7 lipca 2014

The best side is my side

Aaron Cross
36 lat // Cyborg (człowiek) // Haker w gangu Cyber Warfare // Agent na usługach STAR

Historia Aarona Crossa rozpoczyna się jak wiele innych historii dzieciaków żyjących na ulicach. Rodzice nie potrafiący zaopiekować się własnymi dziećmi, sieroty gangsterów i narkomanów. Brud, smród i wszechobecne zło, podbite nieustanną wolą przetrwania, towarzyszyły młodemu chłopakowi na długo zanim rządowe psy zgarnęły go do domu dziecka gdzieś w Arius. Miejsce to nie odpowiadało Crossowi. Butny chłopak twierdził iż, "ogranicza się go ze wszystkich stron", toteż nieustannie sprawiał jakieś problemy. Ucieczki z bidula, kradzieże czy konflikty z rówieśnikami były u niego na porządku dziennym.
Jednak dom dziecka nie do końca jawił się Crossowi jako zarzewie wszelkiego zła. Było coś, co jednak wyszło mu choć trochę na dobre - wykształcenie. Musiał się uczyć, czy tego chciał czy nie. Największym zainteresowaniem darzył nauki technologiczne i komputerowe, pozwalające mu poznać zmieniający się świat Arius od podstaw. Nie był jakimś wielkim geniuszem, ale czuć w tym było jakąś pasję.

Lata mijały nieubłaganie, a przed Aaronem pojawiła się kwestia: 

"Co chcesz robić, gdy już opuścisz dom dziecka?"

Nie wiedział. Nie miał przed sobą żadnych perspektyw, które mogłyby wynieść go ponad motłoch, który gnieździł się na ulicach. Studia nie były dla niego. Gangi? Do którego niby miałby wstąpić?
Pytanie ponownie powróciło do Crossa, gdy stał z plecakiem przed zamykającymi się drzwiami bidula. Gdzie miał się udać? Do "pracy", którą załatwił mu rząd?
Nie. Chciał czegoś więcej...

I Arius na wiele lat zapomniało o istnieniu kogoś takiego jak Aaron Cross. Nikt nie wiedział, gdzie ten młody mężczyzna zagnieździł się i co robił. Uciekał przed kimś? Próbował szukać szczęścia poza rodzinnym miastem? Wpakował się w kłopoty? Starzy znajomi, którzy chcieli zgarnąć od niego długi lub po prostu pośmiać się z losu Crossa nie znajdowali go. Jakby zapadł się pod ziemię.

Aaron Cross jednak nie dał się zabić czy przerobić na fabrykę organów do nielegalnego przeszczepu. Powrócił do Arius po wielu latach, odmieniony nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Ludzkie, ciepłe ręce zostały zastąpione przez cybernetyczne protezy, których pochodzenia nikt nie zna. Czy wymiana była dobrowolna czy może Aaron stracił ręce w wyniku jakiegoś wypadku? Było to równie zagadkowe jak nowe zdolności, którymi operował Cross. Komputerowe wykształcenie wzrosło u niego zauważalnie sprawiając, że stał się dość obrotnym i sprytnym hakerem.
Co się musiało dziać podczas jego "podróży"? Tego nikt nie wie.

Arius zmieniło się podczas jego nieobecności. Nadal było brudne i złe, jednak postęp rozwinął co niektóre aspekty, a zwłaszcza dotknęło to gangów. W mieście pojawiła się nowa grupa - Cyber Warfare - przyjmująca cyborgi oraz tych, którzy wykazywali zdolności informatyczne. Szansa pojawiła się przed Aaronem, jasna i oczywista. Bo co innego miał robić ktoś jego pokroju, bez kontaktów i starych znajomości?
Aaron przyłączył się do Cyber Warfare stając się jednym z wielu hakerów służących pod barwami gangu. Nie była to prosta robota, nie dostarczała nawet zbyt wielu pieniędzy, ale dla mężczyzny była w sam raz. Mógł lepiej poznawać system kierujący życiem wszystkich mieszkańców Arius. Poczucie władzy mile łechtało jego butne ego.

Niestety charakter Crossa to bagno bez dna. Jego mała lojalność wobec Cyber Warfare sprawiła, że łatwo dał się wykupić przez organizację STAR. Duża suma pieniędzy zastąpiła więzy, które powinien odczuwać wobec innych członków gangu. W przeciągu 8 lat bycia w cybernetycznej grupie, więcej niż 6 służy mu do sprzedawania tajemnic rządowi. Dba jedynie o to, by jedna z grup nie dowiedziała się o drugiej, wplątując w konflikt jego przy okazji. Cross lawiruje między dwoma organizacjami, jednak nie jest idiotą, by każdej z nich służyć w stu procentach. Większość najważniejszych informacji zachowuje dla siebie. STAR przyjęło pod swoje skrzydła pluskwę, która zbyt mocno zaczyna wgryzać się w system miasta Arius dla swoich własnych celów. Oni też "sprzedają" swoje drogocenne informacje komuś, kto nie powinien ich posiadać.


Mężczyzna działa tylko i wyłącznie dla własnego zysku. Owszem zdarzają się mu przepływy dobrego serca, ale to należy podciągać pod rangę cudu, aniżeli działania codziennego. W mieście takim jak Arius najlepiej dbać tylko o siebie, bo pomoc rzadko kiedy jest opłacalna. Aaron wie, że taka postawa jest egoistyczna i kiedyś się na nim odbije, ale inaczej nie potrafi.
 
Aaron jest błyskotliwym i inteligentnym hakerem, szybko kojarzącym fakty. To jednak nie geniusz, istnieje wielu lepszych techników od niego, choćby w samym zarządzie Cyber Warfare. Mimo wszystko Cross robi  to co do niego należy w możliwie jak najlepszy sposób. Rozwija się w tej "sztuce", starając rozszerzać swoją wiedzę, bo nigdy nie wiadomo kiedy ona się przyda.
 
Niestety haker jest dość butny i niezależny. Zbyt bardzo, by być pod czyimiś rozkazami na długi okres czasu. Nienawidzi ograniczających go kajdan. Całe szczęście Cyber Warfare jest pod tym względem dość "płynne". Cross ma swoją upragnioną wolność, która pozwoliła mu na kontakty ze STAR. Rządowa organizacja, choć bardziej restrykcyjna pod tym względem, również nie wykupiła jego pełnej lojalności. Cross służy tylko sobie. Honor? Przestarzała gadka.
Strzeliny i akcje pełne mordów... Nie, to nie dla niego. Aaron nie lubi brudzić sobie rąk krwią, toteż jego rolą na polu walki jest cybernetyczne osłabianie wrogów. Każdy przeciwnik jest podłączony do Zipnetu przez który można łatwo dostać się do wielu usprawnień, które dana istota posiada. O ile oczywiście potrafi się to zrobić szybko i sprawnie. Cross został jednak wyszkolony w podstawach strzelania z pistoletu przez jednego z żołdaków Cyber Warfare. Dla własnego bezpieczeństwa.
 
Aaron to samotnik z wyboru, spędzający czas tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie. Znajomości teraz ma, owszem, ale bardziej w charakterze biznesowym niż prywatnym. Trudno dotrzeć do mężczyzny i przebić się przez mur jakim odgrodził się od innych. Dlaczego tak zrobił? Czyżby miało to jakiś związek z jego przeszłością? Może Aaron Cross tak naprawdę tylko gra, by być bezpieczniejszym w pełnym zła Arius?
 
Trzeba się przekonać samemu.



Informacje dodatkowe:

- protezy Aarona to wypełnione technologicznymi nowinkami cudeńka. Są jednak dość kapryśne przez pojawiający się czasem brak kompatybilności z ciałem właściciela.
- mężczyzna jest uzależniony od ulicznego cybernarkotyku dyoru, a także impulsów, które pojawiają się podczas hakowania systemów bez osłony.
- Aaron wynajmuje mieszkanie na obrzeżach Arius. Nie jest to szczyt luksusów, prędzej ledwo wyremontowana nora, ale zawsze to jakiś dom.

_______________________________________________________________________
[Witam serdecznie! Zapraszam do wątków i powiązań! :)
W karcie wizerunek Adama Jensena z Deus Ex: Bunt Ludzkości, Rozłam Ludzkości.
Prace: ceriselightning, Benef] 

43 komentarze:

  1. [Dziękuję ślicznie za miłe powitanie :) "Powiązania" postaram się dodać jutro (a Aryman będzie jak najbardziej, w ogóle to bardzo ciekawa postać jest i może w przyszłości pokuszę się o wprowadzenie go). A no, u nas trzeba zacząć od retrospekcji, żeby już ładnie zacząć znajomość naszych postaci. Jeśli masz jakiś pomysł to śmiało, zaczynaj :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. Keira większą część siedziby STARu znała jak własną kieszeń. Przez te wszystkie lata mogla doskonale zapoznać się z labiryntem licznych korytarzy i rozkładem poszczególnych pomieszczeń. Kobieta poznawała budynek w miarę upływu lat i tak, jak zdobywała coraz to wyższą pozycję w STARze, tym coraz więcej drzwi się przed nią otwierało, ukazując swe tajemnice. Keira lubiła przechadzac się po tym budynku - ruch koił jej nerwy, a miarowy stukot własnych kroków pozwalał zebrać myśli. Tym razem było podobnie. Leider wracała po kolejnej serii zabiegów rehabilitacyjnych, mających na celu jak najszybsze przywrócenie jej sprawności bojowej. Choć jako półelfka lepiej radziła sobie z regeneracją obrażeń zadanych magią, to jednak potężne zaklęcia Arymana bardzo mocno odcisnęły na niej swoje piętno. Wątpiła, czy kiedykolwiek będzie mogła spojrzeć na swoje ciało bez grymasu obrzydzenia, pomimo dobrze przyjętych się przeszczepów skóry. Keira odruchowo dotknęła opuszkami palców policzka. Tylko twarz pozostała nienaruszona... Przed oczyma Leider nagle zatańczyły czarne plamy. Oparła się ciężko o ścianę, z trudem łapiąc powietrze. Jeszcze nie odzyskała wszystkich sił, a spacer najwidoczniej nie był dobrym pomysłem... Musiała chwilę odpocząć. Podniosła głowę, starając się zorientować, gdzie zaprowadziły ją nogi, kiedy jej myśli błądziły daleko od ciała. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła niedaleko drzwi od palarni. Powoli podesżła do nich, kładąc dłoń na eletronicznym włączniku. Drzwi rozsunęły się, bucząc cicho. Keira, jedną ręką opierając się o ścianę, weszła ostrożnie do środka. Lekko zamroczona, dopiero po chwili uświadomiła sobie, iż nie jest sama...

    OdpowiedzUsuń
  3. Keira zmrużyła oczy starając się zapanować nad zawrotami głowy i jednocześnie lustrując mężczyznę, który przed chwilą, jakby od niechcenia, schował swój deck. Mimo chwilowego otępienia, szybko połączyła fakty, tym szybciej, iż kiedyś spotkała się z nim w niemalże identycznej sytuacji. Jak on się nazywał? Chyba Aaron Cross, ale pewności nie miała. Znali się jedynie z widzenia - Leider nie pracowała bezpośrednio z siatką szpiegowską, otrzymując jedynie gotowe informacje od swoich dowódców. I dopóki informatorzy działali sprawnie i nie wpływało to bezpośrednio na jej pracę, półelfkę nie interesowało to ani w jaki sposób zdobywają wszytskie dane, ani jak umotywowana jest ich praca dla STARu.
    Kobieta zmusiła swoje ciało do wysiłku, nakazując mu poruszenie się do przodu. Oparła się o barierkę tuż obok mężczyzny, spoglądając na rozświetlone elektrycznym, sztucznym blaskiem miasto.
    - Noce w Arius nie umywają się do tych spędzonych poza obrębem miasta - odpowiedziała, spoglądając na rozścielający się pod nimi "klejnot" Europy. - Tutaj czasami nie można odróżnić nocy od dnia... Ale ty chyba nie przyszedleś tutaj podziwiać widoków? - spytała, odwracając się w stronę Aarona.
    Na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. Keira nie wiedziała, czy należy przypisać to jego opanowaniu, czy raczej lekkiemu otępieniu przez impulsy. Osobiście mało ją interesowało to, czy ktoś korzysta z nielegalnych sposobów na "rozluźnienie" czy nie, nawet jeśli oznaczały one łamanie prawa. Używki, w jej mniemaniu, pomogały odróżniać ludzi o silnej woli z tych o słabej duszy, nie mogącej przetrwać bez dodatkowej siły napędowej, jakiej dawały dopalacze. Zresztą STAR miał o wiele poważniejszą misję przed sobą i jeśli mieliby łapać każdego, przyłapanego na korzystaniu z dyoru, więzienia w krótkim czasie byłyby przepełnione. Keirę interesował problem magów - gdy zostanie on w końcu rozwiązany, a miasto oczyszczone z wynaturzeńców, wtedy przyjdzie czas na walkę z dilerami... Jednak strzał z impulsów w samym sercu STAR nie należał do rozsądnych rzeczy - co bardziej fanatyczni pracownicy nazwaliby to obrazą majestatu prawa. Kobiecie ciężko było sobie uświadomić, jak bardzo można być na głodzie, by pokusić się o takie szaleństwo.
    - Musiałeś urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą, Cross. Ze wszystkich pracujacych tutaj osób, drugi raz wpadam na ciebie podczas napawania się cudami dzisiejszej technologii. Ktoś o bardziej surowych pogladach mógłby cię posądzić o to, iż współpraca ze STARem, ku lepszej przyszłości, jest dla ciebie zbyt dużym ciężarem lub że celowo plujesz w twarz prawu - Keira uważnie przyglądała się mężczyźnie, ciekawa jego reakcji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez twarz Keiry przemknął cień uśmiechu. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, iż haker bawi się nią, starając się zorientować czy istnieje szansa, iż nie doniesie ona swym przełożonym o wybrykach jednego z ich szpiegów. Leider nie należała jednak do osób lubujących się w słownych gierkach i potrafiących samą charyzmą wzbudzić w innych respekt. Ci, którzy posiadali te cechy zasiadali w zarządzie STARu, rozkazując takim jak ona, prostym żołdakom, przekładajacym rozwiązania siłowe nad słowne potyczki. Z braku jednak innego zajęcia postanowiła podjąć jednak tę małą grę, dostrzegając w niej pewną niewielką dla siebie korzyść. Leider nie miala pojęcia czemu, ale miała przeczucie, iż znajomość z utalentowanym hakerem, będącym na bakier z prawem, może jej się w przyszłości przydać.
    - Bezczelny jesteś Cross, ale przynajmniej szczery - odpowiedziała obserwujac, jak mężczyzna wyjmuje z paczki kolejnego papierosa. - Rzadko spotykam ostatnimi czasy takie osoby. Pewnie przez to, iż w STARze bardzo często słuch po nich ginie... - dodała, przypominając sobie sytuację sprzd kilku tygodni, kiedy jeden z jej kolegów z oddziału zbyt głośno wyrażał swe wątpliwości, co do metod pracy organizacji.
    Po tym na najbliższej misji przydarzył mu się nieszczęśliwy wypadek - w czasie ostrzału uszkodzono zbiornik z paliwem, który wybuchł mu centrlanie przed twarzą. Nie mieli bardzo co zbierać z ciała... Keira miała jednak przeczucie, iż to zdarzenie nie było do końca wypadkiem, jednak wszystkie swoje wątpliwości zachowała dla siebie. Trzeba było jednak przyznać, iż ostatnimi czasy miała ich coraz więcej...
    - Przynajmniej nie udajesz, iż przekazujesz nam informację by odkupić swe winy - ciągnęła dalej półelfka, otrząsając się ze wspomnień. - Ale obrażasz mnie, posądzając nas wszystkich o szpiegostwa - dorzuciła z ironicznym uśmieszkiem. - Gdyby każdy z nas zajmował się ciemnymi sprawami drugich, cała ta organizacja rozsypałaby się dawno niczym domek z kart. Poza tym nie sądzę, żeby zarząd chciał, żeby zwykli pracownicy wiedzieli zbyt dużo. Dlatego większość szpiegów jest spoza ścisłego personelu STARu. Osobiście nie lubię mieszać się w sprawy innych - wtykanie nosa tam, gdzie nie trzeba i snucie misternych intryg zostawiam mądrzejszym od siebie. Ja wolę bardziej konkretne rozwiązania problemów - Keira uśmiechnęła się drapieżnie, a jej oczy na moment zalśniły złowrogim blaskiem. - Strzał w głowę jest moim zdaniem szybyszy i "czystszy" niż powolne otaczanie przeciwnika.
    Leider nie chciała nastraszyć hakera w tym momencie. Wszystko co mówiła, było prawdą. Lubiła swoją pracę, a likwidacja "celów" sprawiała jej chorą satysfakcję. Martwy mag nie wyrządzi już nikomu krzywdy, a szybkie zabójstwo może uchronic wiele niewinnych istnień... Kobieta zacisnęła mocniej palce na barierce czując, jak przez jej ciało przechodzą dreszcze. Organizm zaczynał dopominać się coraz silniej o odpoczynek.

    OdpowiedzUsuń
  5. [część druga]
    - Wracajac jednak do twojego pytania, nie przyszłam tu ani podziwiać widoki, ani zapalić. Spacerowałam i przyszłam tu zebrać myśli... - kobieta postanowiła sprowokować Aarona do działania czując, że długo nie da prowadzić tej rozmowy.
    Ostatnim czego jej bylo trzeba to stracenie przytomności i ukazanie w ten sposób swojej słabości przed szpiegiem.
    - Posłuchaj Cross. Nie przepadam za agentami, ale dopóki wasze informacje pomagają mi w pracy, nie obchodzi mnie, co robicie ze swoim życiem. Jednak patrząc na ciebie teraz mam pewne wątpliwości, czy ktoś, kto lubi pozwolić sobie na strzał dyoru czy impulsów, może być wiarygodny, czy przypadkiem, zupełnie nieświadomie, nie może podać nam błędnych informacji. A uwierz mi, nie chciałbyś być w skórze tego, przez którego mój zespół zostałby narażony na zbędne ryzyko - w głosie półelfki zabrzmiały stalowe nuty. - Raz mogłam przymknąć oko. Rozumiem, iż każdy potrzebuje od czasu do czasu ukoić swoje nerwy na własny sposób. Ale powtórzyć taki numer w siedzibie STAR? Zaczynam sie zastanawiać czy celowo wypróbowujesz własne szczęście czy masz aż tak dobre plecy w zarządzie, że nie obchodzi cię to, czy cię ktoś nakryje.
    Leider wpatrywała się w zloto-zielone oczy swego rozmówcy czekając na jego ruch. Osobiście liczyła na rozsądnego zakończenie tego przypadkowego incydentu, lecz nie znała się tak dobrze na ludziach, by móc przewidzieć jak zachowa sie Cross.

