takie zdarzenie dawało się w ogóle przewidzieć?
OdpowiedzUsuńObawa niczym świąd przebiegała hakerowi po krzyżu. Choć nigdy nie był specjalnie religijny teraz modlił się w duchu, by ten dryblas, choć znał Keirę, nie był kimś ze STARu. Jeszcze tego by im teraz brakowało – obecności lepkich łapsk rządu i zasiania w ich świadomości tego, że dwójka członków obcych i wrogich sobie w końcu gangów coś knuje. Nie sądził, by agenci STARu byli tak naiwni, że wzięli ich za zwykłą, bawiącą się razem w tym kolorowym miejscu parkę. O nie… Gdyby chodziło o kogoś innego to i owszem, taka ewentualność mogłaby być brana pod uwagę.
Nie jednak, jeśli na świeczniku znajdują się Keira Leider, uciekinierka i renegatka, oraz Aaron Cross, informator STARu pracujący na więcej niż dwóch frontach. To mogło mocno podkopać nie tylko ich przyszłą akcję, ale również pozycję w Harpiach oraz Cyber Warfare. Nie chciał tego mówić na głos, ale bał się o swoje dość bezpieczne stanowisko w dziejach tego przeklętego miasta. Już samo spełnienie obietnicy Leider wiązało się z dużymi nieprzyjemnościami i ryzykiem, ale odpowiednie „przygotowania” skutecznie odsuwały go od krytycznego punktu zapalnego jakim było wykrycie.
Tutaj jednak nie wiedział, jakie konsekwencje może mieć to spotkanie.
I nie będzie wiedział póki Leider nie zacznie śpiewać jak na przesłuchaniu.
Keira w końcu się odezwała, ale tylko po to by spytać czy może czymś przepłukać gardło. Aaron odwrócił się, krzyżując dłonie na piersi, by po chwili odrobinę zbyt gwałtownym ruchem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu papierosa. Sam musiał się uspokoić, bo dał się teraz zbyt łatwo wyprowadzić z równowagi. Owszem potrafił się dostosowywać do niespodziewanych sytuacji, ale był tylko człowiekiem i zżerały go wątpliwości. Wyciągnął pogniecioną paczkę Frontiersów, nie dbając o to, że ich ciężki i duszący zapach może nie podobać się właścicielce pokoju. Mruknął zawiedziony, gdy zobaczył, że paczka jest całkowicie pusta.
Elfka zaśmiała się cicho, a jej głos wydawał się brzmieć jak cudowna, syrenia ballada. Niejeden pewnie uległ ciepłemu tonowi uwodzicielki, skrywającego w sobie nęcące nutki tajemniczości. Aaron pewnie też mógłby zachwycić się barwą jej głosu, gdyby nie miał na głowie innych spraw, a zwłaszcza potencjalnego stryczka uwiązanego przed chwilą przez STAR. Viridiana wyciągnęła dłoń i pociągnęła delikatnie skrawek eleganckiej marynarki Crossa.
- Jesteś zbyt nerwowy. To do ciebie nie podobne – sączyła słowa wyjątkowo łagodnym, uspokajającym tonem który niejako zdawał się koić nerwy hakera. Magiczna aura niezwykłej elfiej artystki, której ta nie wywoływała jednak żadnym zaklęciem. Poruszyła leciutko głową, prostując subtelnie nogę i odsuwając poły powłóczystej sukni, wyciągając zza podwiązki niewielką papierośnicę. Podała ją Aaronowi z wciąż nieznikającym z jej ust uśmiechem – Proszę, tylko spróbuj nie kopcić na moje ubrania. Byłoby mi przykro wyjść tak do klientów.
Cross skłonił lekko głową w podzięce i puścił oczko Viridianie, odpalając szybkim ruchem papierosa. Smakował wyjątkowo dziwnie, lekko i czekoladowo – idealnie pasowały do elfki lub tego jaki obraz chciała wytworzyć w wyobraźni ludzi z którymi obcowała.
Oparłszy się wygodnie o szafkę, czuł jak powoli jego analityczny umysł wraca na miejsce. Chciał poświęcić sto procent uwagi opowieści Leider, by zapamiętać jak najwięcej faktów. Szczegółów, które mogą się przydać w innych czasach i zupełnie innych okolicznościach. Wyryć każde najmniejsze nawet zdanie we własnym mózgu, a następnie przenieść je do pamięci komputera, skatalogować i czekać na sytuacje do ich wykorzystania.
W końcu był informatorem.