    OdpowiedzUsuń
  6. Leider nie odpowiedziała na pytania Aarona odnośnie poziomu zaufania wśród współpracowników STARu. Prawda była taka, iż im wyższe stanowisko, tym bardziej zawężał się krąg osób, którym można było zaufać. Jednak półelfka już od jakiegoś czasu obserwowała, iż ta chora atmosfera nieufności, zaczyna udzielać się nawet w kręgach tych najniżej stojących w hierarchi pracowników. Osobiście nie miała pojęcia, jak zarząd wyobrażał sobie posyłanie na misję większych grup, jeśli nie robił nic, by nie zapobiec tej paranoi. Ona, jako snajper nie odczuwała jeszcze w pełni tego problemu - w większości działała sama lub w znacznej odległości od pozostałych członków zespołu. Była jednak na tyle doświadczonym żołnierzem, iż widziała, że praca zespołowa w przeciągu kilku lat znacznie się pogorszyła, a to ona była filarem większości akcji. Nie zamierzała jednak dzielić się swoimi watpliwościami z rozmówcą - osoby z poza ścisłego personelu powinny wierzyć w jedność organizacji, przynajmniej na tyle, by nie rozpowiadać po Arius o wewnętrznej słabości STARu...
    Kobieta poczuła jak mimo zmęcznia napinają się wszystkie jej mięśnie, kiedy Cross niebezpiecznie zmniejszył dzielący ich dystans. Nie lubiła, kiedy ktoś naruszał jej przestrzeń osobistą, ale widząc jak swobodnie w tej sytuacji czuje się haker, postanowiła nie pokazać, że ta nagła zmiana jej przeszkadza. Nie miała zamiaru dać mu okazji do rzucenia kilku kąśliwych uwag.
    Pomimo tego, iż mężczyzna w tym momencie szeptał, Keira nie miała problemów z odróżnieniem jego słów. Na wspomienie przysługi poczuła lekką satysfakcję - nie mając bladego pojęcia o komputerach, nie mówąc już o łamaniu jakichkolwiek zabezpieczeń, czuła, iż takie zobowiązanie ze strony hakera kiedyś na pewno jej się przyda. Jednak to, czym zakończył swoją obietnicę sprawiło, iż na moment osłupiała, tracąc zwykłe dla siebie opanowanie. Żaden z jej współpracowników nigdy nawet nie próbował jej objąć, nie mówiąc już o skradnięciu "całusa", bojąc się konsekwencji, tymczasem ten bezczelny mężczyzna, którego dwa razy przyłapała na łamaniu prawa i dwa razy przymknęła na te wykroczenia oko, pocalowal ją jak gdyby nigdy nic. Zanim zdążyła jednak w jakikolwiek sposób zareagować, Cross od razu odsunął się od niej na bezpieczną odległość. Na ten widok na twarzy kobiety pojawił się mimowolny, ironiczny uśmiech.
    "Proszę, więc nawet on boi się przegiąć" - przemknęło jej przez myśl.
    - Nie martw się, Cross. Na pewno zrobię z niej dobry użytek - zapewniła Aarona. - A dzisiaj zamiast gangstera do zabicia, mam kilka pracowitych nocy do odespania. I być może paru beztroskich hakerów do wyrzucenia przez barierkę, jeśli szybko nie znikną mi z oczu - dodała, zakładając od niechcenia kosmyk włosów za spiczaste ucho. - A ty chyba miałeś się z kimś spotkać, prawda? Ludzie z zarządku nie lubią, kiedy każe się im czekać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Półelfka naciągnęła mocniej kaptur tak, by jej twarz skryta była w cieniu. Wolała zbytnio nie rzucać się w tej dzielnicy w oczy. Szybko przemykała przez brudne, ciasne uliczki, starając się unikać kontaktu z ich mieszkańcami.
    Jak w każdej wielkiej metropolii tak i w Arius, istniały obok siebie dwa światy. Pierwszy: piękny, nieskalany, lśniący niczym klejnot, w którym żyli ci, do których los się uśmiechnął lub byli na tyle twardzi, by wypłynąć z tego otaczającego ich bagna, i drugi: brudny, chory, zdegenerowany jak jego mieszkańcy, świat, o którego istnieniu większość chciałaby zapomnieć. Świat, w którym rządzi prawo dżungli, w którym ci słabsi stają się pokarmem dla silniejszych i bardziej brutalnych osobników. Keira żyła niegdyś w tej lepszej części Arius, ale z chwilą ucieczki ze STARu, sama skazała się na "wygnanie". Teraz to te zakazane części miasta, gdzie mogła w razie zagrożenia rozpłynąć się w cieniu, były jej "domem".
    Kobieta szybko poruszała się w tym labiryncie zawiłych uliczek, pewnie zmierzając do niezbyt chlubnego celu. Za każdym razem kiedy tu przychodziła czuła, jak wzrasta jej obrzydzenie do samej siebie. Nie mogła jednak nic z tym zrobić. Potrzebowała po niektórych zleceniach po prostu zapić wyrzuty sumienia. Czuła, iż wpada w błędne koło. Dzisiaj pewnie znowu spije się do nieprzytomności i jeśli nie dojdzie do siebie przed zamknięciem baru, czekać ją będzie kolejna przepychanka z właścicielem. To, że jeszcze do tej pory nikt nie wykorzystał okazji by poderżnąć jej gardło czy wykorzystać w inny sposób, zawdzięczała wyłącznie Gornowi. Krasnolud miał chyba opracowaną całą mapę miejsc, do których chodziła się napić. I zawsze wiedział, kiedy otrzymywała zlecenie na maga, choć nie o wszystkich mu mówiła. Dzięki temu jednak wciąż żyła - Gorn zjawiał się zawsze, by zabrać ją do domu. Czasami musiał doprowadzić zbyt nachalnych osobników do porządku, skutkiem czego już nie jeden zbierał swoje zęby spod stolików.
    Keira rozmyślając tak dotarła w końcu do baru pod jakże uroczą nazwą "Titty Pippy", najgorszą speluną, jaką można było sobie wyobrazić. Miała jednak, pomimo swojego obskurnego wyglądu, klilenteli spod ciemnej gwiazdy i obleśnego właściciela, dwie duże zalety: alkohol i fakt, iż nikogo tak naprawdę nie obchodziło tu kim jesteś, dopóki płaciłeś za wszystko, co wypiłeś. Leider taki układ bardzo odpowidał. Wprawdzie na samym początku miała kilka spięć z właścicielem, który postanowił wykorzystać raz stan upojenia półelfki do zaspokojenia własnych potrzeb, ale złamany nos i wybite zęby szybko go nauczyły, iż nie warto próbować takich sztuczek.






    OdpowiedzUsuń
  8. ***

    Po pierwszych głębszych powtórzył się znany Keirze rytuał. Kilku panów na swój sposób zaproponowało jej swoje towarzystwo. Kiedy odmówiła, postanowili zmienić taktykę i poprzeć swe "prośby" siłą. Zanim się zorientowali, jeden z nich miał złamaną rękę, a drugi próbował złapać oddech po kopniaku w brzuch. W żyłach Leider płynęła elfia krew, przez to jej organizm miał większą odporność na negatywne skutki alkoholu. Trzeba było trochę więcej, niż to, co wypiła, by nie była w stanie poradzić sobie z natrętami.
    - Ty mała su... - trzeci nie zdążył skończyć.
    Zagłuszył go trzask łamanego na nim krzesła.
    - Szlag - mruknęła kobieta, zerkając na to, co zostało z drewnianych nóg.

    ***

    Cała ta zabawa potórzyła się jeszcze parokrotnie. W miarę, jak przed półelfką rosły zapasy pustych butelek, natręci byli coraz brutalniejsi i gwałtowniejsi. Na szczęście tak, jak spadała sprawność motoryczna kobiety, rosła jej pomysłowość w zastosowaniu otaczających ją przedmiotów do obrony. Keira z furią rzuciła resztkami ostatniego krzesła, w starającego się odczołgać w możliwe bezpieczne miejsce półorka.
    - Kurwa. Skończyła mi się amunicja - wybełkotała, przeczesując mętnym wzrokiem teren wokół siebie.
    Lekko zamglone oczy padły na walające się butelki. Kobieta chwyciła jedną, sprawnym ruchem roztrzaskując jej połowę o kant stolika, tworząc w ten sposób "tulipana" do obrony.
    - Trzeba sobie jakoś radzić - mruknęła, opadając z powrotem na krzesło.
    Po chwili jej głowa, która zdawała się ważyć teraz tonę, bezwiednie pacnęła o blat stolika, a Keira zapadła w głęboki sen...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ***

      Początkowo popiskiwanie, które zaczęło rozlegać się w jej głowie wcale ją nie zdziwiło. Spiła się jak za przeproszeniem świnia, więc trudno się dziwić, iż ma wrażenie, że mózg zaraz wypłynie jej uszami. Jednak pisk gwałtownie przerodził się w coś nie do wytrzymania. Keira podskoczyła gwałtownie czując się tak, jakby w głowie ktoś odpalił jej granat.
      - Argh - z całych sił zacisnęłą dłonie na skroniach bojąc się, że oczy zaraz jej wypłyną z bólu.
      Poczuła, jak zaczyna wracać jej świadomość tym szybciej, iż przed chwilą jej czaszka chciała eksplodować. Chwilę jednak jej zajęło, zanim mózg zaczął przetwarzać dochodzące do niego bodźce. A kiedy zaczął, chciała ponownie stracić przytomność. Przed sobą ujrzała ostatnią osobę, jaką życzyłaby sobie teraz zobaczyć. Aaron Cross. Mogłaby się założyć, iż maczał on swoje mechaniczne palce w jej pobudce... Mężczyzna z niewinnym wyrazem twarzy mówił coś do niej, ale w uszach wciąż jej piszczało, tak więc słyszała co drugie słowo. Zrozumiała całkowicie tylko ostatnie zdanie.
      - Wsadź sobie swój dyor tam gdzie słońce nie dochodzi, Cross - warknęła, opierając ciężko głowę na dłoniach. - Powinnam ci za to wydłubać te twoje śliczne, ulepszone oczy i wepchnąć je do gardła - kobieta zamrugała parokrotnie, starając przywrócić sobie ostrość widzenia. - Co ty tu robisz? Przyszłeś ponapawać się widokiem całkowitego upadku? Masz okazję dla odmiany mi rzucić parę szlachetnych frazesów. Musisz być z tego powodu przeszczęśliwy... - kobieta przerwała na moment.
      Język dalej stawał jej kołkiem, przez co trudno jej się mówiło.
      - Poza tym jesteś strasznie niedoinformowany, Cross. Ja wprost kocham to miejsce. Czekam, aż mi wyrobią kartę stałego klienta. Ale chyba musiałabym najpierw przestać niszczyć im krzesła - dodała, zerkając na pobojowisko.
      Szlag. Część forsy ze zlecenia właśnie poszło się bujać...
      - Co jest Cross? Nie usłyszę żadnego mądrego przemówienia? - rzuciła, sprawdzając stany poszczególnych butelek.
      Z jednej zdołała wytrząsnąć na dwie marne porcje.
      - Za nasze kolejne spotkanie - wzniosła toast, wychylając duszkiem swoją porcję, a drugą ze szklanek, na szczęście całą, podsuwając hakerowi.

      Usuń
  9. Keira spod zmrużonych lekko powiek przypatrywała się hakerowi. Nie była do końca przekonana, czy mężczyzna naprawdę nie znał jej obecnych stosunków ze STARem, czy tylko prowadzi z nią kolejną grę. Cóż, to się jeszcze okaże...
    Przyglądała się jak Cross przygotowuje sobie porcję dyoru. Mieszać narkotyk z alkoholem - najwidoczniej nie tylko ona potrzebowała dzisiaj oderwania się od życia. Ulżyło jej jednak na wiadomość, iż Aaron nie zamierza prawić jej morałów, chociaż miał okazję do małej zemsty. Usłyszy ich wystarczająco dużo, jak jakimś cudem zdoła dowlec się do domu... I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu, zapewne ponownie zbeształaby hakera za dopalacze. Uśmiechnęła się gorzko do swoich myśli. Proszę, jak wszystko może się diametralnie zmienić... Uwag o swoim wyglądzie nie skomentowała, obrzucając jedynie Crossa gniewnym spojrzeniem, choć domyślała się, iż zbyt estetycznego widoku sobą nie przedstawia.
    - Wygląda na to, iż mamy niebywałe szczęście w przypadkowym wpadaniu na siebie - odezwała się po chwili czując, jak powoli przechodzi jej drętwość języka.
    Co prawda gdyby teraz próbowała wstać, mogłoby się to zakończyć bliskim spotkaniem z podłogą, ale przynajmniej mogła w miarę uporządkować swoje myśli. Oparła głowę na jednej ręce, w drugiej dłoni obracając pustą szklankę.
    - A mówiąc o naszym kolejnym spotkaniu miałam na myśli twoją obietnicę. Nie zapominam o przysługach do odebrania i kto wie, czy już nie długo nie będziesz miał okazji się z niej wywiązać... - dodała ciszej, kiedy w glowie zaświtał jej pewien plan.
    Musiała całość jeszcze dobrze przemyśleć, ale do tego potrzebowała trzeźwego umysłu.
    - Ale zaskoczyłeś mnie, Cross. Jak na kogoś zajmującego się handlem informacjami, jesteś do tyłu z najnowszymi wieściami. Drogi moje i STARu rozeszły się na zawsze już jakiś czas temu. Dość burzliwe było to rozstanie, trzeba przyznać. Nie mogli zatrzymać mnie całej, więc zostawili sobie kawałek na pamiątkę - powiedziała, wskazując na prawe, sztuczne oko.
    Nie różniło się ono niczym od prawdziwego, a jedynym śladem po operacji jaką przeszła, była cienka blizna, ciągnąca się od łuku brwiowego, do kości policzkowej. Trzeba przyznać, iż Gorn znalazł jej naprawdę dobrego chirurga.
    - Wzniosłabym kolejny toast za moje odejście ze STARu, ale wygląda na to, że skończył się alkohol, a nie sądzę, żeby mi dzisiaj coś jeszcze sprzedali, oprócz kopniaka w tyłek na odchodne.
    Leider wlepiła spojrzenie w swego rozmówcę, ciekawa jego reakcji. Może gdyby tyle nie wypiła, zastanowiłaby się dwa razy czy mądrze jest mówić o takich sprawach z człowiekiem, który sprzedaje informacje organizacji, którą zdradziła. STAR nie wybacza takich czynów i mogłaby się założyć, iż zarząd hojnie wynagrodziłby tego, kto pomógłby w jej pochwyceniu. Jednak dzisiaj jej zmęczony i przepity umysł stwierdził, że gwiżdże na to zagrożenie. Miała jakąś cichą nadzieję, iż Cross okaże się godny zaufania lub że przynajmniej jego niechęć do organizacji jest na tyle silna, iż zechce zrobić im na złość. W końcu sam mówił, iż uwielbia pluć w twarz prawu...
    Po ostatnich przeżyciach Keira miała problemy by zaufać komukolwiek, ale postanowiła jeszcze ten jeden raz zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  10. Półelfka zazgrzytała zębami, kiedy Cross poklepał ją po głowie, przemawiając tonem jakim zazwyczaj mówi się do niezbyt grzecznych dzieci. Już od samego początku traktował ją protekcjonalnie. Nie miała jednak porównania, czy haker zwraca się w ten sposób do wszystkich czy jedynie do niej, celowo grając jej na nerwach. Odprowawdziła go wzrokiem, kiedy powoli ruszył w stronę baru, powstrzymując chęci ciśnięcia za nim jedną z pustych butelek. Cóż, rzadko kiedy ktoś ofiaruje się postawić jej kolejkę, więc jakoś wytrzyma jego zaczepki... Czekając na powrót mężczyzny, Keira z nudów zajęła się ustawianiem w równym rządku butelek na stoliku, w myślach analizując dotychczasowy przebieg rozmowy. Jeśli Cross był zaskoczony jej odejściem ze STARu, to nie dał tego po sobie poznać. W duchu cieszyła się z tego, iż nie spytał o powody jej decyzji - nie miała najmniejszej ochoty na tego typu rozmowę. Z nikim. Zresztą miała podstawy obawiać się, iż oświadczenie, że impulsem do jej odejścia było zamordowanie własnej siostry, nie wpłynęłoby pozytywnie na ich współpracę. Nie ważne po której stronie barykady się stało, czy żyło się z prawem czy na przekór niemu, taki czyn zawsze wzbudzał przerażenie i odrazę. A naprawdę potrzebowała pomocy Crossa. Póki mogla, postanowiła nie wtajemniczać go w to, co zdarzyło się w siedzibie STARu, ani w to, jak toczy się obecnie jej życie. Chciała, by z chwilą kiedy ich drogi się rozejdą, haker miał minimum informacji o niej. Zdawała sobie sprawę z tego, iż jeżeli tylko będzie chciał, zawsze zdoła znaleźć jakieś źródło informacji, ale jeśli ciekawią go szczegóły, niech się chociaż pomęczy z ich zdobyciem. Keira przeczesała palcami splątane włosy. Gdzieś w trakcie którejś przepychanki, musiała stracić frotkę, ponieważ włosy opadały jej luźno na kark. Ze zniecierpliwienia zaczęła bębnić palacami w blat stołu.
    - Destyluje sam ten alkohol czy co? - mruknęła do siebie.
    Aarona nie było zbyt długo, poza tym wydawało jej się, że słyszy podniesiony głos barmana. I wtedy poczuła, jak oblewa ją zimny pot.
    - Jasna cholera - zaklęła, pełna najgorszych przeczuć.
    Powinna sama pójść po ten alkohol albo w ogóle nie dać odejść Crossowi od stolika. W swoim stanie zapomniała, iż Jake doskonale wie, gdzie się podziała po odejściu od STARu. Keira była Harpią. Skoro haker nie wiedział o jej opuszczeniu szeregów poprzedniego pracodawcy, na pewno nie wiedział o jej nowej "pracy". I tego nie zamierzała mu mówić, zważywszy na to, iż Harpie i Cyber Warfare miały ze sobą na pieńku. Może ich rywalizacja nie była tak ostra, ale jednak należeli do dwóch wrogich grup. Pewnie gdyby Cross o tym wiedział, tak beztrosko by z nią nie rozmawiał. Leider miala ochotę kląć na czym świat stoi. Musiała znaleźć dobrego hakera i to takiego, który jest na bakier z prawem - nikt inny nie zgodziłby się na to, co ona zamierzała zrobić. Dodatkowo przysługa, jaką miała u odebrania u Aarona miała jeszcze tę zaletę, iż nic nie kosztowało ją najęcie hakera. A groszem wcale nie śmierdziała. Prawdę powiedziawszy gdyby nie to, iż miała zapewnione darmowe mieszkanie u Gorna, ciężko byłoby zacząć jej nowe życie po opuszczeniu STARu. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobili po jej uciecze, było zamrożenie wszystkich jej pieniędzy na koncie. Nie miała więc dostępu do swoich funduszy, odkładanych przez lata pracy, a w szale nie pomyślała, by pierwsze wypłacić swoje oszczędności i ukryć co kosztowniejszy sprzęt. STAR opuściła więc z tym, co akurat miała na sobie, a nawet mniej, gdyż zostawiła im oko. Nie miała nic i dopiero teraz zaczęła wychodzić na prostą. Wynajęcie więc kogoś do pomocy wiązało się z kosztami, na jakie w chwili obecnej nie mogła sobie pozwolić... Poczuła, jak na czole pojawiają się kropelki potu. Drżącą dłonią starła je patrząc, jak wsiąkają w rękawice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Uspokój się Keira" - myślała, słysząc odgłos zbliżających się kroków. - "Może Jake raz w życiu ugryzł się w ten długi jęzor. A gdyby zresztą nawet coś powiedział, to nie masz pewności, iż Cross wykorzysta te informacje przeciwko tobie. Nie zapominaj, że jest podwójnym agentem. Jego lojalność wobec gangu musi być o wiele gorsza, niż twoja wobec Harpii.." - starała się pocieszyć.
      Musiała się uspokoić. Nie powinna była panikować, ale wypity alkohol robił swoje. Jej reakcje były gwałtowniejsze i bardziej przejaskrawione, niż normalnie.
      "Nie powinnam tu była przychodzić. W ogóle nie powinnam pić!" - półelfka ponownie zgrzytnęła zębami, zaraz jednak przybierając jak najbardziej obojętny wyraz twarzy, widząc zbliżającego się Crossa. - "Graj, Keira, graj jak zawsze..."
      Obserwowała jak Aaron zajmuje swoje miejsce z uśmiechem tryumfu na twarzy zupełnie tak, jakby musiał stoczyć batalię o butelkę wódki, którą postawił na stole. Kobieta również się uśmiechnęła - tym szerzej, iż jej rozmówca napełnił obie szklanki mętną cieczą. Na sam widok alkoholu poczuła palącą potrzebę picia.
      "Niedługo wpadnę w alkoholizm. Jeśli już tego nie zrobiłam" - pomyślała, ogromnym wysilkiem siły woli zmuszając się do tego, by sięgnąć po swoją szklankę normalnym ruchem, zamiast złapać ją błyskawicznie i jednym haustem opróżnić jej zawartość.
      Prawie ją wypuściła, kiedy haker poinformował ją o "plotkach" jakie przekazał mu Jake. Natychmiast pożałowała, że nie ucięła barmanowi języka, kiedy miała ku temu okazję... Keira musiała błyskawicznie podjąć decyzję - iść w zaparte i nazwać Jake'a kłamliwą świnią, czy powiedzieć prawdę. Niechętnie musiała przyznać, iż o wiele łatwiej byłoby jej coś postanowić, bez obecności Crossa, choć przed chwilą sama przed sobą przyznała, jaki układ najbardziej by jej odpowiadał. Miała przeczucie, iż zaparcie się wszystkiego w tym momencie jedynie pogorszyłoby jej sytucję. Poza tym, istniał jeszcze jeden, ważny argument. Pomimo tego, iż należał do konkurencyjnego gangu i był narkomanem, siedząc naprzeciwko niego nie mogła skłamać i powiedzieć, że w jakimś stopniu, wbrew całemu rozsądkowi, nie wzbudza w niej zaufania. Nie potrafiła nawet powiedzieć dlaczego. Może dlatego, iż wbrew pozorom byli w części do siebie podobni? Może przez te krótkie chwile w trakcie ich rozmów, które ją bawiły? Keira nie przynałaby tego nigdy, ale nawet wtedy, gdy pracowała dla STARu, brakowało jej kontaktu z innymi ludźmi, brakowało jej takich normalnych relacji. STAR ją nie tylko wyszkolił, on ją również wychował. Nie znała innego życia poza takim w którym panuje wojskowa dyscyplina, a relacje międzyludzkie w głównej mierze ograniczają się do wykonywania rozkazów. Tych, z którymi mogłaby ją połączyć ewentualna przyjaźń, odrzucało zaangażowanie i sposób, w jaki wykonywała swoje obowiązki. Z czasem przestała zwracać uwagę na otaczających ją ludzi, skupiając się wyłącznie na pracy. Kiedy dołączyła do Harpii, stare nawyki odżyły. W głównej kwaterze spędzała tyle czasu, ile to było konieczne. Widziała, jak patrzyły na nią inne Harpie. Dla nich zawsze będzie agentką STARu, nie ważne ile pieniędzy dzięki niej zarobią i jak bardzo wzmocnią swoją pozycję. Zawsze będzie kimś, kogo będzie można rozszarpać za potknięcie... Keira akceptowała to. Nie mogła je za to winić i nie spodziewała się, że będą ją traktować inaczej. Tylko Gorn uważał ją za kogoś naprawdę bliskiego, tylko w jego towarzystwie czuła się zupełnie swobodnie... Tymczasem Cross zwracał się do niej normalnie, jakby nie była wyrzutkiem w tym podzielonym społeczeństwie. Nie potrafila rozgryźć, czy jest to jego taktyka by uśpić jej czujność, czy jego zwyczajne zachowanie. Jednak przez to nie potrafiła go również ocenić. Zresztą nigdy nie była dobra w rozszyfrowywaniu ludzi...
      Powoli przechyliła szklankę, gasząc pragnienie. Odstawiając ją na blat, podjęła decyzję.

      Usuń
    2. - Jake powinien uważać, żeby sobie nie przydeptać swojego długiego języka - powiedziała czując, jak wypity alkohol rozlewa się ciepłą falą po jej organiźmie. - Choć raz udało mu się powiedzieć prawdę. Półelfka jest Harpią i to taką, która lubi żywić się magami, i bynajmniej nie nazwałabym jej cudowną - mówiła dalej, siląc się na swobodny ton. - Nie umie robić nic innego prócz zabijania, a to wychodzi jej bardzo dobrze i daje dużo satysfkacji. Poza tym, po aferze jaką wywołała, i tak nie dostałaby żadnej uczciwej pracy, a z czegoś trzeba żyć. Zresztą, STAR czy Harpie, właściwie to nie wiele zmienia. Śmierć zadana z mocy prawa czy w ramach porachunków jest taka sama. Nawet podstawy wydanego wyroku niezbyt się różnią. Jednak w tej historii o wiele bardziej interesuje mnie to, co z tym faktem zrobi "intrygujący i przystojny haker". Przestraszy się Harpii i wycofa się z umowy czy może wspólnie z kolegami obetną jej skrzydła? A może ku jej radości zostawi wszystko tak, jak jest?
      Keira przechyliła lekko w bok głowę, bezwiednie koniuszkiem palca jeżdżąc po krawędzi szklanki. Czekała na ruch Crossa, w myślach licząc czas, jaki będzie potrzebny Cyber Warfore by ją namierzyć, jeśli wszystko pójdzie nie tak...

      Usuń
  11. To, co działo się ze światem, było przerażające. Dokąd to wszystko zmierzało? Ciągłe morderstwa, walki, kolejne elektroniczne zabawki, których bunt mógłby zagrozić życiu potencjalnego mieszkańca. Zamieszki, w których cierpieli głównie niewinni ludzie. Tacy jak rodzina panny Rhawones. Wystarczyło tylko kilka strzałów, aby po prostu zniknęli. Razem z malutką Elisą. Co im, do cholery, zrobiło Bogu ducha winne dziecko? Pewnie nawet nikt nie obejrzał się, gdy z kilkuletniej dziewczynki uleciało całe życie.
    Salindra długo nie mogła się pogodzić ze śmiercią całej swojej rodziny – wszystko co miała po prostu nagle zniknęło. Długo jeszcze zastanawiała się, dlaczego oni a nie ona? Wolałaby umrzeć razem z nimi niż żyć tak nędznie i samotnie, pracując jako jakaś zwykła barmaneczka w jednym z klubów w szemranej dzielnicy.
    Czasami potrzebny jest po prostu cud, aby kogoś zmienić. Elfka, która straciła nadzieję na cokolwiek, odzyskała ją razem ze słowami pewnego dżentelmena, który przybył do baru całkiem przypadkiem. Miała być zwykłą modelką, kilka zdjęć na próbę, to wszystko. W końcu nic na siłę. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale zgodziła się. I tym samym przestała pracować w barze, a z samego dołu zaczęła wspinać się na szczyt, na którym niewątpliwie jest teraz.
    Próba porwania oraz kilka zamachów na gwiazdę zmusiło menadżera do pomyślenia nad bezpieczeństwem jej kochanej gwiazdki. Grogur Frogmortu na początku ją przerażał, lecz bardzo szybko zapałała do niego zaufaniem o wiele większym, niż do kogokolwiek innego. Nigdzie nie ruszała się bez niego – on dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Szybko przyzwyczaiła się do jego towarzystwa. Jednak o uczuciach nie wiedziała. Może była po prostu zbyt ślepa, zajęta czy głupia, aby ich nie zauważyć. Nikt na tym świecie nie poświęca bezinteresownie własnego życia dla jakiejś blond dzieweczki z ładnym głosem i zgrabnym ciałem. Nikt.
    Od pewnego czasu jednak działy się wokół niej rzeczy dziwne, niepożądane, niemiłe. Salindra tak bardzo nieobyta z technologią na początku nie wiedziała o niczym – ale w końcu jej elfie uszy usłyszały o fanie zakochanym w technologii. I najwidoczniej w jednej z tutejszych piosenkarek również. Kilka zdjęć wydobytych jeszcze ze starych, szczeniackich sesji zostało udostępnione. Nie była to firma, dla której pracowała wcześniej – wszyscy zgodnie je odrzucili, publikując te o wiele lepsze i wdzięczniejsze. Skąd więc ten człowiek miał dostęp do ich dobrze strzeżonych danych?
    Ale to był dopiero początek jego zabawy. Informacje o spotkaniach i najbliższych (oraz trochę dalszych, jeszcze nieoficjalnych) występach młodej gwiazdy nagle tajne być przestały. Raz nawet została zaatakowana przez mężczyznę, którego twarzy nie zapamiętała, bo Grogur zareagował, jak zwykle, ze zdumiewającą szybkością, pozbywając się nieproszonego gościa zagrażającego kobiecie. Przez to wszystko zaczęła się bać. Ona, całkiem nieobyta z technologią osoba, w dodatku stojąca u szczytu sławy, była powoli niszczona przez jakiegoś zwyrodnialca, który za bardzo adorował pannę Rhawones. Przez to wszystko zaczęła szukać winy w sobie. Może kiedyś zbyt ładnie uśmiechnęła się do jakiegoś fana bądź puściła zalotnie oczko? Robiła to wszystko przecież jedynie na pokaz, nawet nie wiedziała, do kogo. Na jej nerwy nie pomagał nawet jej malutki ulubieniec, tygrys, którego przyniósł pewnego dnia Frogmortu. Nie wiedziała, skąd. Ale był śliczny. Po co było pytać?
    - Grogur, on mnie w końcu zniszczy! – Kobieta szarpała za ubranie ochroniarza, pogrążając się w coraz to większej rozpaczy. Już teraz wyglądała mizernie i bezradnie. Nie jak dama, którą zawsze była. Tak nieokrzesana i bezradna mogła pokazać się jedynie jemu. – Błagam, zrób coś z tym – szeptała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób coś z tym. Zawsze słyszał te same słowa i zawsze miękł, widząc bezradność jego piosenkarki. Jakby mógł odmówić? Salindra przecież musi wychodzić, pokazywać się, inaczej jej sława szybko uleci, a mieszkańcy zaraz o niej zapomną, a jak inaczej zobaczy ją on? Tymczasem elfka zamknęła się po prostu w willi, bojąc się chociażby wyściubić nos poza swój dom.
      Nie mógł zbagatelizować jej prośby. Już następnego dnia udał się, aby porozmawiać z Fredericiem. Jego też powinno w końcu obchodzić bezpieczeństwo Rhawones. Rozmowa odbywała się, gdy upewnił się trzy razy, iż Salindra już śpi. Wtedy dopiero mógł zdecydować się na krótkie spotkanie. Aver tylko pokiwał głową na słowa ochroniarza. Nie bagatelizował problemu. Był poważny.
      - Zajmę się tym.
      W głowie miał już cały plan. Musiał znaleźć tylko odpowiednią ilość pieniędzy i nieprzeciętnego hakera.

      Salindra Rhawones

      Usuń
  12. Przez twarz Keiry przemknął grymas goryczy. Cross miał rację - patetyczne przemowy nie pasowały do tej sytuacji, ale po spożyciu alkoholu miała tendencję do używania zbyt górnolotnych słów. Przypominała wtedy jednego ze swych mentorów, który sami słowami potrafił sprawić, by żołnierze ochoczo szli na rzeź w imię wyższych ideałów. Cóż, nigdy nie miała talentu jeśli chodziło o oratorstwo, a teraz musiała wyglądać nie tyle komicznie, co żałośnie. Jednak dalsza część wypowiedzi hakera sprawiła, iż Leider miała ochotę westchnąć z ulgą. Czyli była bezpieczna, o ile ona sama również zachowa milczenie. Taki układ odpowiadał jej jak najbardziej, poza tym i tak nie miała zamiaru nikomu opowiadać o swojej umowie z Crossem. Harpie na pewno nie przyjęłyby tej informacji z radością, a kobieta nie widziała powodu dla którego miałaby mówić im o swoich prywatnych planach. To, co zamierzała zrobić dotyczyło jej zemsty, praca dla gangu nie miała z tym nic wspólnego.
    "Jeden kłopot z głowy" - pomyślała, unosząc szklankę, którą ponownie napełnił Cross.
    Trzeba było to oblać. Przymknęła oczy, wypijając alkohol za jednym zamachem. Zerknęła badawczo na swego rozmówcę, który nagle przerwał wypowiedź, zupełnie jakby o mało włos nie powiedział jednego słowa za dużo. Keirę zaintrygowało to niedopowiedzenie - najwidoczniej nie tylko ona skrzętnie starała się coś ukryć. Nie zamierzała jednak drążyć tematu, choć to przemilczenie ją zaciekawiło. Jednakże Keira nie należała do wścibskich osób i wolała słuchać tego, co ludzie chcą jej powiedzieć sami z siebie, niż wymuszać wyznania. Ponadto nie chciała swoimi pytaniami sprowokować hakera do grzebania w ramach rewanżu w jej przeszłości.
    Keira odchyliła się na krześle, kiedy Cross zbliżył się do niej. Miała ochotę, dosłownie, wybić mu ten nawyk z głowy, ale mieli przez pewien czas współpracować. Potrzebowała go zdrowego i w jednym kawałku. Stłumiła w sobie nawet zgrzytnięcie, na dźwięk słowa "kochanie". Pewnie inna kobieta potrafiłaby równie zręcznie odpowiedź Aaronowi, ale Leider w rozmowach damsko-męskich miała w sobie tyle uroku, co zdechła ryba, jak ją kiedyś poinformowano. Dlatego wybrała najlepszą opcję, jaką było przemilczenie niewygodnych wtrąceń.
    Plecami oparła się o ścianę w duchu ciesząc się, że wybrała akurat to miejsce. Pewnie gdyby za plecami nie miała solidnej podpory, straciłaby równowagę i runęłaby jak kłoda na podłogę, dając kolejny powód do wesołości hakerowi. Dosyć, musiała się wziąść w garść i chociaż postarać się zmyć fatalne wrażenie, jakie musiała uczynić na swoim tymczasowym wspólniku.
    - O szczegółach wolałabym porozmawiać w bardziej dyskretnym miejscu, jeśli ci to nie przeszkadza - odpowiedziała, starając się zignorować rozbawienie Crossa. - Tutaj zbyt wielu jest obserwatorów, którzy bardzo chętnie sprzedaliby te informacje. Poza tym, muszę jeszcze parę rzeczy sprawdzić i upewnić się w kilku kwestiach. Nie mam zamiaru ściągać na nas dodatkowego niebezpieczeństwa - nie powiedziała na głos tego, iż to, co planowała, wielu nazwałoby szaleństwem.
    Cóż, w ostatnim czasie dużo rzeczy, których się dopuściła możnaby tak nazwać, a mimo to jakoś zawsze udawało jej się wyjść z tego cało. Chociaż może "cało" nie było dobrym określeniem - raczej jakoś zawsze udawało jej się przeżyć. Pozostaje mieć nadzieję, iż tym razem szczęście jej nie opuści.
    - Chcę byś miał jak najlepszy ogląd całej sytuacji tak, by wszystko poszło jak najsprawniej i byś jak najszybciej miał mnie z głowy - jej głos z każdym wypowiedzianym słowem był coraz spokojniejszy i słychać w nim było pewność siebie; do akcji ponownie wkraczała stara Keira, która metodycznie, krok po kroku, planowała całą akcję, nie pozwalająca sobie na nawet najmniejszy błąd, starajaca się przewidzieć każdy scenariusz rozwoju zdarzeń i dbająca o to, by uwzględniony został każdy czynnik. - Wybór miejsca i czas spotkania pozostawiam tobie, Cross, ja się dostosuję. Byle nie jutro - muszę się jakąś ogarnąć - powiedziała, odrzucając za ucho potargany kosmyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć po niektórych zleceniach często upijała sie do nieprzytomności, jednak nigdy nie piła w trakcie przygotowań do akcji. Nie mogła sobie na to pozwolić - od pewnej ręki i oka zależało jej życie. Chociaż na tyle zachowała w sobie rozsądku, iż potrafiła się przywołać do porządku, zacisnąć zęby i doprowadzić wszystko do końca, choćby umierała z pragnienia. Nie była pewna, ile jeszcze będzie w stanie na tyle się samokontrolować - miała nadzieję że do czasu, aż jej prywatna wojna się zakończy. Wtedy, jeśli przeżyje, będzie jej już wszystko jedno.