UsuńMiał jednak na tyle… Pewnie szacunku do najemniczki, że wolał zakopać je dla własnych potrzeb, bezpieczeństwa i użytku niż sprzedać je STARowi czy innym głodnym wieści osobnikom.
Keira złapała jego spojrzenie na chwilę, by za moment pogrążyć się we własnych wspomnieniach. Zaczęła ponurą opowieść, choć hakerowi zdawało się, że naprawdę myślami jest gdzie indziej. Nie w tym pokoju, ale w miejscu jednej z wielu niebezpiecznych misji, jakie zdążyła przeżyć w swoim półelfim życiu. Jej twarz wyrażała emocje, których dotychczas u niej nie widział – odtwarzanie przeszłości niczym vid-taśmy rozpruło dawne rany, rozjątrzając je od nowa.
Z tak samo bolesnym skutkiem.
Padło imię marinesa, który „zaatakował” ich w ciemnej, wypełnionej ludźmi sali - Ian O’Neil. Aaron szybko odnotował je w głowie, by móc dzisiejszego jeszcze wieczoru odnaleźć odpowiednie dane w Zipnecie. Jeśli mężczyzna był „znajomym za czasów STARu” jak twierdziła Leider to czeka go długa noc i dość głębokie grzebanie za odpowiednimi kartotekami. Rządowcy bardzo skutecznie bronili wszelkich informacji, zwłaszcza jeśli dotyczyły one służb specjalnych, a Keira do takich należała. Zwalczała w końcu magów, wroga stojącego bardzo wysoko w rankingu największych przeciwników jedynej i słusznej organizacji Arius. Problem w tym, jeśli naprawdę Ian był „żywym trupem”. Dane zwyczajnych żołdaków wymazywano wtedy z historii Arius, tak jakby ta osoba nigdy nie należała do STARu i nie spełniała ich utopijnych, ohydnych zadań ku chwale porządku oraz sprawiedliwości. Ani Ian ani Keira nie należeli do ścisłego sztabu dowodzącego, więc nie było potrzeby trzymania ich kartotek – przynajmniej na tak zwanym wierzchu i tam gdzie trafi magia Zipnetu.
Aaron strząsnął popiół do popielniczki kiwnął głową na potwierdzenie, że słyszał o grupie nekromantów w kanałach. Kilka lat temu było o tym wyjątkowo głośno, STAR porwało się nawet na oficjalne ogłoszenie tego w masmediach, co dla hakera było wyjątkowo dziwne. Zazwyczaj takie sprawy pozostawiano w cieniu, poza medialnym hukiem i likwidowano nim zdążyły zakiełkować. Tutaj jednak Duyer musiał poczuć nóż na gardle, a grupka najwidoczniej wymknęła mu się spod kontroli. Cross wiedział dlaczego i nie było to trudne do wydedukowania po nurzaniu się w morzu skrycie wykradzionych informacji, a także połączeniu ich z oficjalnymi wiadomościami z prasy czy telewizji. Nekromanci byli wyjątkowo głośni w swoich zbrodniach i atakach: bezczelne porwania z ulic, kradzieże ciał z kostnic nim te zdążyły jeszcze ostygnąć po mordach popełnianych przez gangi czy zwyczajne wykopywanie trupów z mogił. STAR nie przewidziało rozmyślności morderczych magów, którzy wyjątkowo chętnie dzielili się informacjami z mediami. Nie dało się tego w żaden skuteczny sposób zatuszować, gdyż zbrodniarze mieli swoje sposoby sączenia danych do wszystkich zainteresowanych. Aaron też się znalazł w grupie osób chętnych do wysłuchania.
Dlatego też Duyer niespodziewanie wyskoczył z oficjalnym oświadczeniem dotyczącym nekromantów. Gangi zagrażające porządkowi Arius zostały odsunięte na bok. Ba, zachęcano nawet kryminalistów by wspomogli poszukiwania wyjątkowo niebezpiecznej grupy nim sami padną ich ofiarami – bo nekromanci nie patrzyli, czy porywają się na członka Buldogsów, profesora, bogacza lub zwykłego pracownika wracającego z nocnej zmiany. Tym samym STAR nie straciło twarzy, co więcej pokazało, że jest gotowe podjąć się wszelkich możliwych środków by pozbyć się magów lubiących zapach śmierci.