      Usuń
  13. Umysł Keiry chodził teraz na najwyższych obrotach, walcząc ze zmęczeniem oraz krążącym w żyłach alkoholem. Cholera, że też musiała wpaść na Crossa właśnie dzisiaj! Od jutra aż do zakończenia misji będzie musiała odstawić swoją ulubioną używkę, choćby miała umrzeć z pragnienia. Gra szła o zbyt wysoką stawkę. Pozwoliła sobie na lekki uśmiech, kiedy haker zgodził się na kolejne spotkanie. Ale czy naprawdę się o niego martwiła?
    Musiała wszystko dobrze przygotować, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż będzie miała tylko jedno podejście do tego zadania. Jeśli Flavius zbyt wcześnie zorientuje się co planuje zrobić, straci jedyną okazję by się na nim zemścić. Nie mogła na to pozwolić. Była to winna swoim rodzicom, siostrze i Gornowi. Żeby jednak wszystko poszło po jej myśli, potrzebowała do tego Crossa, i dla dobra całego przedsięwzięcia będzie pilnowała go jak oka w głowie.
    Jej spojrzenie powędrowało za wzrokiem Aarona, który ukradkiem rozejrzał się po knajpie. Keira zmęłła w ustach przekleństwo. Dopiero teraz spostrzegła, iż są bacznie obserwowani przez niezbyt ciekawych osobników. Dla własnego dobra, powinni jak najszybciej zakończyć to spotkanie...
    Leider ponownie skoncentrowała wzrok na rozmówcy, skupiając się na zapamiętaniu podanego przez niego adresu. Wiedziała jak tam trafić, choć samego budynku nie kojarzyła... Zresztą, coś takiego na pewno musi rzucać się w oczy, więc nie powinna mieć problemu z jego lokalizacją.
    - Dobrze, mi pasuje - odpowiedziała, spoglądając uważnie na Crossa.
    Po raz kolejny hakerowi udało się ją zaintrygować. Keira nie była pewna, czy mężczyzna rzucał te uwagi bezwiednie, co jak na kogoś, kto doceniał wartość informacji byłoby dziwne, czy może specjalnie chciał wzbudzić jej zainteresowanie. Leider jednak znów zrezygnowała z drążenia tematu wątpiąc w to, czy zdołałaby coś więcej wyciągnąć ze swojego rozmówcy, chociaż ciekawiło ją, co też takiego mógł testować Cross. Zresztą, nawet gdyby jej powiedział nie była pewna, czy zrozumiałaby o co chodzi - nigdy nie ukrywała, iż jeśli chodzi o najnowszą technologię zna się na niej na tyle, na ile jest to jej niezbędne do życia. Nigdy nie miała do tego głowy.
    Rozmyślania Keiry przerwał krótki dźwięk, jaki wydał z siebie deck mężczyzny. Obserwowała bez słowa, jak palce Crossa szybko przemykają po klawiaturze. Najwidoczniej otrzymał jakąś wiadomość na którą czekał, gdyż po chwili wstał ze swego miejsca. Resztką siły woli powstrzymała się od jak najszybszego pochwycenia butelki, którą przysunął jej Aaron. Tego mógł być pewien, że wzniesie jeszcze kilka toastów - w końcu grzechem byłoby pozostawienie napoczętej wódki. Zaraz jednak przypomniała sobie o pewnym istotnym szczególe, którego zapomnieli ustalić. Mianowicie terminu spotkania. Już miała wstać i zatrzymać Crossa, gdy ten odwrócił się ponownie, wyszeptując jedno, niezwykle tajemnicze zdania.
    Półelfka zamrugała zaskoczona, nie rozumiejąc o co chodzi mężczyźnie. Czy to miał być kolejny żart? Nie, to chyba była prawdziwa wiadomość, ale o co naprawdę chodziło... Keira i bez tych zagadek miała zbyt wielki mętlik w głowie. Nie miała jednak teraz zbyt wiele czasu do rozmyślań, gdyż Cross na pożegnanie musiał kolejny raz wprawić ją w osłupienie, całując jej dłoń. Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, jej "wspólnik" zniknął wśród tłumu klientów baru. Leider zerknęła na swoją dłoń, poprzecinaną gdzieniegdzie cieniutkimi bliznami, niczym pajęczą siecią. W porównaniu do reszty jej ciała, naznaczonego ogniem, wyglądała całkiem ładnie.
    "Odechciałoby mu się podobnych numerów, gdyby zerknął jak wyglądają moje plecy..." - pomyślała, napełniając szklankę alkoholem.
    Zresztą, chyba powinna przyzwyczaić się do tego typu zachowań Crossa, jeśli zamierzała z nim przez pewien czas pracować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo wybić mu je skutecznie z głowy, najlepiej czymś ciężkim...
      Keira uniosła do góry szklankę.
      - Za nas, Cross. Żeby szczęście nas nie opuściło - mruknęła do siebie, wznosząc cichy toast. - Będziemy potrzebowali go dużo...

      * * *

      Keira już sama nie wiedziała co było gorsze. Potworny kac, jaki męczył ją po tym wieczorze, widok Gorna, którego po raz kolejny zawiodła, czy sny. Tak, sny miały szansę wbić się na pierwsze miejsce. Leider nie pamiętała kiedy ostatnio przespała spokojnie noc. Gdy tylko zamykała oczy, nawiedzali ją zmarli - widziała śmierć rodziców, choć nie powinna jej była pamiętać, widziała śmierć siostry, która zgnięła z jej ręki. Najgorsze jednak były koszmary w których powracali ci, których zamordowała z polecenia STARu. Pamiętała każdą osobę, której odebrała życie i chyba miała już do końca swoich dni powracać do chwil, w których ich zabijała. Przez pierwsze miesiące po ucieczce ze STARu budziła się z krzykiem, zbyt roztrzęsiona, by móc opowiedzieć o dręczących ją obrazach. Wtedy jedynie Gorn potrafił ją uspokoić. Krasnolud siedział z nią, dopóki nie usnęła spokojnie, kołysząc ją jak dziecko. Nie próbował jej nigdy pocieszać - wiedział, iż żadne słowa nie zdołają jej ukoić. Z czasem Keira przyzwyczaiła się do swoich koszmarów, stały się one jednym z elementów jej życia. Zaczęła traktować je jako swoistą pokutę. Coraz rzadziej budziła się z wrzaskiem - sny powtarzały się schematycznie i znała je na pamięć. Dlatego gdy pierwszy raz zobaczyła nad ciałem siostry wymalowane krwią na ścianie cyfry, przeraziła się. Obudziła się zlana potem i długo leżała wpatrzona w sufit, starając się uspokić gwałltownie bijące serce. O co chodziło? Dlaczego nagle tak dobrze znany koszmar się zmienił? Zapewne zignorowałaby to, gdyby nie to, iż cyfy zaczęły pojawiać się każdej nocy. Raz pojawił się opuszczony budynek, do którego środka, przez boczne wejście przemykała chyłkiem odziana w czerń postać. Wtedy przypomniała sobie o słowach Crossa.
      "Zapamiętuj dokładnie swoje sny".
      Cyfry były tak naprawdę datą i godziną ich spotkania. Keira, kiedy przetrawiła tę informację, w pierwszej chwili miała ochotę rozedrzeć hakera na strzępy. Nie miała pojęcia jak udała się Aaronowi ta sztuczka, ani w jakim stopniu miał wpływ na jej sny. Czy tylko przesyłał jej konkretną wiadomość, a jej podświadomość sama wybierała sposób, w jaki ją ulokuje? Czy Cross miał pełen dostęp do jej snów? Czy zdawał sobie sprawę z tego, iż zupełnie niewinna wiadomość stała się częścią jej koszmaru?!
      Zbyt wiele pytań na które nie wiedziała, czy uzyska odpowiedzi. Jedno było pewne - musiała dać mężczyźnie jasno do zrozumienia, iż jeśli jeszcze raz będzie grzebał jej w głowie, to ma gdzieś ich umowę i na zawsze wymaże jego istnienie. Wystarczyło jej w zupełności to, iż STAR bawił się jej umysłem - nie zamierzała przechodzić czegoś nawet w niewielkim stopniu do tego podobnego.

      * * *

      Pomimo tego, iż dusiła w sobie wściekłość na Crossa, zjawiła się w narzuconym przez niego dniu. Musiała przyznać, iż wybrał naprawdę doskonałe miejsce na spotkanie. W tej części miasta ruch był praktycznie zerowy, dodatkowo nikogo nie obchodziło, co działo się na terenie opuszczonych budynków. Leider ostrożnie zaparkowała pożyczony od Gorna motocykl przed budowlą, którą widziała wcześniej w jednym ze swoich snów. Zdjęła kask, poprawiając potargane włosy. Pomimo zapewnień hakera, iż miejsce jest zupełnie bezpieczne, Keira wolała zachować odpowiednie środki. Skórzana kurtka ukrywała idealnie dopasowany, elastyczny półpancerz, chroniący najważniejsze organy. Za pasem tkwiły dwa sztylety, prawdziwe cudeńka produkcji Gorna. Wystarczyła nacisnąć jeden guzik, by włączyć wiązkę elektryczną. Uzbrojona, kobieta czuła się o wiele pewniej.

      Usuń
    2. Półelfka ostrożnie zbliżyła się do budynku, w myślach odtwarzając ścieżkę, jaką widziała we śnie, jednocześnie obserwując, czy nie ma tu dodatkowych gości bądź innych niespodzianek. Dotarła do bocznych drzwi. Pchnęła je jedną ręką, drugą kładąc na sztylecie. Drzwi otworzyły się cicho - najwyraźniej Cross już jej oczekiwał. Przekroczyła próg, zagłębiając się w półmrok opuszczonego budynku...

      Usuń
  14. Leider drgnęła, gdy usłyszała odgłos zamykających się za nią automatycznie drzwi. Wyglądało na to, iż jej obecność została zauważona... Utwierdził ją w tym głos Crossa, podający jej konkretną lokalizację w tym zanidbanym budynku. Na wieść o dronach, Keira poczuła nieprzyjemny dreszcz - musiała przyznać, iż mężczyzna całkiem nieźle się tu urządził. Wzrokiem przeczeseła ściany - dopiero teraz zwróciła uwagę na stare kamery. Cross cały czas miał ją na oku. Nie czekając dłużej, szybkim krokiem skierowała się do zniszczonych schodów. W niektórych miejscach
    musiała przeskakiwać o dwa stopnie, gdyż nie była pewna, czy nadgryzione czasem wytrzymają jej ciężar. Kiedy dotarła na trzecie piętro, buty miała szare od pyłu. Przetarła je z grubsza, zanasząc się kaszlem, gdy pył wzbił się w powietrze. Starając się go opanować, odszukała właściwe drzwi. Wyciągnęłą dłon w stronę klamki, lecz nim zdąrzyła ją nacisnąć, drzwi stanęły przed nią otworem. Półelfka weszła do środka, rozglądając się ciekawie. Pomieszczenie w większości składało się z różnego rodzaju komputerów, decków i innych urządzeń, których przeznaczenia Keira nie była pewna. Na dokładkę, wolną przestrzeń między sprzętem elektrycznym zajmowały narzędzia - kobieta nie miała pojęcia jak Cross orientuje się w tym bałaganie... Cały ten pokój przypominał jej stanowisko pracy Gorna. Haker odwrócił się na krześle w jej stronę. Na jego widok w Keirze ponownie zagotowało się od gniewu, który był tym większy, iż nie mogła wyładować go na "winowajcy", ponieważ go potrzebowała. Nie zamierzała jednak puścić grzebania w jej umyśle w niepamięć. Musiała dać mężczyźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie tego typu numerów... Siłą woli zmusiła mięśnie twarzy do ułożenia się w najbardziej uroczy uśmiech, na jaki potrafiła się zdobyć. Powolnym krokiem zaczęła zbliżać się do swego "wspólnika", nieznacznie wysuwając nieduży sztylet z rękawa wprost do dłoni.
    - Całkiem nieźle się tu urządziłeś, Cross - przywitała mężczyznę swobodnym tonem. - Ale zanim przejdziemy do interesów, jest coś, co muszę ci uświadomić na samym początku, tak dla twojego własnego dobra... - z każdym słowem głos kobiety stawał się coraz bardziej surowy.
    Zanim haker zdążył zareagować, Keira jednym susem doskoczyła do niego, jedną ręką łapiąc go za koszulkę. Silnym szarnięciem przyciągnęła go do siebie tak, że teraz niemal stykali się czołami. Trzymany w drugiej ręce sztylet przycisnęła do gardła Crossa, na tyle mocno, by ostrze przecięło skórę. Na tyle by nie zabić, ale dać do zrozumienia. Leider wlepiła zielone spojrznie w nienaturalne, złote tęczówki mężczyzny.
    - Nie mam bladego pojęcia, jak umieszczałeś te wiadomości w snach, ale jeszcze raz spróbuj grzebać w moim umyśle to przekonamy się, czy jesteś w stanie odłączyć mnie zanim poderżnę ci gardło.
    Głos Leider był lodowato chłodny - kobieta w największym gniewie nie krzyczała, lecz mówiła na pozór spokojnym tonem, który robił większe wrażenie niż wrzaski. Docisnęła mocniej sztylet. Z rany popłynęła cienka strużka krwi, plamiąc czarny materiał koszulki. Kobieta puściła hakera,
    odsuwając się od niego na bardziej komfortowy dla niej dystans. Sztylet, po wcześniejszym wytarciu o rękaw kurtki, ponownie wrócił do swojej kryjówki. Półelfka zaspokoiła po części swoją rządzę zemsty, przyznajmniej na czas, dopóki Cross nie wywinie kolejnego numeru. Keira przysunęła sobie krzesło, wyjmując z kieszeni starą, pomiętą fotografię, a raczej jej połowę. Drugą, na której była młodziutka półelfka, świeżo po ukończeniu szkoleniu STARu, spaliła dawno temu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wracając do interesów... - w głosie Leider nie było śladu wcześniejszych emocji, zupełnie jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. - Zanim zaczniemy na dobre, musisz poznać kilka faktów - podała Crossowi zdjęcie, na którym znajdował się mężczyzna w mundurze STARu. - To Flavius Dalley, żywa legenda STARu, człowiek który właściwie stworzył wszystkie metody walk z magami, wykorzystywane do dzisiaj w organizacji. Każdy musi przejść specjalny program szkoleniowy opracowany przez niego, mający przygotować kadetów do likwidacji niebezpiecznych osobników ze zdolnościami magicznymi. Jeśli chodzi o tego typu przeciwników, Flavius nie ma sobie równych. Słyszałam, że Bractwo Błękitu wyznaczyło sporą nagrodę za jego głowę... Sam Dalley już dawno powinien zasiadać za swe zasługi w zarządzie STARu i pewnie by tak było gdyby nie to, że jest niezrównoważony psychicznie. To geniusz w swoim fachu, ale jeśliby dorwałby się do władzy, nawet ci zarejestrowani magowie nie mogliby czuć się bezpiecznie... - Keira oparła się wygodniej o krzesła, krzyżując ręce. - Flavius uważa, że magia jest wypaczeniem, czymś, co istnieje wbrew wszelkim prawom natury, ba, co wszystkie te prawa obraża. Dla niego ktoś, znający arkana magiczne jest groźnym mutantem, jakąś pozostalością po dawno zapomnianych wojnach, czymś, co trzeba bezwględnie zlikwidować. Dla niego magowie nie są ludźmi - są pasożytami wypijającymi krew z naszego społeczeństwa, posiadającymi zdolności, których zwykli śmiertelnicy nie są godni... Podobno nie zawsze tak maniakalnie nienawidził magii, ale wszystko zmieniło się, kiedy stracił swoją rodzinę przez Bractwo Błękitu. Nie wiem, czy gang został wynajęty do unieszkodliwienia Dalleya, czy jego rodzina zginęła przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności, faktem jednak jest to, iż Flavius po tym wydarzeniu się załamał. Szukał winnego i go znalazł, przynajmniej w jego mniemaniu... - Keira na moment zawiesiła głos.
      Ilekroć przypominała sobie tę historię zawsze dochodziła do wniosku, iż jest niemalże identyczna, co jej własna. Ale nie powinno to jej dziwić - w końcu to Flavius wymyślił tę bajeczkę, którą STAR powtarzał jej przez tyle lat. To on wychowywał ją jak własną córkę, karmiąc każdego dnia własną nienawiścią, póki zupełnie nie zmieniła się w jego kopię. Pewnie gdyby nie Gorn, do dzisiaj ze swoim byłym mentorem byłaby najbardziej znienawidzoną przez magów osobą... Leider otrząsnęła się z rozmyślań, podejmując przerwany wątek:
      - Flavius od tej pory niszczył każdego maga, który stanął na jego drodze. Samo mordowanie jednak przestało mu wystarczać. Zaczął dążyć do całkowitego zniszczenia źródła magii. I tu zbliżamy się do właściwego problemu, Cross. Nie wiele osób wie, że Dalley założył pewien niewielki ośrodek badawczy, którego lokaizacja, personel oraz cele badawcze mają najwyższy stopień utajnienia. Ja sama posiadam te informacje tylko dlatego, iż Flavius był moim mentorem i powoli przygotowywał mnie na swojego następcę. STAR unika jakichkolwiek powiązań z tym projektem, przynajmniej w wersji oficjalnej. Sama placówka zapewne zlokalizowana jest w takim miejscu, żeby w razie problemów można byłoby ją zniszczyć razem ze wszystkimi pracownikami oraz efektami badań. Od wielu lat eksperymentuje się w niej na magach, którzy aresztowywani przez STAR, mieli rzekomo trafiać do więzień. Prawda jest taka, że wiele z tych osób nigdy tam nie trafiło, a po ich zniknięciu, w bardzo krótkim czasie od ich zatrzymania, znikały wszelkie ich dane z systemu, jakby oni nigdy nie istnieli... Flavius w ten sposob zdobywał darmowe króliki doświadczalne na których starał się udowodnić swoją teorię, iż w ludzkim organiźmie musi istnieć jakiś gen czy inny czynnik odpowiedzialny za to, iż dana osoba przejawia zdolności magiczne. Nie trudno się domyślić, że najbardziej interesowały go elfy, których zdolności w tym zakresie są najbardziej rozwinięte ze wszystkich ras...

      Usuń
    2. "Pewnie tam, skończyła moja matka..." - przeszło jej przez myśl.
      Gorn mówił, że jej ciała nigdy nie odnaleziono.
      - Naukowcy pracowali nad wyodrębnieniem tego czynniku, a w dalszej kolejności nad wynalezieniem odpowiedniej dla niego "szczepionki", mogącej natychmiastowo pozbawić danego osobnika możliwości korzystania z magii. Do niedawna uważałam to wszystko za wymysł szaleńca, ale ostatnio ze starych źródeł w STARze zaczęły docierać do mnie niepokojące pogłoski, iż jednak udało się stworzyć taki lek... I tutaj zaczyna się twoja rola, Cross. Nikt z żywych nie jest w stanie wskazać mi lokalizacji tego miejsca, nie mówiąc już o tym, w jaki sposób zostało ono zabezpieczone. Istnieje
      jednak pewna opcja, dzięki której można zdobyć te informacje. Flavius zawsze potrafił ustawić się tak, że przynajmniej jedna osoba z zarządu popierała jego projekt i wspierała go finansowo. Jestem pewna, że w bazie STARu muszą być jakieś poszlaki, pewnie pod przykrywką lipnych transakcji, które mogłyby nam wskazać nasz cel. Potrzebuję jednak kogoś, kto włamie się do głównego serwera STARu... - Keira spojrzała na Aarona wiedząc, iż od jego odpowiedzi zależy teraz w głównej mierze to, czy cała misja w ogóle się powiedzie. - Pytanie jednak, czy wchodzisz w coś takiego, Cross? Nie będę cię okłamaywać, że gdy STAR nas namierzy, to pewnie będziemy mieli zaszczyt przetestować ich nowy sposob torturowania więźniów.

      Usuń
  15. Keira nie powinna być zaskoczona reakcją Crossa, nawet odrobinę. A jednak poczuła się trochę niemile rozczarowana, choć z drugiej strony brak entuzjazmu ze strony hakera świadczył jedynie o jego zdrowym rozsądku i braku samobójczych skłonności. Leider powstrzymała się od ironicznego uśmieszku, zerkając na jedną z mechanicznych rąk mężczyzny. Ukryte w niej ostrze, które poczuła, musiało być jego własnym dodatkiem. Wątpiła jednak by było w stanie przebić jej schowany pod kurtką półpancerz. Gorzej było z dronem, który do niej celował...
    - Gdybym chciała cię zabić Cross, nie groziłabym ci otwarcie tylko sprzątnęła po cichu - odparła po chwili milczenia, lewą dłonią sięgając do znajdujących się w kieszeni spodni rezerw na czarną godzinę.
    Była przygotowana i teraz mogła mieć jedynie nadzieję, że mężczyzna nie zarząda sumy przekraczającej jej skromnego budżetu. Od początku wiedziała, iż będzie musiała opłacić jego usługi, przysługa zaś była dobrym pretekstem do zawiązania całej sprawy. W przeciwnym wypadku, należąc do Harpii trudno byłoby jej wnająć zdolnego hakera, który sprostałby zadaniu, a jednocześnie nie miał żadnych powiązań z innymi gangami bądź organizacjami rządowymi.
    - Poza tym jedynie lekko cię zadrasnęłam, a ty zaczynasz mi tu wpadać w histerię - teraz nie mogła się powstrzymać od półuśmiechu, zaraz jednak na jej twarz znów wróciła powaga. - Posłuchaj mnie uważnie Cross. Masz rację, ta misja czy jak inaczej to nazwać, może wydawać się samobójczą. I zapewne dla każdego innego skończyłaby się śmiercią, ale, choć trudno w to uwierzyć, wiem co robię. Masz rację, nie obchodzi mnie los magów i znając takich jak ty, żyjących dzięki zdobywanym informacjom, zapewne przed naszym spotkaniem zapoznałeś się dokładnie z moją historią i wiesz, że to głównie oni figurują na liście moich ofiar. Gdybym nie odeszła ze STARu, to pewnie z czasem zajęłabym miejsce Flaviusa. Chodzi mi wyłącznie o niego - Keira zrobiła sobie przerwę na głęboki oddech zastanawiając się, ile z kart ujawnić Crossowi. - Chcę go zniszczyć, rozumiesz Cross? Nie zwyczajnie zabić, tylko zniszczyć. Chcę, żeby na jego oczach wszystko to, co było dla niego ważne, co było jego życiem, zostało obrócone w popiół, chcę, żeby patrzył na tę zagładę. Jeśli chcesz kogoś naprawdę zranić to uderz tam, gdzie boli najbardziej - w serce. Dalley nie ma nic droższego niż STAR i swój mały projekt, więc uderzę właśnie w niego. Odbiorę mu po kolei wszystko to, co kocha. Każę mu patrzeć jak coś, na co pracował latami płonie. A zaboli go to jeszcze bardziej, bo będzie wiedział, iż jego cudowny wynalazek został unicestwiony przez jego wcześniejsze dzieło... I będzie miał świadomość, iż gdyby nie jego treningi i szkolenie, gdyby nie jego wiedza i umiejętności, które dzięki niemu nabyłam, nigdy by do tego nie doszło. Chcę, by w pełni odczuł, iż to on sam wykuł miecz, który zetnie mu głowę. Chcę by poczuł się tak jak ja, kiedy odebrał mi rodzinę i szansę na normalne życie, a moją matkę prawdopodobnie przerobił na swojego królika doświadczalnego... - głos Leider na moment się załamal, zaraz jednak odzyskała spokój. - Jeśli uda mi się zniszczyć ten kompleks, nikt nie będzie cię szukał, Cross. Dalley od razu domyśli się czyja będzie to sprawka, poza tym, zamierzam dopilnować tego, by powiązał to ze mną. Od razu ruszy na łowy, nie zaprzątając sobie, w jego mniemaniu, takimi pionkami jak ty głowy. Znam go, znam jego metody działania, przez te wszystkie lata zdążyłam poznać go na tyle, że potrafię przewidzieć, jak na to wszystko zareaguje... - Leider nie powiedziała na głos tego, iż Flavius była dla niej kimś więcej niż tylko przełożonym.
    Praktycznie ją wychował i przez długi okres czasu traktowała go jak zastępczego ojca. Teraz wszystkie te pozytywne uczucia, które kiedyś do niego żywiła, zmieniły się w nienawiść tak silną, iż gotowa była poświęcić wszystko, byleby tylko zniszczyć tego człowieka. Złamać psychicznie, rzucić na kolana i na końcu zabić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Gdyby jednak spróbował wysłać kogoś za tobą możesz być pewien, że dołożę wszelkich starań, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo - półelfka spojrzała prosto w oczy mężczyzny. - Mogę wydawać się psychopatką, ale zawsze dbam o tych z którymi współpracuję. Wiem, że to, o co cię proszę Cross wykracza daleko poza przysługę - kobieta wyjęła z kieszeni plik banknotów. - I dlatego odpowiednio się przygotowałam. Tu jest osiem tysięcy, jak chcesz możesz przeliczyć - dodała, podsuwając Aaronowi pieniądze. - To wszystko czym w chwili obecnej dysponuję.
      Leider starała się ze wszystkich sił, by mężczyzna nie wyczuł w jej głosie tego nagłego aktu desperacji, starając się brzmieć pewnie i stanowczo. Gdyby w tej chwili zarządał większej sumy, pewnie musiałaby poprosić go o potraktowanie tej kwoty jako zaliczki... Postanowiła dać mu chwilę do namysłu, a sama wstała i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu. Miarowy odgłos kroków pozwalał zebrać myśli i uciszyć gwałtowne emocje.
      - Co do włamania do serweru STAR... - Keira zatrzymała się w miejscu, zaciskając dłonie na oparciu krzesła, na którym wcześniej siedziała. - Najprościej byłoby dokonać włamania z siedziby STARu, podpiąć się pod któryś ze służbowych komputerów, ale ja nie zdołam tam wejść niepostrzeżenie, nie wywołując przy tym alarmu. Za to ty, jako ich szpieg nie wzbudzisz podejrzeń - półelfka spojrzała przenikliwie na Crossa. - Gdyby udało ci się dorwać do któregoś z ich komputerów i podszyć się pod pracownika, minęłoby trochę czasu, zanim by się zorientowali, że coś nie gra... Zresztą, to ty tu jesteś ekspertem od komputerów nie ja. Nie wierzę, że nie masz tutaj niczego, co mogłoby ci pomóc przedrzeć się przez zabezpieczenia STARu - Keira obrzuciła wzrokiem liczny sprzęt elektroniczny, zawalający pokój. - Poza tym, chyba nie muszę dodawać, że wszystkie informacje na jakie natrafisz w czasie swoich poszukiwań, będą wyłącznie do twojej dyspozycji - dodała licząc na to, iż haker połakomi się na nową "zdobycz".
      Przynęta została zarzucona, pozostawało czekać na to, co zrobi Cross.

      Usuń
  16. Tak, prawdopodobnie była chora. Ale chciałabym poznać taką osobę, któraby po praniu mózgu przez STAR, wyszłaby z tego bez uszczerbku na psychice... Z drugiej strony zdawała sobie doskonale sprawę z tego, iż działając w pełni racjonalnie nigdy nie zdobyłaby się na tę próbę zemsty. Już sam fakt przeciwstawienia się najpotężniejszej organizacji rządowej w Arius, zakrawał na szaleństwo, a jednak tego dokonała, wychodząc z całej tej imprezy w jednym kawałku, nie licząc oka. Miała jednak nadzieję, iż Cross nie będzie przywiązywał większej wagi do jej kondycji psychicznej, o ile będzie w stanie zaoferować mu coś, co będzie w jego oczach na tyle wartościowe, iż zaryzykuje zadarcie ze STARem...
    Powstrzymała się od syknięcia, kiedy mężczyzna podbił zaoferowaną przez nią kwotę. Pocieszała się jedynie tym, iż to siedem tysięcy będzie musiała mu oddać po wykonaniu roboty, dzięki czemu będzie miała czas na zdobycie takiej sumy. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, ale powinna dać sobie radę. Mogłaby oczywiście pożyczyć pieniądze od Gorna, jednak miała u krasnoluda już i tak dożywotni dług wdzięczności. Poza tym, pozwalając jej u siebie mieszkać, cały czas narażał się na niebezpieczeństwo. Poproszenie go w takiej sytuacji o pieniądze było dla Keiry zwykłym wyzyskiem. Nie miała innego wyboru, jak tylko zacisnąć zęby i wziąść się do roboty. Najemniczki Harpii otrzymywały ostatnio bardzo zyskowne zlecenia - co prawda były bardzo ryzykowne i wyjątkowo czasochłonne, ale złapanie kilku z nich powinno rozwiązać jej problemy finansowe.
    - Zgoda - przytaknęła Crossowi. - Swoje siedem tysięcy krest dostaniesz po wszystkim - zapewniła go półelfka.
    Wyglądało na to, iż najtrudniejszy, początkowy etap mieli już za sobą. Teraz mogli się zająć tą misją na poważnie...
    Keira czekała na propozycję hakera. Wiedziała, że jej pomysły jeśli chodzi o zdobywanie cyfrowych informacji są już od dawna nieaktualne, jednak nigdy nie ukrywała, iż informatyka nie jest jej najmocniejszą stroną. Wolała tradycyjne, "prymitywne" sposoby rozwiązywania problemów, zamiast ostrożnych podchodów i wyciągania fragmentów prawdy po kawałku. Teraz musiała się przystosować do zupełnie innego sposobu pracy.
    Leider wodziła wzrokiem za Crossem, który przechadzał sie po pokoju, rozmyślając intesywnie. Miała ogromną nadzieję, że mężczyzna wpadnie na jakiś genialny pomysł, dzięki któremu będzie w stanie dostać to, czego tak bardzo pragnęła. Może to było z jej strony naiwne, ale naprawdę wierzyła, iż haker jest w stanie włamać się do bazy STARu w taki sposób, żeby ci nie zorientowali się, iż napad w ogóle miał miejsce... Drgnęła nerwowo, kiedy jeden z komputerów zaczął pikać. Po chwili pokój zalało sztuczne światło, kiedy ekran rozbłysnął, ukazując zielone litery.
    Zamrugała, zaskoczona tym jednym słowem wypowiedzianym przez Crossa.
    "Duch? O co w tym wszystkim chodzi..." - rozmyślała gorączkowo, obserwując jak palce mężczyzny śmigają po klawiaturze.
    Wiedziała, że nie miała w tej chwili zbyt mądrego wyrazu twarzy, ale nie była w stanie udawać, iż rozumie cokolwiek z tego, co się teraz działo. Ze zniecierpliwieniem czekała na wyjaśnienia. Jednak kiedy Aaron zaczął wprowadzać ją w swój plan, z każdym wypowiedzianym przez niego słowem czuła, jak w głowie robi się jej coraz większy mętlik. Wprowadzenie duszy do Zipnetu jako sygnału elektromagnetycznego? Nieskończone możliwości w dostępie do wszystkich baz danych? To wszystko brzmiało jak jakiś filmowy trik, nie jak coś rzeczywistego, co człowiek jest w stanie realnie osiągnąć. Miała ochotę zaśmiać się widząc, jak z każdym kolejnym zdaniem w oczach Crossa zaczyna błyszczeć podniecenia.
    "I to ja jestem wariatką, Cross? Ja pragnę jedynie zmieść z powierzchni ziemi drania, który odebrał mi wszystko, a ty chcesz przenosić swoją duszę do wirtualnej rzeczywistości w celu łatwiejszego i precyzyjniejszego wyłapywania danych... Cholera, eksperymenty z duszą, to brzmi prawie tak, jakbyś chciał się bawić w boga..."
    Keira opadła ciężko na krzesło, pocierając lewą dłonią skroń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Poczekaj, zwolnij trochę Cross, daj mi to wszystko jakoś sobie poukładać - powiedziała stłumionym głosem. - A ja myślałam, że już sama próba wynalezienia szczepionki na magię brzmi wariacko, a ty mi tu wyjeżdżasz z taką bombą... - półelfka pokręciła z niedowierzaniem głową. - Zresztą, wracając do twojego pytania, tak, wierzyłam w duszę, ale nigdy nie myślałam o niej jako o układzie cyfr tylko czymś bardziej... metafizycznym - kobieta przestała masować skroń, powoli oswajając się z tą ideą. - Ale jeśli to co mówisz jest prawdą i faktycznie udałoby ci się tego dokonać... Nie sądzę, żeby STAR w ogóle domyślił się, jakim sposobem wydarłeś od nich te informacje. Rozumiem jednak, że ten cały profesor jest jedyną osobą, posiadającą odpowiedni do tego sprzęt - na twarz Keiry zaczynał powoli wracać spokój.
      Wiedziała, co trzeba będzie zrobić. Znów wkraczali w dobrze znany jej obszar postępowania.
      -Trzeba więc będzie "pożyczyć" ten cały zestaw od tego elfa. Nie wiesz przypadkiem gdzie go trzyma i jakie niespodzianki mogą nas czekać? - spytała, uśmiechając się do swojego "wspólnika".
      Wyglądało na to, że w końcu zapanowało między nimi porozumienie i że oboje mogą sobie nawzajem pomóc. Ona dostanie coś, czego tak bardzo pragnęła - możliwość odegrania się na Flaviusie, zaś Cross zdobędzie innowacyjny wynalazek, a wraz z nim nieograniczone możliwości zdobywania najściślej strzeżonych informacji. Dla kogoś takiego jak on ,pewnie było to jak znalezienie hakerskiej żyły złota. Teraz jednak musieli skupić się na zdobyciu niezbędnego do dalszego działania sprzętu...