Co więcej odbiło się to też rykoszetem na kolejną korzyść dla partii rządzącej Arius i ich skrywanej nienawiści wobec magów – pokazali, że należy się bać osób władających magią, patrzeć na nich podejrzliwie bo nigdy nie wiadomo, który z nich przestanie się interesować tym co legalnie i wpadnie w szpony nekromancji. Teraz Aaron gładko połączył to z tym co wcześniej opowiadała mu Leider… O malutkim, tajnym projekcie Flaviusa czyli wyodrębnianiu genu odpowiadającego za rozbudzenie potencjału magicznego i stworzeniu na jego podstawie szczepionki mogącej natychmiastowo pozbawić danego osobnika możliwości korzystania z magii. Gdyby projekt Dalleya wyszedł jakimś cudem na jaw i połączono by go ze STARem, prawnicy mieliby idealne podstawy by skutecznie wybronić organizację. Z całą pewnością ich główną linią defensywy byłaby sprawiedliwa i obronna postawa STARu by nie dopuścić do podobnej sytuacji jak ta z nekromantami. W końcu wojsko i zgrupowania militarne miałby odpowiednią broń, by bez ryzyka zdusić takich magicznych oprawców w zarodku. Przy takim działaniu w „szczytnym celu” przykrycie lipnych transakcji i mgły tajemnicy przed społeczeństwem dla biegłego prawnika byłoby doprawdy błahostką.
UsuńAaron nie potrafił wręcz ukryć zachwytu, jak wszystko co odbywa się za pośrednictwem STARu jest sprytnie utkaną pajęczyną po jakimś czasie łączącą się w zgrabną całość. Nic nie jest bez przyczyny, bez przewidywania nawet wiele lat do przodu. Osoby zasiadające w zarządzie i mające prawdziwą władzę nad organizacją to wysoce wyspecjalizowana w rządzeniu oraz strategii banda geniuszy. Cross musiał bez wątpienia raz jeszcze przesiać wszystkie informacje o tym, co dzieje się w tym mieście i zacząć zawiązywać między sytuacjami supełki.
Powrócił jednak do przerwanej opowieści Keiry, chcąc poznać więcej szczegółów o tym jakim cudem udało im się zlikwidować magów.
Z każdą kolejną minutą Aaron patrzył na elfkę coraz bardziej uważnie i z niemym wyrazem zdziwienia. Papieros zastygł w połowie drogi do ust, gdy niemalże całym sobą wchłaniał coraz bardziej przerażającą opowieść o enigmatycznym magu posiadającym przeogromną moc. Słowa Leider brzmiały niepokojąco, złowróżbnie i nieprawdopodobnie groźnie. Nieznajomy czarownik powalił wyszkolony oddział w mgnieniu oka, pewnie nawet się przy tym nie męcząc.
To było... Niesamowite.
I zdecydowanie zbyt upiorne.
Półelfka połykała kolejne słowa, parła do przodu opowieści byleby tylko jak najszybciej ją skończyć. Choć nie dawała tego po sobie pokazać, nawet niezbyt empatyczny Aaron czuł jakie nerwy kosztuje ją powrót do przeszłości. I rozumiał ją tutaj aż za dobrze, zdecydowanie mogli sobie przykro podać dłonie. Jego dręczyły koszmary o pustkowiach, Leider wspomnienia lamentu własnych przyjaciół z oddziału.
Oboje starli się ze ścianą o którą rozbili się z hukiem, łamiąc przy tym kręgosłup własnego zdrowego rozsądku i słodyczy życia bez makabrycznych, powracających upiorów uśpionych w świadomości.
Najemniczka pokazała im swoje blizny. Odpychające, wciąż jakby rozpalone i świeże, błyszczały nie chcąc zblednąć. Broczyły jasną skórę kobiety niczym plamy krwi, zdobiąc jej ciało na kształt posępnego tatuażu. Fatalistyczne znamiona krzyczały o bolesnej historii Keiry bardziej niż jakiekolwiek słowa, które wypowiedziała. Nawet dotychczas spokojna Viridiana wyprostowała się, obserwując rany z lękiem.
Aaron zasępił się, ale nie powiedział nic. Nie skomentował tego ani jednym słowem, bo zdawało mu się, że przeżywa deja vu aż nazbyt dokładnie. Pierwszy raz chyba poczuł, że wiele z Leider ich łączy i to nie tylko w kwestii ich profesji czy celów. Obydwoje skrywają dotkliwą przeszłość o której woleliby zapomnieć.
Półelfka szybko schowała ramię pod koronką, gdy była już pewna, że zarówno Aaron jak i Viridiana wystarczająco widzieli. Rany zadane magią są piekielnie trudne do wyleczenia, te jednak emanowały jakąś inną aurą. Nieujarzmioną, dziką i niebywale potężną. Haker czuł jak siedząca tuż obok niego elfka drżała leciutko, wyczuwając o wiele subtelniejsze nitki magii niż on.