      Usuń
  17. Półelfka z niejakim rozbawieniem przyglądała się Crossowi, który najwidoczniej starał się trzymać swój entuzjazm na myśl o nowej technologii na wodzy. Keirze na chwilę przed oczami stanął obraz Gorna, objaśniającego jej jakieś nowe, rewolucyjne ulepszenie do pancerza - haker wyglądał i zachowywał się teraz bardzo podobnie do jej przyjaciela. Cieszyło ją to, iż pomimo tego, jak bardzo chciał wypróbować tę prototypową technologię, mężczyzna zachował zdrowy osąd sytuacji i starał się przewidzieć wszystkie skutki uboczne. Z myślą, iż Cross nie podłączy się od razu radośnie do tego urządzenia nie upewniwszy się, iż zrobił wszystko, co tylko się dało by zmniejszyć ryzyko niepowodzenia, czuła się bezpieczniejsza. Nie chciała skończyć ze wspólnikiem w roli bezmyślnego warzywa...
    Keira z uwagą przyglądała się zdjęciom profesora, które wyświetlił haker, wsłuchując się w jego objasnienia. Osiągnięcia Sildarila były naprawdę duże, lecz elfy jako długowieczna rasa mieli sporo czasu, by kształcić się i pogłębiać swoją wiedzę. Fakt, iż jego siedziba mieściła się na samych obrzeżach miasta był pierwszym plusem, jaki dostrzegła - o wiele trudniej było się włamać do budynku położonego w samym sercu Arius. Poza tym, jeśli zaszłaby taka konieczność, można było zawsze szybko opuścić miasto i zmylić pogoń poza jego granicami. Kolejnym plusem był fakt, iż Cross obiecał dostarczyć dokładny plan budynku, wraz z lokalizacją ich celu. To o wiele upraszczało całą sprawę - nie było niczego głupszego, niż próba włamania "na ślepo", bez znajomości terenu. W sytuacji, kiedy każda spędzona dłużej niż potrzeba sekunda może zawarzyć na powodzeniu misji, nie można sobie pozwolić na niewiedzę. Każda zdobyta na tym etapie planowania akcji informacja może ocalić im życie.
    - Bardzo dobrze, kiedy będę miała plan budynku, będę mogła zaplanować dokładny sposób, w jaki będziemy się po nim poruszać. I ułożyć kilka awaryjnych ścieżek, tak na wszelki wypadek - powiedziała Leider, porządkując swoje myśli. - Byłoby miło, gdyby udało ci się dostać rozmieszczenie poszczególnych kamer wraz z patrolami strażników. Jeśli chcemy, by obyło się bez niepotrzebnych ofiar, które od razu zwróciłyby uwagę pozostałych osób w kompleksie, łatwiej byłoby nam z tymi informacjami tego uniknąć. Ale jeśli nic takiego nie znajdziesz, będziemy improwizować... Co do samego załadunku sprzętu... Furgonetkę mogłabym nam bez trudu załatwić, ale duży pojazd łatwo rzuca się w oczy i... - kobieta urwała nagle, kiedy do głowy wpadł jej pewien pomysł.
    Klan Stoneheadów był niezwykle liczny, a jego członkowie nie skupiali się wyłącznie na tylko jednej gałęzi przemysłu. Choć krasnoludzkie klany zwykle specjalizowały się w jednej, konkretnej dziedzinie, doprowadzając ją do mistrzostwa, Stoneheadowie uważali, iż dla rodziny bardziej pożyteczne jest to, by każdy wchodzący w jej skład zajmował się czymś innym. Dzięki temu byli praktycznie samowystarczalni i mieli duże wpływy. Najmłodszy brat Gorna zajął się handlem, ale dość nietypowym. Goldwin znany był na czarnym rynku z tego, iż potrafił załatwić najbardziej ekskluzywny towar, jeśli chodziło o magiczne przedmioty. Gorn niezbyt entuzjastycznie odnosił się do tego, czym zajmował sie jego brat, choć sam również korzystał z jego usług. Keira była pewna, że Goldwin będzie w stanie załatwić jej niezbędne przedmioty. Jako jeden z nielicznych, wśród tej dużej rodziny, akceptował jej osobę na tyle, żeby móc robić z nią interesy. Półelfka była również pewna, że krasnolud zechce zedrzeć z niej jak najwięcej, ale to był akurat najmnejszy problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Brat mojego przyjaciela jest w stanie załatwić nam kilka przydatnych gadżetów. Bez obaw, nie przyzna się, że kupiłam od niego choćby guzik, nawet jeśli smażyliby go na wolnym ogniu - dodała od razu, chcąc z miejsca rozwiać obawy Crossa. - Jedną z pozytywnych cech krasnoludów jest bezwarunkowa lojalność względem rodziny. Ostatnio dostał partię bardzo dobrych "zmieniaczy" - magicznych artefaktów na których nałożono zaklęcie kameleona. Ilość użycia jest ograniczona, ale na nasze potrzeby powinny wystarczyć. "Zmieniacze" są różnych rozmiarów - jeden średni powinien wystarczyć nam do zmiany wyglądu samochodu. Moglibyśmy podjechać furgonetką, a odjechać dowolnym, wybranym przez siebie wozem. Zaklęcie wywołuje złudzenie optyczne, nie zmienia faktycznych właściwości pojazdu - z wierzchu może wyglądać jak kabriolet, ale w środku dalej będzie miał pojemność furgonetki. W ten sposób narobimy sporego zamieszania i w razie czego łatwiej zgubimy pościg. Mogłabym spróbować załatwić również dwa mniejsze "zmieniacze" dla nas. Dzięki nim będziemy mogli zmienić swój wygląd, w zależności od potrzeb. Jest jedno "ale". Jeśli budynek zabezpieczony jest zaklęciem rozproszenia magii lub wenątrz niego ustawione są specjalne bariery, nasz kamuflaż padnie od razu. Również każdy w miarę ogarnięty mag powinien przejrzeć tę prostą sztuczkę, więc będziemy mieli wyjątkowego pecha, jeśli na kogoś takiego trafimy. Co do wyniesienia sprzętu, mam gdzieś jeszcze start zmniejszacz. Niestety, urządzenie jest wadliwe i jego efekt utrzymuje się bardzo krótko. Starczy na przeniesienie tego całego ustrojstwa do samochodu, ale już podczas jazdy zaklęcie może się cofnąć, więc i tak trzeba będzie podjechać furgonetką... - Keira zerknęła z ukosa na Crossa, który wręcz "zjadał" kolejne papierosy.
      Dym nikotynowy drażnił jej płuca, ale Gorn również palił jak smok, więc siłą rzeczy musiała przywyknąć. Dyskomfort spowodowany zapachem papierosów został jednak przez półelfkę zignorowany na widok butelki mętnej cieczy, którą haker wyciągnął ze schowka. Cóż, alkoholu nigdy nie odmawiała.
      - Jakoś przeżyję brak szklanki - odparła, sięgając po butelkę. - Twoje zdrowie, wspólniku.
      Ciecz paliła przełyk, ale zaraz poczuła, jak rozlewa się w jej wnętrzu przyjemną falą ciepła.
      - Co do reszty, będę mogła coś więcej powiedzieć jeśli dostarczysz mi informacji. Jeśli udałoby się nam ukraść ten sprzęt bez wszczynania alarmu, problem strażników mielibyśmy z głowy. Jeśli jednak coś pójdzie nie tak... Cóż, ludzie nie są tu wyzwaniem, wystarczy standardowy sprzęt. Na drony przydałoby się coś cięższego, z przeciwpancernymi pociskami, ale nawet nie łudzę się, że uda mi się wnieść coś o odpowiedniej sile rażenia. Jeśli nie siłą, można by je pokonać sprytem. Drony to przede wszystkim maszyny, więc krótki impuls, wywołujący spięcie powinien oszłomić je, a przede wszystkim pozbawić barier i innych ulepszeń. Bez tego są zwykłymi zabawkami. Bardziej martwią mnie te eksperymenty genetyczne... Nie można przewidzieć jak zachowa się coś, co nie powinno było w ogóle istnieć. Nie można określić jakimi umiejętnościami dysponują, gdzie tkwią ich słabe punkty... Obawiam się, że to z nimi będziemy mieć najwięcej kłopotów, jeśli plotki okażą się prawdą - Keira rozłożyła bezradnie ręce.
      Nie lubiła takich niewiadomych. Przeciwników, po których nie wiedziała, czego może się spodziewać. Czy ma przygotowywać się jak na walkę z mutantami czy raczej jak na zdeformowane stwory, krążące po zniszczonych przez wojnę ziemiach?

      Usuń
    2. - Jestem gotowa dać ci więcej niż dwa dni, byleby tylko nie pchać się ślepo w niebezpieczeństwo, Cross. Przez ten czas postaram się załatwić nam odpowiedni sprzęt. Może nawet uda mi się znaleźć jakiś pancerz dla ciebie - dodała, lustrując uważnie mężczyzne. - Zawsze lepiej mieć coś solidniejszego na plecach niż zwykła kurtka, kiedy sprawy zaczynają iść nie po twojej myśli. A co do pytań, to tak mam jedno. Jeśli nasza akcja ma mieć większe szanse powodzenia, nasz kamuflaż musi być nie tylko skuteczny, ale i wiarygodny. To jasne, że nie możemy wejść tam jako my, ale nie możemy również pakować się do środka jako zupełnie przypadkowe osoby. Mówiłeś, że ten cały projekt finansuje Agencja Badań i Rozwoju, tak? Znając STAR, który lubi mieć wszystko to, na co łoży duże pieniądze pod ścisłym nadzorem, co jakiś czas pewnie ktoś z samej agencji przyjeżdża tam skontrolować postęp prac, sprawdzić jak rozdysponowano fundusze oraz, jeśli badania idą wyjątkowo wolno, "zmotywować" w odpowiedni sposób naukowców. Gdyby udało nam się zdobyć informacje o tym, kogo ze STARu przydzielono do tego projektu, moglibyśmy za pomocą "zmieniaczy" podszyć się pod te konkretne osoby. Zapewne trzeba by było również podrobić przepustki, a w środku jeszcze jakoś zbyć lub po cichu usunąć pracowników, którzy by nas pilnowali, ale praktycznie wejście do środka mielibyśmy już z głowy... Chyba, że masz inny pomysł lub te informacje będą zbyt dobrze strzeżone.

      Usuń
  18. Keira rozluźniła się widząc profesjonalne podejście Crossa do jego zadania. Gotowa była poczekać dłużej, byleby tylko otrzymać sprawdzone informacje, które pozwolą im uniknąć bezmyślnego pchania się w niebezpieczeństwo. Jej partner jednak zdawał się być naprawdę wyjątkowym hakerem, nie tylko ze względu na swoje umiejętności. Aaron skrywał przed nią wiele tajemnic, których docierały do niej jedynie strzępki. Nitki, które mężczyzna niebacznie wypuszczał ze swej dłoni. Gdyby pociągnęła je mocniej, pewnie doszłaby do kłębka, ale w ten sposób również prawdopodobnie zaprzepaściłaby całą ich współpracę. Na razie musiała opanować swoją ciekawość, dotyczącą między innymi mutantów z poza obszaru Arius. Taką wiedzą nie dysponował przeciętny obywatel miasta, ba, taką wiedzą nie miał prawa dysponować. Rząd wyjątkowo skutecznie dbał o to, by mieszkańcy nie interesowali się zbytnio tym, co dzieje się poza granicami miasta, co jakiś czas puszczając spoty o poziomie skażenia ziem po wojnie nuklearnej... Leider szybko otrząsnęła się ze swoich myśli, skupiając ponownie uwagę na słowach Crossa.
    "Cóż, może faktycznie go nie doceniam..." - pomyślała Keira, przyglądając się pancerzowi, który mężczyzna skrywał pod koszulką.
    Kolejna zagadka do już i tak pokaźnego zbioru. Półelfka mieszkała z krasnoludem zajmującym się modyfikacjami pancerzy, ale czegoś takiego jeszcze nie widziała.
    "Gorn z pewnością zrobiłby wszystko, żeby móc sobie obejrzeć to z bliska."
    - Miło wiedzieć, że nie będę musiała się martwić, czy nie uszkodzi cię jakaś zbłąkana kula - odparła kobieta, kiedy haker wrócił do przeszukiwania swoich baz danych.
    Musiała przyznać w duchu, że jej wspólnik zaskoczył ją tym, iż od ręki znalazł odpowiedzialną za ten ośrodek agentkę. Przyjęła płytkę od Crossa, ostrożnie chowając ją w jednej z kieszeni kurtki.
    - Myślę, że akcent nie powinien być dużym problemem. Miałam kiedyś w zespole człowieka, który mówił z takim właśnie akcentem. Muszę tylko sobie dobrze przypomnieć, jak on brzmiał - odparła. - Wygląda na to, że będę miała co robić przed kolejnym spotkaniem...
    Nie zdążyła zapytać Crossa o kolejne miejsce, kiedy sam zaczął wyjaśniać gdzie nastąpi kolejna wymiana informacji. Keira na wieść o tym, że mają się zobaczyć w Czerwonej Dzielnicy nie mogła powstrzymać cisnącego się na jej usta grymasu niechęci. Czy znała Czerwoną Dzielnicę? Nie mogłaby jej nie znać. W końcu stanowiła ona jedno z głównych źródeł dochodów Harpii. Co prawda Keira bywała tam jedynie wtedy, kiedy zmuszała ją do tego zaistniała sytuacja, wiedziała jednak jakimi prawami rządzi się to miejsce. Ciekawa była czy Cross wiedział o tym, że pcha się na teren jej gangu...
    Przytaknęła ruchem głowy. Znała hotel Tulipan. Pod piękną nazwą i elegancką powłoczką skrywał swe zepsute, zdegenerowane wnętrze, wabiące wszystkich tych, którzy mieli zbyt dużo luźnej gotówki i chcieli ją wydać na "wyjątkowe" rozrywki. Kolejna "czarna perła" w koronie Arius.
    Miała ochotę się roześmiać, kiedy Cross zasugerował, iż lęka się o swoją reputację. Cóż, ona nie stanowiła problemu, przynajmniej odkąd opuściła z hukiem STAR. Bardziej niepokoiło ją to, czy ktoś ich nie rozpozna - o ile obsługa hotelu szczyciła się swoją dyskrecją, to z klientami była zupełnie inna bajka... Mogła mieć tylko nadzieję, iż fakt, że nawet w swoim gangu nie była bardzo rozpoznawalna, zagra teraz na jej korzyść.
    Wszystkie jednak te drobne niegodności rozwiały się jak dym po ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez Crossa. Leider głośno zgrzytnęła zębami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie przeginaj Cross, nie przeginaj - rzuciła mężczyźnie na odchodne, zbierając się do wyjścia.
      Cóż, mimo całego oporu wiedziała, iż wbrew sobie będzie musiała "ubrać coś ładnego".
      W końcu całe ich przedsięwzięcie opierało się na tajemnicy, a ona faktycznie nie chciała wyróżniać się z tłumu...
      - W takim razie do zobaczenia za dwa dni.

      ***

      O ile załatwienie zmieniaczy i zmniejszacza poszło stosunkowo gładko, i o dziwo Goldwin nie zdarł z niej wszystkich pieniędzy, w zamian rządając jedynie uporania się z kłopotliwą konkurencją. "Ztopienie się" z postacią major Borysownej również przebiegało bez większych problemów. Akcent, z jakim mówiła agentka był bardzo śpiewny i melodyjny, przez co dla Keiry, w których żyłach krążyła elfia krew, stosunkowo łatwy do przyswojenia. Na wszelki wypadek Leider postanowiła trochę bardziej się doedukować i zaznajomić z kulutrą przednuklearną, z którą związani byli przodkowie pani major. Największy problem, tak jak od początku myślała, przyspożył jej "kamuflaż" na umówione spotkanie. Kłopoty zaczęły się już od momentu, w którym kobieta otworzyła szafę. Choćby przekopała ją od góry do dołu, nie znalazłaby niczego, coby od biedy można było nazwać strojem wieczorowym. Garderoba Keiry składała się w większości z luźnych ubrań koło domu oraz wytrzymałych kostiumów, które zakładała pod pancerz. Nawet kiedy pracowała w STARze, jedyną spódnicą jaką miała była ta, którą zakładala do munduru na uroczyste gale. Kobieta zamknęła szafę z hukiem. Nie ważne jak długo wpatrywałaby się w jej wnętrze, elegancki strój na pewno nie zmaterializowałby się w magiczny sposób. Z rezygnacją sięgnęła po przerzuconą przez krzesło kurtkę. Jedyną osobą, która mogła jej pomóc w takiej sytuacji, była Trixie.

      ***

      Keira chyba jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak nieswojo jak teraz, czekając na Crossa pod hotelem. Przyzwyczajona do noszenia wygodnych, praktycznych kombinezonów, wbita teraz w długą, elegancka sukienkę, czuła się wyjątkowo źle. Chodź Trixie, znajoma dilerka, która użyczyła jej stroju na dzisiejszy wieczór, wybrała jej ubranie maskujące jej blizny, kobieta nia mogła pozbyć się wrażenia, iż jej ciało jest zbyt mocno odsłonięte. Nie mogła się pojawić utytłana od stóp do głów w jakąś szatę niczym starożytna kapłanka, dlatego musiała pójść na pewien kompromis. Suknia odsłaniała ramiona i plecy, lecz nie całkiem - w tych miejscach znajdowały się wstawki z gęstej, czarnej koronki, która okazała się skutecznym kamuflażem. Leider upieła włosy w wysoki kok, a całości dopełnił makijaż, składający się z czarnych kresek na powiekach i czerwonej szminki. Półelfka zacisnęła dłoń na niewielkiej torebce, postukując z niecierpliwości obcasem. Jej dzisiejszy strój miał jeszcze jedną, dla niej ogromną wagę. Oprócz tego, że czuła się w nim niezręcznie i nie wyobrażała sobie, jak w czymś takim mogłaby biegać, gdyby zaszła potrzeba natychmiastowego ulotnienia się z hotelu, nie miała jak przemycić broni. Choć dobrze radziła sobie w walce wręcz, to jednak ciężar czegoś o większym zasięgu w dłoni działał na nią uspokajająco. Jedyne, co zdołała upchnąć do kopertówki to niewielki pistolet. Do pończochy zdołała "przykleić" kilka niedużych noży do rzucania, ale pomimo tych środków ostrożności wolałaby, aby to spotkanie obyło się bez niespodzianek. Z takim "arsenałem" nie chciałaby stawiać czoła oficerom STARu.
      - Gdzie jesteś do cholery, Cross - mruknęła do siebie, rozglądając się nieznacznie. - Nie każ mi tu sterczeć jak idiotka...

      Usuń
  19. Keira czuła jak z każdą chwilą jej irytacja rośnie. Miała tylko nadzieję, że haker nie postanowił nagle wycofać się z ich umowy, nie powiadamiając jej o tym wcześniej. W przeciwnym wypadku nie chciałaby być w jego skórze... Zgrzytnęła zębami, starając się zignorować kolejne, przeciągłe gwizdniecie, mające stanowić jakże wyczerpujący komentarz, pod adresem jej wyglądu. Zacisnęła mocniej palce na torebce, w której ukryty miała pistolet. Obiecała sobie, iż jeśli jej wspólnik nie pojawi się w ciągu najbliższych dziesięciu minut, wraca do domu by jak najszybciej pozbyć się kiecki, w której czuła się jak w jakimś kokonie. Następnie wyruszylaby na poszukiwanie Crossa by uświadomić mu, czym kończy się robienie z niej skończonej idiotki. Zanim jednak upłynął czas, który sobie wyznaczyła, poczuła jak czyjeś ramię oplata jej talię. Równocześnie z tym, na jej policzku ktoś odcisnął czuły pocałunek. Zanim odruchowo wbiła obcas w stopę bezczelnego delikwenta, usłyszała dobrze znajomy jej głos Crossa. Cóż, powinna się była domyśleć, że to był on. Wzięła głeboki oddech, zanim odwróciła się w jego stronę. Choć w słowach mężczyzny była słuszność, iż musieli wypaść bardzo przekonująco, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, nie zmieniało to jednak faktu, iż jego zachowanie bardzo, ale to bardzo nie przypadło do gustu Leider. Gdyby spróbował wyskoczyć z czymś takim w innych okolicznościach, z pewnością skończyłby ze złamaną z którąś kończyń. Mając nadzieję, że puder ukryje zarumienione pod wpływem złości i lekkiego zażenowania policzki, zmierzyła uważnie mężczyznę wzrokiem. Od razu rzuciło jej się w oczy to, iż Cross w garniturze czuje się równie skrępowany, co ona w swojej sukni. Myśl, że nie tylko ona musiała dzisiaj wbić się w "cudzą skórę", odrobinę poprawił jej humor. Strój wyglądał na zupełnie nowy - doskonale leżał na hakerze, który prezentował się wnim bardzo elegancko (zdaniem półelfki o wiele lepiej niż w zwykłym podkoszulku, ale prędzej dałaby się pokroić, niż powiedziała to na głos). Uwadze Keiry nie uszło to, iż mężczyzna wygląda na przemęczonego, chociaż starał się to zamaskować. Miała tylko nadzieję, iż nie przespane noce zawdzięcza poszukiwaniom informacji, które miały pomóc im w ich zadaniu, a nie zażywaniu dyoru... Zamrugała zaskoczona, kiedy Cross wręczył jej bukiecik - wyglądało na to, iż opracował każdy punkt dzisiejszego "przedstawienia". Postarała się rozciągnąć wargi w najbardziej ujmujacym uśmiechu, na jaki było ją stać, kiedy przyjmowała kwiaty. W końcu musiała wyglądać na szczęśliwą, zadowoloną z życia kobietę, którą "jej mężczyzna" zabiera do niezwykle drogiego hotelu.
    - Dziękuję, to słodkie z twojej strony... Aaronie - odparła, chowając na chwilę twarz w białych, delikatnych kwiatkach.
    Zastanawiała się, ile z urody i zapachu tych roślinek zachowało się w stosunku do ich powojennych przodków. W każdym bądź razie, miały bardzo przyjemną woń, która podziałała kojąco na półelfkę.
    - Kwiaty, woda kolońska, garnitur... Miło, że nie tylko musiałam wbić się w cudzą skórę - powiedziała, zbliżając się do mężczyzny i niedbałym ruchem poprawiając mu krawat.
    Żałowała, iż nie ma tej lekkości i swobody w obcowaniu z innymi ludźmi - wtedy mogłaby wykorzystać sprzyjającą okazję, by utrzeć nosa zarozumiałemu hakerowi. Nawet taki niewinny gest, jak wygładzenie klap marynarki sprawiał, że czuła się niezwykle skrępowana, choć starała się tego nie okazywać, by nie dostarczyć mężczyźnie dodatkowej satysfakcji. Miała okazję po raz kolejny przetestować swoje opanowanie, kiedy Cross ucałował jej dłoń, oferując następnie swoje ramię.
    "Baw się dzisiaj dobrze, Cross" - pomyślala, uśmiechając się tajemniczo. - "Tylko uważaj, żebym to ja następnym razem nie zabawiła się z tobą..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Z przyjemnością, Aaronie - odpowiedziała, wsuwając rękę pod ramię mężczyzny.
      Nie zwlekając dłużej, gdyż przechodnie zaczęli zwracać na nich coraz większą uwagę, skierowali swe kroki ku wnętrzu hotelu. Przekraczając jego próg Keira poczuła się tak, jakby znalazła się nagle za sprawą czarów w innym świecie. Brudne, niebezpieczne ulice zostawili za sobą, by znaleźć się w rozświetlonym, bogatym wnętrzu, pełnym na każdym kroku przepychu. Leider była tylko raz w Tulipanie, ale nie wiele z neigo zobaczyła, ponieważ przez większość czasu przemykała się głównie szybami wentylacyjnymi, by złapać jedną ze swych "ofiar". Nic więc dziwnego, iż teraz widok Tulipana od środka zrobił na niej niemałe wrażenie. Całość rozświetlały zawieszone u sufitu potężne, kryształowe żyrandole (Keira zastanawiała się, czy kryształy są prawdziwe czy sztuczne), zaś w kolorystyce otoczenia dominowało złoto i czerwień. Drewniane meble, które miały imitować sztukę sprzed wojny nuklearnej, miały złote zdobienia - w podobne złote ramy umieszczono reprodukcje największych dzieł malarskich. Rozłożone dywany skutecznie tłumiły kroki przechodzących osób oraz miały ocieplać całe wnętrze. Keira czuła na sobie wzrok obsługi hotelu, która dyskretnie obserwowała swych gości, zjawiając się tylko po to, by spełnić jakieś ich życznie, lub skutecznie pozbyć się tych, którzy nie przestrzegali niepisanego kodeksu zachowania w Tulipanie. Kiedy pierwsze wrażenie opadło, a następywało to dość szybko, jeśli sobie przypomniało o podwójnej funkcji, jaką pełnil hotel, kobieta postawnowiła przejść do rzeczy. W końcu przybyli tu w interesach.
      - To gdzie ma czekać na nas twoja przyjaciółka? - wyszeptała do ucha Crossowi, opierając podbródek o jego ramię.

      Usuń
  20. [Oj jesteś pewna, że Aaron dałby się złapać Jainie? :D Już mu współczuję]
    Jaina

    OdpowiedzUsuń
  21. Ciekawe, co by było, gdyby dowiedziała się, że któryś z członków jej rodziny próbuje się z nią skontaktować. Czy próbowałby przeprosić? A może zrzucał całą winę przeszłości na nią? Nie, na pewno nie. Odnaleźliby Jainę tylko i wyłącznie wtedy, gdy byłaby im do czegoś potrzebna. W końcu mag żywiołów w rodzinie może okazać się naprawdę przydatny dla swoich korzyści – a przy okazji zrzuci się brudną robotę na kogoś innego. Wygodne, prawda? Uśmiechnęła się krzywo sama do siebie. To, co tliło się teraz w jej głowie, należało do tak wielkiej fikcji, że nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
    Potem spróbowała przypomnieć sobie twarz swojej siostry. Ciemne, niemal czarne oczy dziwnie kontrastowały z jasnobrązowymi puklami i dziwnym, dziecięcym wręcz, naiwnym uśmiechem na tej jej słodkiej buźce. Kobieca i tak denerwująco delikatna w każdym calu. Zupełnie jak nie z tego świata. Nie nadaje się do czasów, w których przyszło jej żyć. Może gdzieś w… osiemnastym czy dziewiętnastym wieku. Ale nie teraz, gdy powoli kończy się dwudziesty drugi. Czas brnie naprzód, nie patrząc, czy ktoś się zatrzymał czy cofnął, czy pędzi krok krok z nim.
    Ze zdumieniem stwierdziła, że jej głupkowata siostra jest jedynym członkiem rodziny, który jeszcze pamięta po tylu latach rozłąki. Próbowała przypomnieć sobie ojca – ale widziała tylko jego cechy charakteru. Ach, Jaina, starzejesz się, że przyszło ci tak dumać nad przeszłością. Zupełnie jak jakaś nieprzydatna staruszka.
    Zdążyła jedynie pokręcić głową, gdy do pomieszczenia jak burza wpadła agent Thira Souyaella. Czarnowłosa obróciła się gwałtownie w stronę partnerki i zmarszczyła brwi. Jej tak nagłe pojawienie się nie wróżyło niczego dobrego. Dokładnie to samo przekazał jej lekko zagubiony wzrok kobiety. Szykowały się kłopoty. POWAŻNE kłopoty.
    - Co się dzieje, Thira? – zapytała twardo Lloyd, bo najwidoczniej kompanka nie miała zamiaru zbyt szybko jej tego wyjawić. Albo nie potrafiła pozbierać słów. Wszystko jedno. Ale ta nadal milczała. Zaniepokojona, a może bardziej poirytowana agentka zrobiła kilka kroków w jej stronę, złapała za ramiona i potrząsnęła nią. – Mów!
    - Dostaliśmy wiadomość, że ktoś próbuje włamać się do jednej z placówek badawczych ABiRu – wydusiła z siebie Thira. Jaina puściła ją i odsunęła się na krok, chłodno i racjonalnie próbując zanalizować całą sytuację.
    - Musimy ich namierzyć. Zbierz ekipę, jak tylko dowiemy się, gdzie są, jedziemy tam. NATYCHMIAST!
    Souyealla pokiwała głową i niemal wybiegła. Ten, kto porwał się na taką akcję, musi być albo geniuszem, albo skończonym idiotą. Oby okazał się tym drugim. Będzie zdecydowanie łatwiej i szybciej.
    Zabrała ze sobą kilka niezbędnych broni, które z pewnością jej się przydadzą podczas takiego wypadu, i wyszła zaraz za Thirą, która podzielić miała się z nią niezbędnymi informacjami. Ale… zanim je zdobędą, może trochę potrwać.

    Jaina Lloyd

    OdpowiedzUsuń
  22. Chodziła z założonymi rękoma po pomieszczeniu, podczas gdy Rebzon odpowiedzialny aktualnie za znalezienie hakerów najwidoczniej się nie spieszył. Miał czas, aby zarzucać kolejnymi żartami śmiejącą się pod nosem Thirę. O litości, jeśli TO jest przyszłość STAR, to raczej nie można mu wróżyć złotych czasów. W przeciwieństwie do gangów panoszących się bezczelnie po ulicach Arius. Przystanęła i zamknęła oczy, chcąc złapać ostatnie promyczki swojej cierpliwości.
    Była pewna, że za tą sprawą stoi jakiś gang. Po co się włamują – to też jasne. Ale kto jest na tyle głupi, aby to zrobić? Albo: kto jest na tyle zdesperowany, aby pożegnać się w tak żenujący sposób z życiem.
    - Skupcie się! – wrzasnęła w końcu, gdy do jej uszu dotarł kolejny wybuch śmiechu Souyealli. Natychmiast zamilkli – i on, i ona. Thira tylko bardziej pochyliła się nad monitorem komputera, przez który kolejno przewijały się dane.
    - Cholera – usłyszała za moment głos Rebzona i odwróciła się w jego stronę. – Ktokolwiek to jest, są dobrzy.
    - A kogo się spodziewałeś? – skarciła go od razu, nie zastanawiając się nawet nad swoimi słowami. A powinna. Emocje jednak tym razem wygrały. – Bandy dzieciaków latających po śmietnikach? I co, mieliby dla zabawy włamać się do naszej bazy danych? Chociaż teraz pewne nawet i już dzieci potrafią dobrze po sobie sprzątać – żachnęła się i z powrotem zaczęła chodzić ze zniecierpliwieniem.
    Minuty wydłużały się okropnie, a Jaina była coraz bardziej nerwowa. Nie może im się udać. Nie ma nawet takiej możliwości! Ale jeszcze chwila, a wszystkie wysiłki pójdą na marne. Tylko przez jedną nędzną grupę hakerów…
    - Mam ich!
    Jaina jak na zawołanie dopadła do monitora, przebiegła wzrokiem przez kolejne dane wypisane na ekranie, zerwała się, upewniając się po drodze, że ma wszystko, co jej jest potrzebne i wybiegła z pomieszczenia, krzycząc jeszcze, aby Thira biegła za nią i wołała całą ekipę do działania.
    ~ * ~
    Nie jechali zbyt długo. Jaina za wszelką cenę starała się przez całą drogę trzymać nerwy na wodzy i póki się nie odzywała, wychodziło jej. Przynajmniej do czasu, kiedy dotarli na miejsce. Wyskoczyła z auta jako pierwsza i wiedząc, że cała reszta biegnie za nią. Za chwilę zacznie się prawdziwe show.
    Wpadanie tam jak huragan, z efektami specjalnymi, byłoby zbyt głupim pomysłem, dlatego starała się zachować największą ostrożność. Kto wie, jaką bronią dysponują, kto wie, ilu ludzi przyjdzie jej poświęcić, żeby złapać zaledwie kilku rebeliantów.
    Wkrótce ich dostrzegła. Byli odwróceni tyłem, dlatego też powiedziała, aby ich jak najszybciej otoczyć. Niestety, elfka, która stała najdalej od grupy, odwróciła się nagle i zdążyła krzyknąć. Cholera. Nie mogło być przecież za prosto. Zmusiła się do biegu, sięgając od razu po broń i strzeliła – pocisk minął kobietę, a trafił w krasnoluda, który padł od razu. Przebiegła wzrokiem raz jeszcze po zgromadzonych i najwidoczniej lekko zdziwionych hakerach, a jej spojrzenie spoczęło na cyborgu. Po uporaniu się z tą dziwką, która krzyknęła, on będzie następny.

    Jaina

    OdpowiedzUsuń
  23. Keira zamiast spodziewanej odpowiedzi dostała kolejny element przedstawienia. Zamrugała zaskoczona, kiedy haker wyciągnął dwie karnawałowe maski. Nietrudno było się domyśleć, że ta czerwona, obszyta delikatną koronką była zarezerwowana specjalnie dla niej. W milczeniu pozwoliła ją sobie założyć czując, jak zaczyna wzrastać jej irytacja. Przypomniała sobie, dlaczego to nigdy nie chciała pracować jako szpieg – trudno jej było skupić się na zadaniu, a jednocześnie przekonywująco odgrywać swoją rolę. Mogła mieć tylko nadzieję, iż powoli zbliżają się do swojego celu.
    Ostrożnie poprawiła swoją maskę, słuchając szeptanych przez hakera instrukcji. Wyglądało na to, iż Cross wszystko dokładnie zaplanował i że to nie jest pierwszy raz, kiedy w podobny sposób kontaktuje się ze swoją informatorką. Musieliby mieć wyjątkowego pecha, żeby coś mogło pójść nie tak… Kiedy mężczyzna skończył mówić, Keira dotknęła jego dłoni, którą wciąż trzymał na jej policzku, delikatnie ściskając jego palce. Dla postronnych obserwatorów zapewne wyglądało to tak, jakby kobieta chciała jeszcze na chwilę zatrzymać ukochanego w tym geście, ale Leider starała się tym przekazać, iż zrozumiała polecenia Crossa. Przynajmniej miała nadzieję, że haker w ten sposób odbierze jej niemy przekaz…
    Półelfka zgodnie za radą Aarona zachichotała – śmiech przyszedł jej wyjątkowo łatwo po wcześniejszej uwadze mężczyzny, iż dzisiejszego wieczoru będzie dla niej rycerzem w błyszczącej zbroi. Keirze na chwilę stanął przed oczami obraz Crossa okutego w ciężki pancerz, siedzącego na białym koniu. Cóż, to by był dopiero widok! Chwilowa wesołość i rozluźnienie, jakie przyniosła ustąpiły jednak niejasnemu przeczuciu, że coś jest nie tak. Aaron z wzrokiem utkwionym nad jej ramieniem, przywołał na twarz uśmiech, przytulając się do niej. Keira nie mogła się teraz odwrócić, by przyjrzeć się stojącym za nimi osobom, do których ewidentnie skierowane było to konkretnie zagranie Crossa. Kobieta nie wiedząc w jaki sposób przekazać swojemu wspólnikowi, iż powinni się pośpieszyć, mogła jedynie dać się poprowadzić dalej w głąb hotelu. Starając się, by bukiecik nie uległ zniszczeniu zastanawiała się, czy w ogóle powinna zawracać Crossowi głowę swoimi przeczuciami. W końcu niepokój wywołała w niej złowiona kątem oka męska sylwetka, której nie zdołała się nawet dobrze przyjrzeć…
    Z każdym krokiem atmosfera panująca w hotelu coraz bardziej ulegała zmianie. Jasno oświetlony hol musiał ustąpić zaciemnionej sali. Keira z jednej strony cieszyła się, iż domieszka elfiej krwi w jej żyłach sprawiała, że miała bardziej wyostrzone zmysły niż ludzie, dzięki czemu mogła z łatwością wymijać znajdujące się w pomieszczeniu osoby, bez wpadania na nie. Z drugiej zaś strony wolałaby słyszeć trochę mniej wyraźnie wszystkie te dźwięki, sugerujące jakim to czynnościom oddają się w tej chwili bywalcy hotelu… Przez chwilę spanikowała, iż w takim tłumie ciężko będzie im znaleźć informatorkę nie wyglądając podejrzanie, jednak jej obawy rozwiały się równie szybko, jak pojawiły.
    Kobietę, która była ich dzisiejszym „celem” nie dało się przeoczyć. Rzucała się w oczy nawet w skąpanej w półmroku, owianej papierosowym dymem sali, wśród poprzebieranych w kiczowate stroje, mające imitować nimfy czy inne leśne duchy, pracownic hotelu. Wysoka elfka górowała nad zgromadzonym towarzystwem, a dodatkowych centymetrów dodawała jej misternie upięta fryzura, w której znajdowała się cała masa różnych zdobień. Choć na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby elfka wpięła we włosy każdą rzecz, jaka wpadła jej w ręce, po chwili człowiek zaczynał dostrzegać, iż wszystkie elementy układają się razem w bajecznie kolorową całość. Może i dla wielu nazbyt ekscentryczną całość, ale mającą swoje unikatowe piękno.
    „Cóż, mógł po prostu kazać mi szukać kobiety z najbardziej wymyślną fryzurą, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić” – pomyślała Keira, poprawiając bukiecik. – „Jej włosy o wiele bardziej rzucają się w oczy niż sztuczna noga…”
    Elfka chyba ich zauważyła, bo posłała w ich stronę przyjacielski uśmiech, który Leider odwzajemniła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Informatorka nieśpiesznie zaczęła zbliżać się w ich stronę – pomimo kalectwa Keira musiała przyznać, iż kobieta porusza się z wyjątkową gracją i elegancją, której mogłoby pozazdrościć jej wiele osób. I kiedy wydawało się, iż nic nie może na tym etapie pójść źle, półelfka poczuła nagłe szarpnięcie za ramię. Leider zaklęła pod nosem czując, jak chwieje się na obcasach – w ostatniej chwili uczepiła się ramienia Crossa, starając się odzyskać straconą równowagę. Obróciła głowę, chcąc zobaczyć co się w ogóle stało i poczuła, jak uginają się pod nią nogi.
      „Nie, to się nie dzieje naprawdę…”
      Mężczyzna, który wcześniej przyglądał się im badawczo teraz trzymał jej rękę w stalowym uścisku. Nie wyglądał na pijanego, odurzonego narkotykami czy po prostu na takiego, który szuka zaczepki – po brutalnym zwróceniu na siebie uwagi teraz wyglądał na wyjątkowo opanowanego. Bez słowa wpatrywał się w półelfkę, jakby chcąc się upewnić czy ma przed sobą właściwą osobę. Keira starała się wycofać w stronę Aarona, ale tajemniczy napastnik kolejnym gwałtownym szarpnięciem zmusił ją zamiast tego do zrobienia kroku w przód.
      „To niemożliwe… Jakim cudem on przeżył? Rozpoznał mnie? Nie, minęło tyle lat, w tym świetle ciężko dostrzec rysy twarzy… Mam dodatkowo założoną maskę…”
      - Wydaje mi się mała, że się skądś znamy. Nie przypominasz mnie sobie, hmm? – głos mężczyzny brzmiał dziwnie, jakby… metalicznie.
      „Musi mieć wstawioną metalową płytkę. To cud, że przy takich obrażeniach w ogóle jest w stanie mówić…”
      Choć minęło tyle czasu, Keira bez większego trudu rozpoznała Iana O’Neila. Nie było to zresztą trudne, bo mężczyzna wyglądał tak, jakby mijające lata nie odcisnęły na nim swojego piętna. Te same stalowoszare oczy, otoczone siateczką drobniutkich zmarszczek, te same nierówno przycięte szpakowate włosy… Kwadratowa szczęka, twarde, jakby wykute w kamieniu rysy twarzy i nos wyglądający na co najmniej dwukrotnie złamany – wizerunek „rasowego tanka”, z czego żartował cały ich oddział. Człowiek, który nie powinien był już chodzić po świecie, a co dopiero znajdować się w Tulipanie, właśnie dzisiaj...
      Choć Leider od razu rozpoznała mężczyznę, ten nie wyglądał na do końca pewnego czy faktycznie trafił na „starą znajomą”.
      „Jeśli szybko zniknę, może pomyśli, że spotkał tylko kogoś do mnie podobnego…”
      - Ni-ie znam pana – wychrypiała, próbując oswobodzić rękę. – I proszę mnie puścić – syknęła z bólu, kiedy Ian zacisnął uścisk.
      - Pozwól tylko, że coś sprawdzę i już cię puszczam laleczko… - mruknął, przyciągając ją bliżej.
      Wolną ręką sięgnął do jej maski. Keira w ostatniej chwili szarpnęła z całych sił do tyłu. Od upadku uratowało ją tylko to, że na kogoś wpadła. Mogła mieć tylko nadzieję, że był to Cross, a nie ktoś inny. Kątem oka dostrzegła zmierzającą w ich stronę znacznie szybciej Viridianę. Mogła się tylko modlić, żeby kobieta dotarła zanim zostaną zdemaskowani. Albo żeby Cross wpadł na jakiś cudowny pomysł, który wybawi ich z opresji. Jakiekolwiek bardziej agresywne zagranie ze strony Keiry mogłoby spowodować tylko większe zamieszanie – dodatkowo wtedy na pewno zdemaskowałaby się przed Ianem. Trudno jest walczyć przeciw komuś, z kim przechodziło się cały cykl treningów i szkoleń, a potem służyło przez wiele lat w jednej jednostce i liczyć na to, że nie zostanie się rozpoznanym.
      „Cholera, chyba sobie dzisiaj tego księcia wykrakałeś, Cross…”