Co aż tak przerażającego spotkała w kanałach Keira?
UsuńI najważniejsze... Czy ten ktoś wciąż tam jest i łypie na Arius oraz jego mieszkańców? Czy STAR wie o istnieniu tak gargantuicznej w swej mocy osoby?
Keira zapewniła ich, że byk nie będzie ich śledził czy szukał powodów wizyty w "Tulipanie". Aaron chciał jej wierzyć, ale zwyczajna, wyrobiona przez lata nadmierna ostrożność nie pozwalała mu na ten luksus. Nawet jeśli jej słowa uciszyłyby jego przeczucie to i tak miałby z tyłu głowy ciągłą obawę. Raz zignorowany znak dany od losu może kiedyś powrócić ze zdwojoną siłą i zamienić się w lawinę, która zmiecie ich nim zdążą odwrócić głowę. Cross nie zamierzał dokładać jeszcze jednego osobnika do wypatrywania przy okazji oglądania się za ramię.
Skoro Ian O'Neil pojawił się w ich otoczeniu, zamierzał sprawę doprowadzić do końca - niezależnie czy przykrego czy neutralnego dla marines.
Cross zaśmiał się pod nosem i spojrzał na Keirę, przy okazji pozbywając się niedopałka.
- Sentyment przez ciebie przemawia, Leider. Za dawnego życia może i by za nami nie podążył jak sama twierdzisz, ale widziałaś, że O'Neil wyglądał jakby był jedną nogą w grobie. Nie wiemy też dla kogo pracuje i kto poskładał go do kupy. Co jeśli sprzeda informacje o naszym zejściu się tutaj swojemu pracodawcy, nawet jeśli nie jest to STAR? Nie będę ryzykował wsypy tylko przez twoje przeczucie. Bez urazy, Leider.
Haker podrapał się po brodzie, zamyślając się i analizując spotkanie z rosłym niedźwiedziem. Jakby zupełnie nieświadomie przybliżył się do Keiry i nalał jej kolejny kieliszek różanej nalewki.
- Racją jest jednak, że mogło to nie być STAR. O'Neil miał zdecydowanie zbyt prymitywne wszczepy nawet jak na najbardziej podstawowy pakiet od rządowców. Na pierwszy rzut oka mógł mieć co najmniej trzy: płatu skroniowego, płatu potylicznego oraz móżdżku. Poskładali go tym na tyle, by mógł się ruszać, myśleć i komunikować z otoczeniem, ale cała wolna wola została niezaprzeczalnie nadpisana przez cele tego, kto mu te wszczepy włożył. Postawisz przed takim książkę, działanie matematyczne wyższego kalibru lub zamkniesz w zamrażarce to nie będzie wiedział, co ze sobą zrobić. To chodzące mięso armatnie wykonujące czyjąś wolę, Leider - przerwał by po chwili kontynuować mniej pewnym głosem - No chyba, że weźmiemy pod uwagę istnienie duszy nad czym ostatnio sam intensywnie się zastanawiam. Jeśli zrobimy z niej ciąg logiczno-matematyczny to jakieś dane o dawnym istnieniu twojego zombie-kumpla mogły nie zostać nadpisane...
Viridiana ponownie położyła się na poduszkach bez napięcia, jakby nieustanne gadanie hakera odrobinę zatarło obraz magicznych blizn Keiry.
- Mówisz o duszy jak o przedmiocie, Aaron. Przecież wiemy wszyscy doskonale, że to metafizyczny twór, pierwiastek życia. Dusza jest właściwym człowiekiem, jego "ja". To ona odróżnia go bowiem od świata zwierząt. Każdy człowiek jest wyposażony w indywidualną duszę, która jest siedzibą cnót - wyrecytowała gładko.
Cross spojrzał na nią z politowaniem.
- Za dużo przednuklearnej literatury - powiedział krótko, nie wchodząc w dyskusję z elfką. Nie chciał, by jego potencjalny przyszły eksperyment uwzględniający fakt, że dusza jest po prostu elektromagnetycznym sygnałem jak każdy inny wyszedł na jaw zbyt szybko.
Zaczął krążyć po pokoju, prowadząc analityczny monolog.
- Niezależnie skąd, po coś tu przyszedł i to mnie zastanawia. W połączeniu ze swoim stanem i tym ile trzeba zapłacić tutaj za informacje to nie jest coś zwyczajnego. Kogoś, kogo nie stać na nowsze wszczepy, a jednak stać na wieści z "Tulipana" należy się obawiać lub przynajmniej dowiedzieć kim jest. Mówisz, że mag zaatakował was w kanałach? W której części miasta? Mam kilka przypuszczeń co do potencjalnego pracodawcy O'Neila, ale muszę zawęzić obszar działania nim wykonam kilka telefonów.
Potarłszy skronie, westchnął ciężko. Wszystko się komplikuje i tego nienawidził. Zdolności adaptacyjne może stały u niego na wysokim poziomie, ale potrzebowały czasu. Nie robił też tego tylko i wyłącznie dla spokojności Keiry, bo nie mają na to czasu, ale dla ich wspólnego bezpieczeństwa podczas kolejnych dni oraz skoku na laboratorium Sildarila. Wolał nie wdepnąć w jakieś bagno tylko dlatego, że czegoś nie przewidział.
Usuń- To wszystko jest dziwne. Mag spopielił twoich towarzyszy, a on mimo wszystko przeżył na jakiś prymitywach. Jedno wyklucza drugie... Kto do cholery mógł go przywrócić do działania?
- Może Forum Nautilus? - zapytała Viridiana na co Aaron gwałtowniej pokiwał głową - Często widzę ich agentów tutaj. Może do nich należy?
- Nie, zdecydowanie nie. Nautilus to elitarne zgrupowanie, którego istnienie zależy od kompetencji jego członków. Nie będą ryzykować, że ich interes wyjdzie na forum społeczne przez jednego, źle zaprogramowanego półtrupa. Zabójstwa na zlecenie to delikatna branża.
- Więc kto? - kontynuowała temat.
- Śmieciarze lub... - podniósł głowę, a jego oczy rozszerzyły się jakby odpowiedni trybik zaskoczył w jego umyśle - Nie... Nie, muszę się upewnić nim zacznę ich podejrzewać.
Elfka wzruszyła ramionami, wiedząc, że i tak nic teraz nie wyciągnie od Crossa. Jeśli haker się uprze nie powie nikomu, póki nie będzie pewien informacji. Nie było więc sensu go naciskać i pytać.
Aaron spojrzał na Leider, uśmiechając się buńczucznie.
- Niemniej, sprawy tak nie zostawimy. To zbyt ryzykowne. Dzisiaj wracasz ze mną do kryjówki i recytujesz mi wszystko, co wiesz o O'Neilu tak bym wiedział gdzie szukać. Nawet jeśli miałoby się to tyczyć marki kremu do golenia jakiej używał.
Choć brzmiało to głupio, na pewno nie będzie prosił o tak nieistotne szczegóły, ale każda informacja od kogoś z otoczenia żołnierzyka była na wagę złota. Jego kontakty, rodzina, miejsca gdzie pracował, spotykał się...Wszystko mogło być połączone z jego obecnym stanem i tym, kto go przywrócił od życia. Może w jakimś barze skrzyżował ścieżki z czujnym obserwatorem, który tylko czekał na odpowiednią okazję? Może rozmawiał z agentką jakieś ukrytej organizacji Arius? Nie wiadomo, ale Cross dojdzie do tego, choćby miał usmażyć kolejne maszyny.
Cała uwaga teraz jednak musiała być skupiona na Viridianie, skoro udało im się wspólnie spotkać pomimo niedogodności.
Keira miała rację - po coś tu przyszli.
- Do interesów... Potrzebujemy informacji o ABiRze, a konkretniej agentce zajmującej się laboratorium Aaroayne Sildarila. Major Swietłana Borysowna. To imię powinno ci coś mówić.
Viridiana przeciągnęła się mięciutko jak kotka, rozszerzając swój i tak już czarujący uśmiech.
- Oczywiście, że mówi. Nawet bardzo dużo, w końcu jej koledzy z ABiRu są tutaj częstymi goścmi, a ona świetnym tematem do plotek. Jest jednak jedno ale...
Cross skrzywił sie, bo wiedział do czego elfka zmierza. I miał jednak nadzieje, że tym razem poprzestanie na krestach.
- Wiesz, że moje informacje są drogie - kontynuowała, nie zwracając uwagi na minę hakera i skupiając wzrok na Keirze - Wasze usługi mogą mi się przydać. Widzicie... Jest jedno zlecenie, które mogę wam "oddać" za drogocenne dla was informacje.
Jasna cholera. Wiedział, że tak to się skończy.