      Usuń
  24. Kobieta instynktownie zamknęła oczy, ale zamiast spodziewanego brutalnego zerwania maski usłyszała tylko zdenerwowany głos Crossa. Zamrugała zaskoczona kiedy zobaczyła, iż haker zasłonił ją przed kolejnym atakiem Iana, a teraz najwidoczniej zamierzał wdać się z nim w bójkę.
    „Cholera, przecież Ian poskłada go w niecałą minutę…”
    Na szczęście jej były towarzysz broni wydawał się być równie zaskoczony takim obrotem sytuacji co ona. Dostrzegła jego chwilowe zawahanie i niepewność, które zaraz zastąpił gniew w momencie, gdy Cross chwycił go za klapy marynarki. Leider potrząsnęła głową, starając się otrząsnąć z chwilowego szoku. W myślach sklęła siebie za tak nieprofesjonalną postawę – pozwoliła sobie na okazanie słabości na misji, co może się odbić zarówno na niej, jak i na Aaronie. Jednak żadne szkolenie nie przygotowało ją psychicznie na spotkanie z towarzyszem zza grobu… Chciała się wtrącić między mężczyzn, ale w tej chwili zauważyła, iż Cross w walce używa tylko jednej ręki, zaś drugą dłoń schowaną miał w kieszeni marynarki. Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co kombinuje haker zobaczyła, jak w jednej chwili potężny Ian zaczyna słaniać się na nogach, trzymając się oburącz za głowę. Jakby spod ziemi wyrosły koło niego dwie młode kobiety, które jak gdyby nigdy nic pochwyciły go za ramiona i nie tracąc nic z elegancji w swoich ruchach, na pół wyprowadziły, na pół wywlekły mężczyznę z tłumu. Keira zdążyła pochwycić jeszcze spojrzenie Iana, nim całkowicie zasłonili go bywalcy „Tulipana”. Poczuła, jak przechodzi ją dreszcz, kiedy mężczyzna mrugnął do niej i powiedział coś bezgłośnie. Nawet jej wyczulony słuch nie zdołał wyłowić jego słów z tego morza dźwięków, ale nie sprawiło jej większej trudności odczytanie treści komunikatu z ruchu warg.
    „Wiem, że to ty.”
    Leider nie dane jednak było dłużej zastanawiać się nad tym spotkaniem, nie mówiąc już o jego późniejszych konsekwencjach, gdyż poczuła jak haker osuwa się na nią, starając się ustać na nogach. Półelfka podtrzymała go, obejmując w pasie. Dopiero teraz zauważyła, iż mężczyzna w marynarce miał schowany deck.
    „No tak, musiał wysłać impuls, który wywołał spięcie we wczepach Iana. I pewnie dostał rykoszetem…”
    Co prawda Cross wyglądał o wiele lepiej od barczystego żołnierza, ale też pewnie jego cybernetyczne ulepszenie były na wyższym poziomie. Implanty, które zauważyła u Iana nawet dla niej wyglądały na starocie, zamontowane pośpiesznie, więc musiał bardziej odczuwać skutki spięcia… Keira z ulgą przyjęła pomoc Viridiany, która w końcu do nich dotarła. Wspólnymi siłami pomogły Crossowi wydostać się z tłumu. Półelfka musiała przyznać, iż informatorka zaimponowała jej zimną krwią – w jednej chwili potrafiła zneutralizować niebezpieczną sytuację, nie dając po sobie poznać jakiegokolwiek zdenerwowania, wręcz przeciwnie. Zachowywała naturalność, jakby wszystko to było tylko element przedstawienia, niegroźnej sztuki teatralnej, w której stawką nie jest ich bezpieczeństwo. Keira szybko zlustrowała salę, ale nie wyglądało na to, iż zamieszka, w której uczestniczyli przyciągnęła czyjąś szczególną uwagę. Bywalcy musieli pewnie uznać, że byli jedynie świadkami sprzeczki dwójki mężczyzn o kobietę, jakie w tego typu miejscach często się zdarzały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieta pozwoliła sobie na westchnięcie ulgi dopiero wtedy, kiedy Viridiana wyprowadziła ich z sali i zaczęła prowadzić dość obskurnym korytarzem. W połowie drogi Cross dał znać, iż może już iść o własnych siłach, więc obie z Viridianą puściły jego ramiona. Keira jednak nie mogła się powstrzymać od zerkania na zamykającego teraz ich mały pochód mężczyznę by upewnić się, że gdzieś po drodze im nie zemdlał. Stłumiła w sobie chęć zgrzytnięcia zębami. Musiała przyznać, iż z całej trójki to ona dała dzisiaj ciała, zachowując się jak najprawdziwsza dama w opałach. Podczas gdy Aaron i Viridiana zadziałali błyskawicznie, ją całkowicie sparaliżowało. Nie była w stanie racjonalnie myśleć, nie mówiąc już o podjęciu jakiejkolwiek czynności. Gdyby nie Cross, zostałaby zdemaskowana… Potrząsnęła głową. Nie było teraz czasu na samobiczowanie się, później będzie miała go aż w nadmiarze, by wszystko dokładnie przemyśleć. Teraz najważniejsze było doprowadzenie tej sprawy do końca i ulotnienie się z „Tulipana”.
      „Bez żadnych więcej niespodzianek” – przysięgła sobie solennie w duchu.
      Viridiana w końcu otworzyła któreś z nie wyróżniających się drzwi, wpuszczając ich do swojego królestwa. Elfka z wdziękiem odebrała od niej nieco już zmaltretowany bukiecik, o którym Keira zdążyła zapomnieć, kładąc go obok pięknego, bogatego bukietu znajdującego się na toaletce. Dopiero teraz Leider poczuła, jak opuszcza ją cały stres. W przeciwieństwie do Viridiany, która z tą samą elegancją wdzięcznie ułożyła się na łóżku, była agentka opadła jak podcięta na stojącą przy toaletce miękką pufę. W tym momencie oddałaby wszystko za porządną szklankę wódki. A najlepiej całą butelkę. Nie drgnęła, kiedy Cross z wściekłością cisnął swoją maskę, podniesionym głosem zadając pytania, których się spodziewała. Cóż, byłaby naprawdę zaskoczona, gdyby nie padły. Sama również pozbyła się swojej maski, kładąc ją obok bukietu. W zamyśleniu potarła skroń.
      „Tyle mogę dzisiaj zrobić. Powiedzieć prawdę. W końcu, jakby na to nie patrzeć, ta dwójka ocaliła mi dzisiaj tyłek…”
      Podniosła wzrok na Crossa, który patrzył na nią wściekle, oczekując wyjaśnień. Zanim jednak rozpoczęła swoją opowieść spytała Viridany:
      - Masz może tu coś mocniejszego? Muszę się napić…
      Elfka z uśmiechem wskazała na stojący obok łóżka stoliczek, na którym stała ozdobna karafka oraz szklanki. Leider wstała, nalała sobie porcję po czym opróżniła ją jednym haustem, krzywiąc się gdy poczuła woń róży. Choć różana nalewka miała dla niej okropny posmak, najchętniej wlałaby w siebie całą karafkę, by zapomnieć o całym tym zdarzeniu. Zamiast tego zdecydowanym, trochę zbyt silnym ruchem odstawiła szklankę i wróciła na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce. Dopiero gdy poczuła, iż odzyskała władzę nad swoim głosem, zwróciła się do Aarona:
      - Będzie chyba prościej, jak zacznę od początku… Ten „dryblas” to był Ian O’Neil, znajomy za czasów STARu. A raczej powinnam była powiedzieć „były znajomy”, bo od kilku ładnych lat do dnia dzisiejszego byłam święcie przekonana, iż Ian nie żyje. Cholera, wszyscy myśleli, że nie żyje, sama byłam na jego pogrzebie, jego i całego mojego oddziału… - potrząsnęła głową, starając się nie zgubić wątku. – Kilka lat temu mój oddział dostał za zadanie zlikwidowanie grupy nekromantów, która zrobiła sobie kryjówkę w kanałach. Pewnie o tym słyszeliście – było w związku z tym sporo porwań, kradzieży ciał z kostnic i bezczeszczenia cmentarzy… - widząc, iż jej rozmówcy wiedzą, o jakie wydarzenia jej chodzi kontynuowała dalej. – W końcu STAR udało się namierzyć ich kryjówkę. To miała być prosta robota – wyeliminować zagrożenie i po krzyku. Nie spodziewaliśmy się większych kłopotów, bo poza tym, iż magowie robili wokół siebie sporo szumu, tak naprawdę nie dysponowali jakąś potężną mocą. W każdym bądź razie nie taką, z którą byśmy sobie nie poradzili. Jednak wszystko zaczęło się już pieprzyć w momencie, kiedy tylko zbliżyliśmy się do ich kryjówki.

      Usuń
    2. Znaleźliśmy swoich nekromantów tylko nie w takiej formie, w jakiej się spodziewaliśmy – Keira obrzuciła karafkę z alkoholem tęsknym wzrokiem.
      Nie lubiła wracać pamięcią do tamtych wydarzeń, które tak mocno się na niej odcisnęły.
      - Wszyscy magowie byli martwi – podjęła swoją opowieść. – Spaleni, a sądząc po tym, w jakich pozycjach odnaleźliśmy ich ciała, spaleni żywcem – Keira skrzywiła się, niemalże czując woń zwęglonego, ludzkiego mięsa. – Po zdaniu raportu z sytuacji centrala uznała sprawę za rozwiązaną i kazano nam wrócić. Nie było magów, nie było problemu. Ja jednak uparłam się, żeby jeszcze trochę powęszyć. Detektory wskazywały wysokie stężenie energii magicznej, co wskazywało na obecność kolejnego maga, który wyeliminował nekromantów. Ślady były świeże, więc spodziewałam się, że nie mógł ujść daleko… Na nasze nieszczęście tak było. Zanim doszliśmy do kolejnego zakrętu, nasze detektory oszalały. Stężenie energii było tak wysokie, iż wykraczało poza wszelkie skale. A potem… potem zanim zdążyłam cokolwiek zrobić usłyszałam krzyk Iana, który zepchnął mnie z linii ognia. Uderzyłam o coś głową i straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, moi towarzysze umierali w płomieniach. Cały oddział doświadczonych żołnierzy został w ułamku sekundy pokonany przez jednego maga. Tylko jednego i to w dodatku wyglądającego na będącego już jedną nogą w grobie – Leider starała się skracać swoją opowieść, chcąc jak najszybciej przez nią przebrnąć.
      Nie zagłębiać się w szczegóły, nie skupiać na twarzach, na krzykach, na duszącym zapachu palonego mięsa i słodkim śmierci. Nie skupiać się na własnych wrzaskach…
      - Zanim zdążyłam się podnieść poczułam, że sama zaczynam się palić… ale mnie nie zabił. Nie wiem dlaczego, czy to był jakiś jego kaprys, ale stwierdził, że mnie wyłącznie „naznaczy”…
      Po tych słowach, z lekkim zawahaniem Keira zaczęła podwijać koronkowy rękaw sukienki, starając się opanować drżenie ręki. Nie zasłaniała ciała ze zwykłej, kobiecej próżności czy ze wstydu. Okrywała się szczelnie ponieważ nie mogła się oprzeć wrażeniu, spoglądając na swoje blizny, iż stanowią one swojego rodzaju znacznik, jak tatuaże z numerem więźnia. Że została tamtego dnia napiętnowana jak bydło. Poza tym przy większej ilości odkrytego ciała nie mogła się pozbyć wrażenia, iż jest cały czas obserwowana, jakby płomienie wypaliły w jej ciele jakiś magiczny nadajnik.
      Starała się nie patrzeć, jak spod koronki zaczyna się wyłaniać siatka blizn – z początku cieniutkich, bladych, ledwo widocznych na dłoni linii, rozszerzających się bliżej ramienia i zamieniających w czerwone, błyszczące pręgi, jakby obrażenia miały zaledwie kilka dni, a nie ładnych parę lat. Rany zadane magią zawsze pozostawiały trudne do usunięcia ślady, ale jej oparzenia podobno stanowiły prawdziwą medyczną zagadkę. Nie ważne w jaki sposób starano się je leczy czy usuwać, nie ważne ile zabiegów przeszczepu skóry przeszła, siatka blizn pojawiała się za każdym razem tworząc dziwny, makabryczny wzór na jej ciele.
      - Dalej jest tylko gorzej – skwitowała z bladym uśmiechem, ponownie ukrywając rękę pod koronką. – Tak więc nikt nie miał prawa przeżyć tamtego dnia. Tymczasem dzisiaj zobaczyłam ducha… Nie wiem skąd się tu wziął, nie wiem czego chciał. Nie wyglądał, jakby tu za nami przyszedł – chyba był równie zaskoczony tym spotkaniem co ja. Podejrzewam, że był to bardzo niefortunny przypadek. A co do tego, czy zamierza nas później śledzić, to szczerze wątpię. Nie wiem co mu zrobiłeś, ale wyglądał na nieźle zamroczonego. Poza tym nawet jeśli nie mam pojęcia jakim cudem przeżył i kto go poskładał do kupy, bo na pewno nie był to STAR, nie wyglądało na to, by zrobili z niego bezmózgiego zombie. Nie licząc tych wczepów, zachowywał się zupełnie jak on i o ile nic się nie zmieniło, jestem w stanie przewidzieć jego zachowanie. A Ian nie śledziłby nikogo, bo uznałby za coś „nie w jego stylu”. Jeśli będzie chciał mnie znaleźć, zrobi to inaczej – Keira nie zdecydowała się na wypowiedzenie na głos swoich przypuszczeń.

      Usuń
    3. Teraz, kiedy minął pierwszy szok dotarło do niej, iż Ian działał pod chwilowym zaskoczeniem. Owszem, jego reakcja była agresywna, ale w sumie dla niego była całkiem naturalna. Kobieta miała przeczucie, że nie będzie na nich się później czaił – wyglądało na to, iż sam przybył do „Tulipana” w celu załatwienia interesów, a to, że ich drogi się dzisiaj skrzyżowały sprawił przewrotny los. Czego jednak Ian szukał w „Tulipanie”, kto go wyleczył i jakim cudem przeżył?
      „Cóż, wygląda na to, że mam kolejną zagadkę do rozwiązania…”
      - To wszystko co mam do powiedzenia. Uwierz mi, że byłam tym zajściem równie zaskoczona co ty. A teraz mam nadzieję, że uda nam się przejść do prawdziwego powodu naszej dzisiejszej wizyty. Mam dość wrażeń jak na jeden wieczór…

      Usuń

Szkielet Smoka Panda Graphics